dramat/erotyczny/romans
oryginalny tytuł: Fifty Shades of Grey
rok: 2015
reżyseria: Sam Taylor-Johnson
scenariusz: Kelly Marcel
Miały być "Tajemnice lasu", ale opinie ma średnie, znajomi też odradzili. Padła decyzja "niech będzie Grey". Przed pójściem do kina nie pałałam nienawiścią do "50 twarzy Greya", nie zarzekałam się i nie rozgłaszałam, że go nigdy nie obejrzę. Nie byłam go też specjalnie ciekawa, po zwiastunie wydał się po prostu kiczowaty. Wszyscy mówią, wszyscy piszą, wszyscy oglądają - czemu nie wyrobić sobie własnej opinii? Przekonać się czy rzeczywiście jest tak zły? No właśnie, czemu nie? Spontanicznie poszłam, choć przyznam, nieco zażenowana faktem, że idę na coś prawdopodobnie dosyć kiczowatego. Szczerze mówiąc wydawało mi się, że ludzie pastwią się nad nim, bo tak, bo wszyscy tak robią. Pastwili się zanim wszedł do kin, pastwią się i teraz, nawet jeśli nie obejrzeli, a tak naprawdę może nie jest aż tak tragicznie i będzie to średni, naiwnie romantyczny film, który jednak ocenię na 4-5/10. No i jednak się myliłam. Było zdecydowanie gorzej.
Po dziesięciu minutach moje zażenowanie sięgnęło zenitu (wielokrotnie robiłam TAK), później dłuuugo się śmiałam, a potem zaczęłam się nudzić i czekałam aż wreszcie pokażą trochę seksu. Wiecie... seks jest wszechobecny - ciągle rozmawiają o tym co będą robić, ustalają to wręcz przez cały film, ale samego seksu? Jest cała otoczka, ale nic ciekawego, a na pewno szokującego w filmie nie ma. W ogóle gdyby odciąć tematykę erotyki jest to film skierowany do 10-13 latek (nie ironizuję) - serio. Mniej sztucznego dramatyzmu jest w "Modzie na sukces" (tu też nie ironizuję). To film tak słaby, że aż nie chce się pisać o nim serio i pastwić się na
nim. W kategorii dramat czy melodramat ten film w ogóle nie istnieje. Jest bardziej naciągany, kiczowaty i żenujący niż większość filmów z serii
"Zmierzch" (jedynka jest według mnie znośna, w kategorii kiczowate love-story dla młodzieży jest jak najbardziej okej, ale nie będę wnikać). To przewidywalna, chwilami nudna, chwilami zabawna parodia
romantycznych filmów z tragicznie kiepskim scenariuszem, kuriozalną
historią pełną niedorzeczności.
Główni bohaterzy obrażają się jak dzieci, gdy jedno nie może spotkać się z
drugim, (podobno) płoną z podniecenia, bo tak naprawdę stoją sztywno jak
sople lodu, a ich rozmowy to bardzo prosta komunikacja. Nie umiem opisać co się w tym filmie działo, mam wrażenie, że nie działo się nic. Chodzili w kółko i bez sensu, raz się na siebie obrażali, raz jedno odchodziło, raz drugie, były hasła "you can't love me" i inne dramatyczne rzeczy, było troszkę seksu. Wszystko sobie przeczyło i wszystko co się działo skutkowało moim ziewnięciem lub roześmianiem się. Mój faworyt to Grey grający na fortepianie po seksie.
Jeszcze o aktorach dwa słowa - myślałam, że Anastasia będzie kompletne bezpłciowa i mdła. Okazało się, że nie była - była idiotką. Zachowywała się jak idiotka i idiotycznie się śmiała nie wiadomo czemu. To zdecydowanie nie jest wina Dakoty. Ładnie prezentowała swoje szczupłe ciało, a momentami było można nawet dostrzec u niej wdzięk. Czy Dornan będzie miał łatkę Greya? Wydaje mi się, że nie, bo on Greyem nie był. Był gdzieś obok tej roli, nieobecny, z kompletnie pustym wzrokiem.
