"Mission: Impossible - Rogue Nation" - recenzja

sensacyjny
rok: 2015
reżyseria: Christopher McQuarrie
scenariusz: Christopher McQuarrie

Po blisko 20 latach od premiery "Mission: Impossible" Ethan Hunt znowu dokonuje misji niemożliwej. Po raz piąty skacze, walczy, biega, a przy tym ociera się o śmierć i wyrabia takie rzeczy, że przy "sensacyjny" powinno pojawić się też "fantasy". Tym jednak razem sławny agent IMF walczy z tajemniczą organizacją przestępczą Syndykat.


Ciekawa fabuła utrzymuje zainteresowanie widza od początku do końca. Nie jest to tylko wymyślona na odwal historia, będąca pretekstem do pokazania popisów kaskaderskich i kilku pościgów, a wszystko to dzieje się w pięknej scenerii. Do kolejnej części wybrano świetne lokalizacje takie jak Casablanca, Londyn czy Wiedeń. Sceny w Maroko naprawdę zapierają dech w piersiach, chodzi tu przede wszystkim o emocjonujący pościg.

Film jest po brzegi napakowany akcją i nawet podczas momentów humorystycznych czy romantycznych (chociaż tego drugiego prawie nie ma) historia nie zwalnia tempa. To produkcja wyjątkowo intensywna i jak na film akcji wyjątkowo zabawna. Mnie, czyli widzowi nieprzepadającemu specjalnie za takim kinem taka lekkość podpasowała. "Mission: Impossible - Rogue Nation" to film przystępny, a cuda, które bohaterzy wyczyniają na motocyklach czy trzymające w napięciu kilkanaście minut w operze wiedeńskiej, nota bene przypominające o "Człowieku, który wiedział za dużo" Hitchcocka spodobają się nie tylko fanom gatunku.

Rebecca Ferguson wodzi widza za nos (jedna z lepszych agentek jakie widziałam na ekranie), Simon Pegg wygospodarował sobie swoje własne miejsce na hurtową ilość akcentów komediowych, a Renner jak zawsze z lekkością odwala niezłą robotę, choć nie ma szans by wiele pokazać. A Cruise? Zawstydza tym jak dobrze można się trzymać. Podziwiane już przed premierą jego wyczyny kaskaderskie, forma i niezapomniany uśmiech robią wrażenie. Wypadł znakomicie.

Tego typu filmy bywają przerysowane. Ten jest przerysowany do granic możliwości. To dystans czy popadnie w parodię? Szczególnie czarny charakter wzbudza politowanie widza, ale nowe "MI" to film tak zgrabnie nakręcony, że przymyka się oko na pewne niedociągnięcia, a niektórym takie podejście twórców może się wręcz spodobać. Jest groźnie, ratujemy świat, ale wszystko to pokazano z ogromnym przymrużeniem oka.
 

Sequele najczęściej są gorsze, nie mówiąc już o dalszych częściach, jednak w przypadku "MI" jest inaczej. Poszukując dobrej rozrywki wśród kina sensacyjnego warto skusić się na nowy film McQuarrie'ego. "Mission..." to porządna rozrywka z Cruisem, który świetnie się  trzyma, z jak to przystało na dobre kino sensacyjne pościgami, wybuchami i całą resztą oraz z zaskakująco dużą dawką humoru. Ponad 2 godziny szybko zleciały, a ja świetnie się bawiłam. Naprawdę udany blockbuster - 7 z plusem.

2 komentarze:

  1. Nie wiem, jak oni to robią, ale te najnowsze części (czyli ta i Ghost Protocol) są świetne w porównaniu do pierwszym części. Jeden z lepszych blockbusterów/odmóżdżaczy moim zdaniem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A moim zdaniem to jednak jest troszkę taka wymyślona na odwal historia, będąca pretekstem dla akcji. Owszem, może nie jest szczególnie głupia, ale moim zdaniem jest mocno uproszczona. Ale to nie zarzut, absolutnie, MI5 się broni. Broni się realnością, jakimś takim normalniejszym podejściem do widza niż np przekombinowane kolejne odsłony Szklanej Pułapki. Broni się szczerością, ze twórcy nie udają że robią coś więcej niż tylko efekciarki blockbuster. I to się ogląda. A Cruise naprawdę daje radę

    OdpowiedzUsuń