oryginalny tytuł: The Wolf of Wall Street
rok: 2013
reżyseria: Martin Scorsese
scenariusz: Terence Winter
Nowy film Scorsese to film, w którym nie ma scen bez seksu i narkotyków, który swoją pikanterią, rozmachem i niekończącą się energią onieśmieli każdego i przy którym można się naprawdę uśmiać. Chciałabym jak w przypadku „Chłopców z ferajny” napisać, że to historia życia człowieka, który… ale nie. Dla mnie to raczej bardzo, bardzo odważny obraz tego jak bawią brokerzy. Ja wiem, że biograficzny, ale trudno kojarzyć go w ten sposób, bo mimo, że niby widzimy początki Belforta, a później nieunikniony upadek to właśnie coraz to nowe sposoby odurzenia się i nowe sposoby zabawy są głównym tematem tej co tu dużo mówić, po prostu wulgarnej produkcji. Coś czuję, że większość recenzji, które zaczną się zaraz pojawiać będą opisywać film w samych superlatywach jako zabawny, rubaszny i soczysty, więc wyjątkowo subiektywnie podejdę do tematu i napiszę co przeszkadzało mi w tym żeby w pełni delektować się tym mimo wszystko wyśmienitym seansem. Jeśli myślicie że w nowym Gatsbym było dużo i głośno i jeśli myślicie, że w Spring Breakers było wulgarnie to się zdziwicie, bo to dopiero Scorsese pokaże wam jak wygląda zabawa na całego. Dzieje się mnóstwo, dzieje się szybko i dzieje się z rozmachem, za to bez wstydu.
Podobnie jak Henry Hill, Jordan Belfort wprowadza nas w świat, o którym marzy. Tym
razem jest to świat Wall Street. To on
jest narratorem i to on przyjeżdżając znikąd staje się jednym z tych, których wcześniej
podziwiał. Dosłownie w mgnieniu oka zmienia się z biednego, wyciszonego, ale
ambitnego chłopaka w zepsutego, próżnego Belforta, który wciąga, dyma (ciężko tu
użyć stwierdzenia „uprawia seks”) i czasem przemawia motywując i szkoląc swoich
pracowników. Potem więcej ćpa, a potem jeszcze więcej i więcej. Każdy zwraca
uwagę na co innego, ale chwilami (i w sumie z takim wrażeniem wyszłam z kina)
jest to historia najpierw narkomana i człowieka uzależnionego od seksu, a potem maklera. To po prostu obraz zabaw
narkomana i jego znajomych. Scorsese mimo, że widać, że darzy na swój osobliwy
sposób sympatią bohaterów i ich najbardziej wypaczone zachowania obraca w żart to
jednak przedstawia ich jako nikogo, ale to nikogo więcej niż bandę głupków,
która przypadkiem zarabia więcej niż zdaje sobie sprawę i nie wiedząc na co
wydawać kasę wydaje ją na jak to się mówi dziwki i koks. Dosłownie. A co najlepsze ta farsa nie zna granic.
Jeśli chodzi o tytułowego bohatera nie zważając na to czy go
lubimy czy nie, nie jest to człowiek, którego podziwiamy, intryguje nas czy
działa na nas w inny sposób. Często oglądając w filmach chociażby gangsterów
mimo, że są to czarne charaktery to w pewien sposób imponują. Gdy otworzą usta
chce się ich słuchać, ma się do nich pewien szacunek . Tutaj nic z tego. Ten
człowiek sobie jest i zarabia, dużo zarabia, a potem dużo imprezuje i tyle o
nim wiemy. Mimo, że miał być to niewątpliwie obraz próżności i nieznającego
granic hedonizmu to zabrakło mi jakiejkolwiek głębi, refleksji czy zagłębienia
się w postaci. Miały być puste i zepsute, ale chyba nawet w takim świecie aby
widz mógł zaangażować się naprawdę w historię nawet gdy jest zrobiona z
przymrużeniem oka potrzeba takiego momentu zwolnienia, przemyśleń gdzie
dostrzeżemy i uwierzymy, że bohater jest postacią z krwi i kości, a nie pacynką
bez charakteru wrzuconą w wir wydarzeń. Myślę, że połowie, a może i więcej scen
widzimy seks. Gdyby z tej blisko trzy godzinnej balangi (a raczej orgii) troszkę
więcej przeznaczyć na czas przed zostaniem TYM Jordanem Belfortem i dorzucić
kilka po prostu ludzkich scen, obraz dla mnie stał by się bardziej przekonywujący.