Przeczytałam dziś w recenzji pana Raczka, że "(...) 50 twarzy Greya uda się wprowadzić do współczesnej normy obyczajowej odmianę seksu opartą na dominacji i podporządkowywaniu partnerów (z elementami sado-maso)(...)". Ja mam zupełnie inne odczucia. Sama Anastasia przez większość filmu gdy Grey jest u szczytu podniecenia pęka ze śmiechu, co sprawia, że ciężko jest traktować większość scen seksu serio. Zresztą w filmie tym pokazano osobę z takimi upodobaniami jako równocześnie osobę z problemami psychicznymi - po prostu jako świra. Praktyki te pokazano w raczej negatywnym świetle, a Greya jako psychopatę. Zdecydowanie nie ma to inspirującej mocy. Nie wiem czy taki był zamysł, czy tak było w książce? No właśnie - w ogóle czyja to wina? Nie wiem czy zwalać większość winy na panią Taylor-Johnson. Ta historia od podstaw jest bezsensowna, nie wiem czy mogła coś z tym zrobić - raczej niewiele.
Dobrze, że poszłam bo czytając i ciągle słysząc ze wszystkich stron o tym filmie zrobiłabym się w końcu ciekawa czy naprawdę jest tak źle. Wiem o co chodzi w historii, poznałam Greya i Anastasię (a w czasie reklam tytuły wszystkich wchodzących na rynek powieści erotycznych i nowy wibrator), no i naprawdę zdrowo się pośmiałam. Trochę też ponudziłam i jakieś milion razy zażenowałam, ale były momenty fajnej erotyki, no i wypas jeśli chodzi o ciuchy, pomieszczenia, zdjęcia i inne takie. Jaka piękna katastrofa!
Ze mną zwykle jest tak, że bardzo, bardzo chcę poznać coś co jest:
OdpowiedzUsuńa) bardzo bardzo dobre
b) bardzo bardzo złe
Najpierw przeczytam, potem obejrzę żeby podobnie jak ty, wyrobić sobie opinię. Dzisiaj jedynie zszokował mnie fakt, że historia o Grey'u to fanfiction "Zmierzchu", a Grey i Anastasia to nikt inny jak Bella i Edward z nieco pozmienianymi charakterami.
Słyszałam o tym coś wcześniej i dzisiaj w kinie rzeczywiście miałam kilka razy myśli "o! tak jak w "Zmierzchu"!"
UsuńCzyli tak samo jak książka :) A spodziewałam się , że będzie jednak trochę lepszy od badziewnej lektury.. Poczekaj jednak, aż będzie w necie, włączę i też się trochę pośmieję :D:D
OdpowiedzUsuńGłówna bohaterka również w książce jest totalną idiotką, ma swoją wewnętrzną boginię i co chwilę rozpada się na miliony kawałków. Grey zaś jest całkiem ciekawą postacią, ale spodziewałam się, że w filmie raczej niewiele dobrego z tego zrobią. Szkoda, bo potencjał był. Ale tłumy i tak walą do kina drzwiami i oknami, więc - jak to mówią - hajs się zgadza.
OdpowiedzUsuńHajs się nawet bardzo zgadza, ponoć całkiem niedługo mają zacząć się zdjęcia do drugiej części :P
UsuńWłaśnie ubolewam nad tym, że Dornan tak schrzanił Greya, bo mogła być to naprawdę interesująca postać.
UsuńPusty, nieobecny... Może jedna czy dwie sceny w miarę, ale reszta... Sama nie wiem na kogo zwalać winę, chyba specjalnie był ciągle tak sztywny i taki sam, nie wiem czy to pomysł reżysera... Pojęcia nie mam.
UsuńCoś tak czułam, że pójdą w stronę kiczu i romansu;)
OdpowiedzUsuńDla tego filmu 3x nie. Wystarczy mi książka.
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja . Pośmieje się gdy będzie darmowy w necie :D
OdpowiedzUsuńuśmiałam się czytając Twoje słowa chyba bardziej niż na filmie ;) Moje zdanie znasz, cóż, na pocieszenie zostaje muzyka...
