biograficzny/kryminał
oryginalny tytuł: Black Mass
rok: 2015
reżyseria: Scott Cooper
scenariusz: Jez Butterworth, Mark Mallouk
James Bulger, pseudonim "Whitey" do 1994 roku stał na czele bostońskiego gangu Winter Hill. Historię tę wyróżnia fakt, że Whitey przyjaźnił się z Johnem Connollym, agentem FBI, przez co przez lata praktycznie bezkarnie prowadził działalność przestępczą. Produkcja oparta jest o książkę Lehra i O’Neilla, która przez 48 tygodni utrzymywała się na liście bestsellerów "New York Timesa" i przedstawia jeden z największych skandali w historii Federalnego Biura Śledczego.
"Pakt z diabłem" przeszyty jest mrokiem i chłodem, zaczynając oczywiście od Bulgera, który przedstawiony jest jako człowiek lodowaty i tylko jego (zimne) spojrzenie zdradza, że jest istotą ludzką. Depp pomimo świetnych momentów zaginął gdzieś pod swoją charakteryzacją. Nie jest to niestety rola tak efektowna jak można by się spodziewać. Jest kilka scen, w których błyszczy i przeraża jednocześnie, ale patrząc na niego widzimy przede wszystkim dorobione czoło i złoty ząb. Do tego miejscami show kradnie mu nadal za mało doceniony (może po tym występie się to zmieni) Joel Edgerton. Trzeba jednak przyznać, że ta dwójka, na pierwszy rzut oka zupełnie innych, a jak z czasem okazuje się mocno powiązanych m.in. kultem lojalności mężczyzn idealnie się uzupełnia. To ich relacja fascynuje i interesuje widza, a reszta? Zrobiona jest dobrze, ale nie ma się czym zachwycać. Jedynie ponure melodie zasługują na pochwałę.
Nic do zagrania nie miał Cumberbatch, za to w kilku scenach znakomicie daje sobie radę wychudzony Peter Sarsgaard w roli narkomana. Jeśli chodzi o kobiecą część obsady - Dakota Johnson po prostu jest, a dla równowagi jedną znakomitą scenę ma Julianne Nicholson.
Ten film jest jak miażdżąca cisza. Jest ciemniejszy niż mrok. Stateczność przełamują krwawe zbrodnie, a ciepłe wnętrza lodowate oczy Bulgera. Produkcja Coopera nie wnosi niczego, ale to niczego nowego do kanonu filmu gangsterskiego. Jak zwykle czeka się aż sprawy zaczną się sypać, przyjaciele zaczną donosić i wszystko szlag trafi po to, by na końcu pojawiły się napisy z informacjami o wymierzonych wyrokach. Ta kula śnieżna toczy się wyjątkowo powoli i pomimo momentami duszącego napięcia i scen, gdzie Depp hipnotyzuje widz nie siedzi jak na szpilkach czekając na finał. Ta historia chwilami przeraża, chwilami przygnębia, ale nie pochłania bez reszty.
Pomimo, że film nie zrobił na mnie dużego wrażenia to pozostawił mnie z przytłaczającą stertą emocji. Siedząc w fotelu czułam na sobie ciężar tego całego brudnego, przestępczego świata i moralne zniszczenie bohaterów. Nie mogłam wstać. "Pakt z diabłem" oceniam na solidne 7/10.
Wydaje mi się, że będzie to kolejna charakterystyczna rola Deppa. Film na pewno będzie do obejrzenia, fajnie, że działa według Ciebie na emocje (zaufam :P ), lubię takie filmy, więc pewnie obejrzę, szczególnie, że lubię filmy z Deppem. :)
OdpowiedzUsuńCoś czułem, że to nie będzie petarda...
OdpowiedzUsuńPrzykro mi bardzo, że nie ma się czym zachwycać :( Tak czekałam na ten film.
OdpowiedzUsuńzgadzam się praktycznie we wszystkim :D
OdpowiedzUsuńNo to piątka ;)
Usuńchciałam się na niego wybrać ale jakoś ciągle mi nie po drodze ;)
OdpowiedzUsuńW najbliższych tygodniach być może pierwszy raz od grubo ponad roku będę mogła wybrać się do kina i czaiłam się właśnie na ten film, ale zgasiłaś nieco mój entuzjazm. Bardzo lubię Deppa, ale ciągle słyszę, że zdecydowanie ginie w tej roli, nad czym ubolewam.
OdpowiedzUsuńZa to podoba mi się, jakich emocji doświadczyłaś podczas seansu. Lubię takie wgniatające w fotel wrażenia.