Wiem, że nie w każdym filmie trzeba się z kimś utożsamiać i komuś kibicować,
ale.. No właśnie. Zabrakło dla mnie jednak jakiejś możliwości wejścia
emocjonalnie w tą historię (do tego stopnia, że gdy raz miało być wzruszająco
to prychnęłam śmiechem). Scorsese bardzo szybko udowadnia nam, że bohaterzy w jego filmie bawią się jak degeneraci i później zamiast chociaż na sekundę zwolnić i zgłębić udowadnia nam to dalej.
Konikiem filmu ewidentnie miały być przemowy. Gdy na
początku Belfort wprowadza swoich nowych współpracowników do branży i opowiada
co i jak nie można oderwać od niego oczu. Niestety z każdą kolejną przemową
robiły one na mnie coraz mniejsze wrażenie. Gdy po raz kolejny DiCaprio staje
na środku biura i wszyscy niczym jego wyznawcy wykrzykują „Wolfie” czekając na kolejne
emocjonujące wystąpienie ja nie czuję już takiego entuzjazmu jak oni. Nie podlega
najmniejszej wątpliwości, że jest to bardzo dobra rola, co bardzo ważne DiCaprio
pokazał się nieco z innej strony, ale według mnie o Oscarach nie ma co marzyć i
nie jest to ta jedna, wymarzona i wyczekana rola, w której DiCaprio mnie
zmiażdżył. Niestety, ale w moim odczuciu występ w Gatsbym lepszy. Świetny,
chociaż krótki występ Matthew McConaugheya podczas którego w kilka minut dowiecie się jak dojść do sukcesu ;) Zdecydowanie jest w życiowej
formie. Jonan Hill, Margot Robbie, Kyle Chandler czy Kenneth Choi, którego
wyjątkowo polubiłam dotrzymują im kroku.
Jeśli jesteście bardzo wyczuleni na wulgarność, to film może
was nieco oburzyć, bo cóż, mimo, że słowo mam wrażenie rzadko ostatnio używane
(bo przecież nie ma już rzeczy szokujących) to tak, według mnie jest wulgarny. Chciałam
wam napisać kiedy to ostatnio widziałam film z tak dużą ilością scen
wypełnionych seksem, narkotykami i tak dalej, ale nawet „Spring Breakers”
(jedyne co mi przyszło do głowy) może pod tym względem się schować.
Wydaje się, że każda scena ma nam udowodnić jak puści są ci
ludzie. A każda kolejna zaskoczyć jeszcze bardziej tym jak pustym i zakręconym ;) można być.
Chwilami bliżej im do zwierząt niż do ludzi. Powinno się powiedzieć – w takim
razie dobra robota skoro udało się ich mentalność uchwycić, jednak czy
patrzenie na to sprawia przyjemność? Śmieszy? Intryguje? No jasne, że tak, ale
przez pewien czas, ale nie przez 3 godziny. Scorsese maksymalnie przegina, a
czy komuś to przegięcie się spodoba czy jak ja chwilami będzie czuł się
zmęczony no to już sami zobaczycie. Dlatego też polecam nastawić się na
Scorsese, który mimo, że często sposób narracji czy montażu przypomina nam tego z czasów „Chłopców
z ferajny” to robi to w wydaniu w jakim jeszcze go nie widzieliśmy. Podejdźcie do
filmu z dużym dystansem i luzem. Myślę, że przy drugim seansie wiedząc już
czego się spodziewać mogłabym się skupić i delektować dialogami. Przy pierwszym nie było na to czasu. Historia opowiedziana z ogromnym luzem.
Scorsese przeważnie kpi ze swoich bohaterów, zresztą nie
tylko z nich, ale ze wszystkich, z całej Ameryki. Zdecydowanie wolę filmy, w
których nie próbuje być na każdym kroku śmieszny, chociaż kilka scen zapamiętam.
