"Homecoming" - recenzja





















"Homecoming" jest placówką, pomagającą weteranom wojennym, przygotować się do powrotu do domu i tzw. normalnego życia. Główną opiekunką i terapeutką żołnierzy jest Heidi Bergman (Julia Roberts), której ogromny entuzjazm z czasem opada, gdy dostaje coraz mniej odpowiadające jej polecenia od wiecznie zabieganego, bezwzględnego szefa Colina Belfasta (Bobby Cannavale). Szybko okazuje się, że intencje założycieli nie są tak chwalebne jak mogło by się wydawać i w bezpłatnej pomocy mają ukryty swój własny cel. Bergman próbuje buntować się, by chronić swoich podopiecznych, szczególnie dlatego, że zaprzyjaźnia się z jednym z weteranów - Walterem Cruzem (Steohan James). Jednocześnie śledzimy historię, która dzieje się 4 lata później - Heidi jest zmęczoną życiem kelnerką, która nie ma już nic wspólnego z dawną sobą. Dowiadujemy się również, że za czasów jej pracy w ośrodku, wpłynęła pewna skarga na ośrodek - sprawą zajmuje się urzędnik Thomas Carrasco (Shea Whigham).

Choć sesje terapeutyczne, zbudowane są na kłamstwie, tak jak większość rzeczy w świecie przedstawionym w serialu, to przewrotnie są tym najbardziej pozytywnym, szczerym i prawdziwym jego punktem. Spotkania, anegdoty, wspomnienia, którymi Heidi i Walter się dzielą, wypełniają emocjami zimne wnętrza i tworzą ognisko, przy którym dwójka głównych bohaterów ogrzewa się raz w tygodniu. To właśnie ich relacja jest jedynym pozytywnym punktem tego wypranego z emocji, pełnego poleceń i pozbawionego skrupułów świata, z przerysowanie bezduszną korporacją na czele.

Wśród wysypu seriali "Homecoming" wyróżnia się oryginalną fabułą i kontrolowaną dziwacznością. Serial nie stawia sobie ograniczeń w zabawie formą. Jest surowy, chłodny, stylowy, intrygująco powściągliwy, sięga po odważne rozwiązania fabularne i zadziwiające ujęcia. To momentami groteskowy, chwilami melodramatyczny, psychologiczny thriller, który trzyma w nieustannym napięciu. Gdy pomimo poczucia zagrożenia, zdarza się rozluźnić, do pionu szybko przywołują niewygodne dla ucha melodie, przez które momentalnie na ciele pojawiają się ciarki.

Shea Whigham przy pomocy bardzo oszczędnej gry, świetnie stworzył postać "urzędasa", który chce zdziałać coś więcej, ale brakuje mu i charyzmy i władzy. Nie brakuje ich za to Colinowi - ekscentrycznemu szefowi Heidi, któremu brewka nie tyka przy wydawaniu najokrutniejszych poleceń. Najjaśniejszym punktem o dziwo nie jest nieco inna, pozbawiona makijażu Julia Roberts, a James, chociaż miło jest zobaczyć gwiazdę w nowej roli.

"Homecoming" to zgrabnie opowiedziana historia, której oglądanie jest jak układanie puzzli, a enigmatyczny, niepokojący klimat nie pozwala oderwać się od seansu, pomimo powolnego, chwilami może nawet nużącego tempa. Tych dziesięć, niespełna 30-minutowych odcinków wystarczy, by czuć po zakończeniu serialu pustkę i wspominać historię przez kolejne dni.

3 komentarze:

  1. Wszystkie filmy z Julią Roberts wydają się być na naprawdę wysokim poziomie. Zresztą sama też bardzo lubię tę aktorkę. Jest prawdziwa a jej gra aktorska jest wręcz fenomenalna. Podziwiam ją też jako kobietę.

    OdpowiedzUsuń
  2. A propo Julii Roberts, wczoraj oglądałam film na canale plus "Cudowny chłopiec". Film bardzo wzruszający a gra aktorska Julii świetna. Homecoming nie oglądałam jeszcze ale na pewno nie pominę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny film, wzruszający i trzymający w napięciu od początku do końca.

    OdpowiedzUsuń