"Zniewolony. 12 Years a Slave" - recenzja

biograficzny/dramat
oryginalny tytuł: 12 Years a Slave
rok: 2013
reżyseria: Steve McQueen
scenariusz: John Ridley

Odkładałam ten film z myślą, że wiem o czym jest, wiem jak się skończy i dokładnie wiem czego się spodziewać. Będzie to na pewno porządna produkcja, w której albo tak zachwyci mnie gra i porządnie się wzruszę, że dam 9/10 albo obejdzie się bez łez i dam należne za świetnie wykonaną pracę 8/10. W końcu nie dałam żadnej z tych ocen, bo najnowsza produkcja McQuenna zaskoczyła mnie, jednak niestety nie w taki sposób jakbym chciała.

Film pod żadnym, ale to żadnym względem nie wybija się ponad poprawność. Wszystko idzie tak jak powinno, ale nic poza tym. Historia nie angażuje tak bardzo jak powinna, nie wzrusza zbyt mocno, nie mówiąc o wbijaniu w fotel. Po filmie o takiej tematyce, jeśli jest zrobiony całkowicie serio widz powinien czuć się po seansie przeżuty, wypluty i głęboko przejęty. Żadna z tych rzeczy nie przydarzyła mi się po wyjściu z kina. Aż prosi się o chociaż odrobinę niebanalności w jakimkolwiek elemencie produkcji. Niestety nie zobaczycie tu niczego czego byście już nie widzieli. Na pewno jest to ważny film ze względu na treść, historię, ale sama realizacja pozostawia nieco do życzenia.

Rzeczywiście jest sporo przemocy, ale też nie na tyle by uznać, że McQueen przesadził, jednak czy było to konieczne? Byłabym pod większym wrażeniem gdyby przejął widz nie używając do tego bata. Naprawdę są filmy, gdzie przy (oczywiście pozornie) minimalnym wkładzie reżysera i aktora widz jest dogłębnie przejęty i takie sceny robią na mnie wrażenie i sprawiają, że chętnie ukłoniłabym się przed twórcami filmu. Czy przedstawienie ciągłego chłostania wszystkich po kolei i innego rodzaju przemocy (głównie fizycznej) to dobry pomysł? Zabrakło mi tych scen wyciszenia, spokoju gdzie jest się sam na sam z bohaterem, takich intymnych scen, gdzie mogę poczuć jego cierpienie, zajrzeć do jego wnętrza (niestety powtarzanie co jakiś czas długich przybliżeń twarzy bohatera nie wystarczy).


Film nie należy do głównego bohatera. Film należy do Fassbendera. Jego kolejna, świetna rola to jedyne co bardziej wyróżnia się na plus i będzie dłużej zapamiętane. Facet jest niesamowity, a raczej niesamowicie prawdziwy. Z trzech nominowanych panów, których popisy miałam na razie okazję oglądać był zdecydowanie najlepszy. Oprócz niego jeszcze postać grana przez Paula Dano wywarła jakieś większe emocje i wzbudziła szczere zainteresowanie. Brad Pitt płaski, ale i tak dobrze było go przez te kilka minut widzieć. Bardzo nie chcę, ale trzeba napisać coś o głównym bohaterze. Chiwetel Ejiofor oczywiście bardzo dobry, ciężko temu zaprzeczyć, ale chciałoby się jeszcze trochę więcej, trochę lepiej, trochę intensywniej. Lupita Nyong’o również dobra rola, ale za jakiś czas nie będę o niej pamiętać, także bez zachwytów.


Ocena, która widnieje na filmwebie z jednej strony jest adekwatna, bo trudno tak porządnie, sumiennie zrealizowanej i ważnej ze względu na treść produkcji dać mniej niż 7, ale z drugiej zwiastuje coś więcej niż w moim odczuciu tak naprawdę otrzymujemy. W nie gorszy i nie w mniej poważny i przejmujący sposób problem niewolnictwa przedstawił Tarrantino, mimo, że nie poświęcił ponad 2 godzin tylko na to, a zdążył w tym czasie przedstawić jeszcze wiele innych wątków i więcej, ciekawszych postaci, nie wspominając o humorze, ale to inna kwestia. Zresztą to samo można powiedzieć o „Służących”. Rozumiem, że McQueen skupił się na czymś innym, na samej brutalności, rozumiem, że tak wyglądała tak historia naprawdę, ale oceniam film i moje odczucia z seansu, a jeśli chodzi o wspomnianą brutalność napisałam wyżej co myślę. Przejmujące, ale nie powala, nie zaskakuje i nie robi (szczególnie powtarzane) większego wrażenia. Kończąc - nic więcej poza schemat. Zakończenie również wzbudza jeszcze zbyt mało emocji, a tytułowych 12 lat w ogóle nie czuć. Sama osoba Salomona każdego poruszy, ale film jako całość? 7/10 to najwięcej ile mogę dać. Otrzymane statuetki w innych kategoriach niż aktor drugoplanowy mnie zdziwią.

1 komentarz:

  1. Ja też oceniłam 7/10, choć początkowo dałam 8. Mnie akurat brutalność nie przerażała, bo zapewne tak było naprawdę. Film ma sporo mniejszych czy większych wad, ale ma świetną obsadę i to mnie do niego przekonuje. Choć przyznam, że raczej drugi raz tego filmu nie zobaczę.

    OdpowiedzUsuń