Cała sala praktycznie non stop się śmiała, a ja przeważnie razem z nią. Myślę,
że można by zrezygnować z kilku scen zabawy dla malutkiej refleksji. Ile razy
można się śmiać z tego, że ktoś jest naćpany? Ja chwilami przyznaje byłam tym
zmęczona. Chwilami się dłużył, chociaż.. No właśnie były czasami momenty, w
których zaczynałam wątpić, ale z drugiej strony wtedy Scorsese potrafił
zaskoczyć czy ożywić mnie jakąś niespodziewaną sceną (pełzający DiCaprio czy
scena na jachcie będą pamiętane i wspominane również przeze mnie). Jest to
film, który doceniam, widzę wiele jego mocnych stron, ale zwyczajnie go nie
polubiłam. Ani mnie na tyle nie wciągnął ani nikt nie zachwycił, aby znalezł
sobie jakieś specjalne miejsce w mojej pamięci. Ciekawy montaż, czasem
zatrzymanie akcji i inne znane nam już zabiegi, ciekawie dobrany soundtrack oraz
świetne dialogi i często błyskotliwe komentarze sprawiają, że jest to pod tymi
względami produkcja pokazująca, że Scorsese jest w formie. Mimo wszystko nadal
„Chłopców z ferajny” czy „Gangi Nowego Jorku” stawiam wyżej. Mnóstwo energii,
mnóstwo narkotyków, mnóstwo seksu i na szczęście humoru. Oczywiście z czystym sumieniem polecam.
No proszę, ja na pewno obejrzę ale jakoś sama historia mnie nie porywa już teraz. Ale dla Scorsese pójdę do kina!
OdpowiedzUsuńNie umiem się doczekać momentu,w którym zobaczę ten film! ;)
OdpowiedzUsuńNo proszę chciałam go sobie darować, ale mnie skutecznie zachęciłaś, żeby go obejrzeć i to już pierwszym zdaniem :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHaha w sumie recenzję można skrócić do tego jednego zdania :D
UsuńJa mam zamiar w ten weekend wybrac się ze swoim facetem, strasznie się podjarałam po recenzji Wilka z Wall Street naMedia River.
OdpowiedzUsuńBo ja uwielbiam DiCaprio i myślałam, że jak on gra w filmie to on musi być fajny i już... ;-) Troche mnie ta wulgarnośc odstrasza....
Na papierze może historia nie porywa ale film porywa i to mocno ;)
OdpowiedzUsuńPodobał mi się ten film, dużo humoru i rozrywki na niezłym poziomie. Polecam!
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten film i często do niego wracam :)
OdpowiedzUsuńJeden z moich ulubionych filmów!!
OdpowiedzUsuńSuper recenzja. Wiele słyszałem o tym filmie, muszę koniecznie zobaczyć!
OdpowiedzUsuńA ja uwielbiam ten klimat, wciąga od samego początku i nie nudzi, polecam wszystkim!
OdpowiedzUsuńFajny film, leonardo zwykle gra w dobrych filmach, musi mieć przy sobie dobrych ludzi, którzy wybierają mu takie, w których warto zagrać. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńFilm klasyk, a ja jeszcze nie oglądałem , muszę koniecznie nadrobić!
OdpowiedzUsuńNiedawno oglądałem ten film i przypadł mi do gustu!
OdpowiedzUsuńŚwietny film, co tutaj dużo mówić!
OdpowiedzUsuńJeden z lepszych filmów jakie w moim życiu oglądałem!
OdpowiedzUsuńIm czesciej go ogladam tym bardziej go kocham
OdpowiedzUsuńTo było coś :)
OdpowiedzUsuńWilk z Wall street to niesamowity film.
OdpowiedzUsuńhttps://vodfix.pl/filmy/ferrari/
To jeden z moich ulubionych filmów. Oglądałam kilkanaście razy!
OdpowiedzUsuńhttps://vodpilot.pl/filmy/25-lat-niewinnosci-sprawa-tomka-komendy
Interesujący wybór filmów! Lubię, gdy recenzje obejmują różnorodne gatunki. Twoje opinie są bardzo pomocne przy wyborze, co obejrzeć w weekend.
OdpowiedzUsuń