OdpowiedzUsuńFilmu jeszcze nie widziałam, więc się nie wypowiem. Obejrzę go jutro. Do tej pory nadzieje pokładałam w roli Dakoty. Po przeczytaniu Twojej recenzji zastanawiam się czy słusznie. Niedługo się przekonam. Jednak tak zupełnie obok...zastanawiam się nad jedną rzeczą. Jak to jest, że mając historię z pewnym potencjałem, mając opinię krytyków i Internautów na temat książki, mając reklamę w mediach, o której nie śniły inne produkcje, jakim cudem mając te wszystkie składniki nie powstaje zachwycający film?
OdpowiedzUsuńNa pewno była lepsza niż on. Tzn. patrząc na to co kazali jej robić (głupie przygryzanie wargi itp.) nie dało się chyba dużo lepiej z tego wybrnąć...
UsuńJa jednak wybrałam "Tajemnice lasu" i może nie było to jakieś cudo i film strasznie, ale to strasznie nie może się zdecydować czy ma być mroczny czy disneyowski, ale nie żałuję i zachęcam do obejrzenia. A Greya to chyba w końcu muszę chociaż przeczytać, bo naprawdę chciałabym się jakoś odnieść do recenzji, a bez czytania i oglądania ciężko :) Za to po przeczytaniu kilku recenzji zamiast uciekać jak najdalej robię się jak na złość ciekawa...
OdpowiedzUsuńJa o książce nigdy nie myślałam, 2 h jeszcze można poświęcić, ale więcej na czytanie? Oj na pewno nie ;) Wystarczyło mi kilka stron, widać po tym jakim językiem jest napisane - nie dla mnie :) Też pomimo, że wcześniej z ręką na sercu nie byłam zainteresowana w końcu jakoś zaczęłam być ciekawa i tego samego dnia poszłam w końcu do kina, także cię rozumiem :)
UsuńE, książka wygląda akurat na taką do machnięcia w dwie godziny w pociągu ;-) Na całą trylogię się nie porywam (no chyba że mi się spodoba - *diaboliczny śmiech*).
UsuńSzczerze mówiąc, ja byłam przygotowana na coś o wiele gorszego. Film dało się obejrzeć, nie był tak tragicznie żenujący jak się zapowiadał. Myślę, że sam film nie jest niczemu winny... jest po prostu odwzorowaniem książki, której fabuła jest słabawa. Fajne zdjęcia, fajna muzyka, aktorzy całkiem znośni, tylko historia nudna. Film na raz, bo potem i tak się o nim zapomni.
OdpowiedzUsuńCzytałam książkę i uwierz, w książce jest równie źle. Nie miałam jeszcze "przyjemności" oglądania Greya, ale naczytałam się tyle recenzji, że zaczynam powątpiewać w sens wydania kasy na bilet do kina. Dobrze, że w filmie nie da się zrobić "wewnętrznej Ja" ani rozpadania sie na milion kawałków podczas seksu. Jestem ciekawa czy Ana co drugie zdanie mówiła "święty Barnabo" jak to mialo miejsce w książce. Nie przepadam za Zmierzchem, ale Grey jest chyba jeszcze gorszy :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
www.zyjlepiej.com
wszyscy do okola ciebie gadają o tym filmie, z jednej strony nie masz ochotę oglądać do a z drugiej strony ciekawi cię co to jest za film. No i proszę obejrzałam go. Z początku czekałam na to coś i nic. Jak bym oglądała skróconą wersję telenoweli. Nudno i tandetnie. To już lepsza jest historia Zayna i Re z fanficka Cold ( chodziasz twierdze że autorka inspirowała się na 50 twarzy Graya) ale jest dużo lepsza.
OdpowiedzUsuńPodzielam Twą opinię, też zdecydowanie kicz. Byłam zniesmaczona i zdegustowana po seansie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :>
rosaneczkainparadise.blogspot.com
Ja do tego filmu miałam, aż 2 podejścia no i niestety jestem bardzo zawiedziona :( Oczekiwałam o wiele więcej gdyż przeczytałam książkę która według mnie była GENIALNA (ja się w niej zakochałam). Mam nadzieję, że ekranizacja drugiej części będzie lepsza niż tej pierwszej :)
OdpowiedzUsuńDrugą część reżyseruje ktoś inny i podobno ma zupełnie inną wizję tej historii, więc prawdopodobnie będzie się sporo różnić ;)
Usuń