komedia romantyczna
rok: 2011
reżyseria: Mitja Okorn
scenariusz: Karolina Szablewska, Marcin Baczyński
No i udało się. Dla tych co nie widzieli –
tak to prawda, że film się udał, jest zabawny, wzruszający i na poziomie. Losy
zakochanych i zagubionych tym razem przecinają się 24 grudnia w Warszawie. Nie będę opisywać tych kilku historii, bo
byłoby to dość skomplikowane, więc z uwagi na dużą liczbę bohaterów, historii i
powiązań między nimi, oceniając film zamiast nazwisk bohaterów, będę
używać nazwisk aktorów.
Najciekawiej rozpoczął się wątek z Piotrem Adamczykiem i Agnieszką Dygant, jednak z czasem stał
się tym najbardziej jednostajnym i tutaj lekkie zawiedzenie z mojej strony. Również
z powodu Dygant, którą uwielbiam, a tutaj tak jakby chciała, a nie mogła
(przyznam się, że serial „Niania” rozśmieszał mnie do łez). Okazała się jednym
z tych słabszych punktów. Generalnie ten wątek jakoś tak.. Można czuć pewien
niedosyt.
Uwielbiam głos Malajkata, idealnie dobrany do roli, kulturalnego, ciepłego i gadatliwego
mężczyzny. Agnieszka Wagner nie miała szczególnie dużo do mówienia, ale zagrała z
klasą, naprawdę dobrze (chociaż jej bohaterka to kolejna nieco przerysowana
postać).
Śliczna Zielińska
pełniła funkcję ozdobną (jej rozmowa z siostrą w kawiarni koszmarnie prosta i
sztywna, ale po prostu dialogi były w tej scenie kiepsko napisane).
Jeśli chodzi o dzieciaki, trzeba pochwalić całą
trójkę. Julia Wróblewska, która już dawno zdobyła serca większości Polaków jak zwykle dobrze się spisałam, jednak to synek Stuhra dał największego czadu.To właśnie oni zostali moimi faworytami w filmie.Ich dialogi były genialne, Stuhr pokazał się z odrobinę innej strony. Generalnie mój ulubiony wątek.
Niestety mimo najszczerszych chęci nie mogę
przetrawić pewnej infantylności z jaką mówi Roma Gąsiorowska, no i niezastąpiona Kasia Bujakiewicz, jako gadatliwa
przyjaciółka z nieskończonymi pokładami pozytywnej energii. A właśnie
zapomniałabym, jeszcze Paweł Małaszyński
– dość sztywny i generalnie niezbyt ciekawa postać.
Większość dialogów bardzo prosta (na ich tle
najlepiej chyba wypada właśnie wątek ze Stuhrem),
ale jest też kilka łapiących za serce wypowiedzi. Przy tytule filmu widnieje
komedia romantyczna, ale nie wiem czy więcej niż śmiesznych nie było tu momentów
wzruszających. Porządny soundtrack, usłyszymy nie tylko nastrojowe, świąteczne piosenki,
także na poziomie. Widać też dobre zdjęcia, pięknie uchwycona Warszawa (Arkadia, za którą nigdy nie przepadałam, tutaj godnie reprezentowała stolicę). Żarty są zabawne, nie zostaniecie umęczeni humorem na siłę. Myślę, że jak na tego typu
film historie nie są do bólu schematyczne, będzie nawet kilka zaskoczeń. Będziecie raczej zadowoleni.
Oglądałam "Listy do M." jakiś czas po premierze i przyznam, że zaskoczyłam się, bo myślałam, że będzie gorzej. Ten film naprawdę przypadł mi do gustu i chętnie obejrzę go ponownie. :)
OdpowiedzUsuńOj tak, gdy film się kończył już wiedziałam, że z pewnością jeszcze do niego wrócę :)
Usuńsądziłem, że będzie to coś dużo słabszego. a jednak - przyjemna, lekka komedia. a roma gąsiorowska ratuje wszystko.
OdpowiedzUsuń"Listy do M." oglądałam na Wielkanoc :) I powiem szczerze, że mi się ten film niespecjalnie podobał. Może dlatego, że pomysł ściągniety z brytyjskiego "Love Actually".
OdpowiedzUsuńZgodzę się jednak, że najlepszy był Maciej Stuhr. Karolak też był znośny, choć go nie lubię. A za Romą Gąsiorowską w ogóle nie przepadam, za jej głosem tym bardziej.
Byłam na tym w kinie i wtedy bardzo mi się podobał. Jednak, gdy już obejrzałam drugi raz, to mój zachwyt znacznie się zmniejszył. Trzeci raz oglądać nie zamierzam. Wolę ,,Love Actually", mimo zboczonych scen (zawsze można przełączyć;D), bo ten film jest po prostu ciekawszy.
OdpowiedzUsuńPS Zobacz sobie ,,Sylwester w Nowym Jorku". :) Fabuła również opiera się na historii kilku par.