melodramat/science-fiction/fantasy
rok: 2012
oryginalny tytuł: Upside Down
reżyseria: Juan Diego Solanas
Kirsten Dunst jest jedną z moich
ulubionych aktorek, dlatego też z niecierpliwością czekam na wszystkie filmy, w
których ma się pojawić. Jednak nieprzychylne opinie, kiczowaty tytuł i w pewnym
momencie średnia poniżej 6 na Filmweb skutecznie zniechęciły mnie do seansu –
niepotrzebnie.
Dwie planety, dwie inne społeczności
i dwoje zakochanych, których dzieli więcej niż odległość i grawitacja. Ale nie
tylko to uniemożliwia im kontakt. Bogata góra i biedny dół, a wszystkim tym
rządzi bezlitosna korporacja Transworld. Tak wygląda świat wykreowany w filmie.
Historia stara
jak świat, czyli mezalians, ale pokazana po nowatorsku. Odwieczne
problemy, czyli podział na biednych i bogatych, tym razem przedstawiony w dosłowny sposób. Pięknie
wykreowane oba światy, na dole opuszczone osiedla i fabryki, a góra zapierająca
dech w piersiach, ale efekty powychwalam niżej.
Mimo, że mamy
do czynienia z melodramatem to pokuszę się nawet o stwierdzenie, że trzymał w
napięciu. Było wiele przyspieszeń, trochę nerwów i kilka zwrotów, generalnie
wszystko utrzymane w szybkim tempie.
Czy generalnie
nie za dużo tego wszystkiego? Chwilami fantasy, chwilami science-fiction. Może
trochę, ale film i tak ogląda się jednym tchem.
Solanas wykazał
się dużą odwagą, czego efektem nie jest nie wiadomo jak dobry film, ale jednak
film bardzo przyzwoity. Stare przeplata się z nowoczesnym. Romantyczna miłość
połączona jest z wątkiem pracy nad wynalazkiem. Ciekawy pomysły, coś
oryginalnego. Wizualnie dla mnie wspaniały – efekty robią ogromne wrażenie,
całość spektakularna. Świetna gra Sturgessa, który był wręcz olśniewający. Kirsten
poprawnie, bardziej uroczo niż dobrze. No dobra, Sturgess kradnie Dunst każdą
scenę. Podobał mi się nieporównywalnie bardziej niż w „Jednym Dniu”. Każdy
milimetr ekranu skrupulatnie zagospodarowany, a wszystko zrobione z rozmachem. Albo pomysł wyda się tak nierealny i absurdalny, że aż śmieszny i film nie będzie już dalej do przełknięcia albo będzie się pod urokiem tej nowatorskiej bajki. Trzeba
zobaczyć żeby się przekonać. Ja chętnie obejrzę jeszcze raz na większym
ekranie, jeśli będzie ku temu okazja.
O nie, widziałyśmy to na którymś tam babskim wieczorze i ledwie dotrwałyśmy do końca. Kocham Jima [od czasów Across the universe] , ale ten film był straasznie nudny i pretensjonalny. Jedyny warty zwrócenia uwagi element to wykreowany świat [w sensie wizualnym] - momentami konstrukcja zapiera dech w piersiach [pompatycznie].
OdpowiedzUsuńJestem w 100% w stanie zrozumieć, że komuś może się nie spodobać, ja też odczułam tą całą pompatyczność, ale jakoś mi właśnie podpasowała ;)
UsuńWidziałem kiedyś zwiastun, ale przyznam, nie do końca mnie przekonał. Wyglądało to dość kolorowo, ckliwie i zdecydowanie nie dla mnie. Toteż nie wybrałem się na ten film, choć liczyłem na to, że być może recenzje innych nakreślą mi nieco inny obraz tej produkcji, niż sobie sam wykreowałem. I taka jest właśnie Twoja recenzja, po której od razu chciałoby się po ten tytuł sięgnąć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zgadzam się ze stwierdzeniem, że Sturgess wypadł tutaj lepiej niż w "Jednym dniu", ale jego postać, Dexter, jest dość... specyficzna (przeczytałam książkę i tam też Dex był dość niezrównoważony).
OdpowiedzUsuńCóż, rzeczywiście jak dla mnie w tym filmie jest zbyt mało romantyzmu (cóż, jestem romantyczką, nic na to nie poradzę :P), ale ogólnie film jest godny polecenia.
Pozdrawiam ;)