"Brud" - recenzja

komedia kryminalna/dramat
rok: 2013
tytuł oryginalny: Filth
reżyseria: Jon S. Baird
scenariusz: Jon S. Baird

Wśród napływu październikowych premier zapomniałam o szkockim "Brudzie". O filmie przypomniał mi plakat wiszący w jednym z moich ulubionych pubów. Sami spójrzcie - z żółtej kartki wręcz krzyczą hasła "brudny", "zboczony" i "triumf". Plakat aż drze się "obejrzyj mnie!". Ciężko przejść obojętnie o bok. Na szczęście nie przeszłam.

Seksoholik, alkoholik, narkoman - takiego Bruce'a poznajemy na początku filmu. Zbyt pewny siebie, chamski, ale błyskotliwy i mimo wszystko jakimś cudem dający się nawet lubić. Bruce szybko pozbawia nas złudzeń i pokazuje jak obleśny jest. A to dopiero początek.

Mogło by się wydawać, że szaleńcze tempo i intensywność nie pozwolą na ani sekundę znużenia - dzieje się inaczej. Nawet barwne i mocne, ale utrzymane na tym samym poziomie sceny chwilami sprawiają, że można się wyłączyć. Rozumiem, że ktoś może zakochać się w tym filmie, ale forma nie do końca mnie przekonuje. Myślę, że w wolniejszych tempie do widza bardziej trafiały by skądinąd świetne dialogi. W tak ogromnych pospiechu ciężko wszystko przyswoić, ale...

na szczęście (co dla mnie było niespodzianką) "Brud" nie jest taki w całości. Niesamowite jak film z porąbanej balangi i nietypowej, ostrej, ale komedii zmienia się w mroczną, chwilami wręcz przerażającą krainę. Bardzo czarny humor staje się nie wiadomo kiedy bardzo czarnym, ale dramatem. To co dosłownie chwile wcześniej bawiło zaczyna.. przerażać. Nagle ucieka grunt spod nóg. Z początku nie wiadomo co się dzieje. Potem robi się naprawdę niebezpiecznie. Ta też część mnie ożywiła i sprawiła, że seans będę wspominać naprawdę pozytywnie.

Były mistrzowskie momenty, ale film ma w sobie coś takiego, że całościowo ciężko dać mu superwysokiej noty. Chyba jest po prostu za chaotyczny, chociaż godne podziwu jest to jak przy takiej pobieżności angażuje emocjonalnie, szczególnie pod koniec. Ciekawie pokazane jest to jak bohater zmienia o samym sobie zdanie. A my razem z nim. Zupełnie inne emocje wzbudza w nas na początku, w środku i pod koniec filmu mimo, że robi prawie, że to samo. McAvoy naprawdę dał czadu - po prostu jedno, wielkie WOW. Jest tak pełnokrwisty, tak żywy, tak intensywny.. Aż ciężko uwierzyć, że nie był naprawdę naćpany podczas kręcenia wielu scen. Jeśli kojarzycie go jako zakochanego, mdłego kolesia z "Pokuty" czy "Zakochanej Jane" to "Brud" będzie znakomitą odtrutką.


Wiele naprawdę świetnych tekstów, rewelacyjny McAvoy i jak z czasem okazuje się oryginalny, dobry dramat to powody, dla których film warto obejrzeć, ale uprzedzam - dużo brudnego seksu, brudnych imprez i brudnego życia. To nie jest komedia kryminalna, z której wyjdziecie uchachani. Jak wyjść z takiej imprezy? Sami się przekonajcie.

4 komentarze:

  1. Raczej czuje, że to film nie dla mnie :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W październiku tyyle premier, że każdy znajdzie coś dla siebie :) Zrobię niedługo podsumowanie, a "Brud" rzeczywiście bardzo specyficzny. Jakoś nie polubiłam go bardzo bardzo, ale doceniam.

      Usuń
  2. Plakat mnie odrzuca, albo raczej mówi... co to do licha jest. Za to zdjęcie z filmu zmusiło do wejrzenia wgłąb, skąd ja Ciebie Kochanie kojarzę. I masz Ci los. Wspaniale, dwa dobre filmy, czy ten okaże się trzecim, w którym McAvoy mnie zachwyci ? Wstawię na listę propozycji do obejrzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale przyciąga uwagę :D Zdecydowanie jeden z jego lepszych występów ;)

      Usuń