oryginalny tytuł: O
Brother, Where Art Thou?
rok: 2000
reżyseria: Joel Coen
scenariusz: Joel Coen, Ethan Coen
Akcja dzieje się w Ameryce w czasach Wielkiego Kryzysu. Trójka więźniów, której udaje się uciec z farmy Parchman (TUTAJ w moim odczuciu dość ciekawy artykuł o tym – trochę historii nigdy nie zaszkodzi) rozpoczyna podróż po ukryty przez jednego z nich skarb. Po piętach depcze im policja, w drodze przydarzają niezliczone (często niepożądane) przygody, ale talent, przyjaźń i szczęście także ich nie opuszczają.
Nie będę tego filmu wychwalać za historię, za sarkastyczny humor ani za nic z tych rzeczy, chociaż były utrzymane na wysokim poziomie. „Bracie, gdzie jesteś?” wyróżnia się na tle innych produkcji braci Coen, ponieważ porównując do ich innych filmów jest po prostu bardzo lekki, a widz zostaje oczarowany, zahipnotyzowany i wciągnięty w przedstawiony w filmie świat. A co się na niego składa i czemu to jego zapamiętam wspominając to dzieło?
Muzyka – muzyka, muzyka i raz
jeszcze muzyka, która przeplata się przez cały czas. Zresztą więcej niż przeplata,
bo w końcu okazuje się czymś więcej, co ma wpływ na bohaterów i ich historię. Country,
folk, blues – w tych rytmach odbywa się podróż wesołej trójki. Soundtrack
pojawił się w różnych rankingach i został obsypany nagrodami. Rozluźnia, nadaje
klimat i towarzyszy nam cały czas, a jedna z końcowych scen występu jest absolutnie
jedną z najlepszych w filmie (jeśli nie najlepszą). Po seansie ma się ochotę
przejść szalonym, tanecznym krokiem.
Kolory, zdjęcia, sceneria. Podczas
cyfrowej korekcji kolory zostały jakby przygaszone, przez co otrzymano kolory w
tonacji sepii. Wszystko jakby zakurzone i bardzo dobrze oddany klimat. Stroje,
krajobrazy – wszystko mnie oczarowało.
Na początku filmu widzimy „based
opon The Odyssey by Homer”. W efekcie mamy kilka luźnych nawiązań do dzieła
Homera. Jeśli przypadkiem znajdzie się ktoś kto nie czytał to nic nie straci,
ponieważ brak znajomości „Odysei” nie będzie mieć specjalnie wpływu na odbiór filmu. Odyseusz, Penelopa Cyklop, syreny i kilka
innych odpowiedników tych postaci znajdziemy w filmie, ale generalnie wszystko
to bardzo luźno powiązane.
Film jest zlepkiem kolejnych
przygód, które spotykają trójkę uciekinierów. Niektórym może zabraknąć
spójności, ale taka właśnie jest ta produkcja – taka fajna, luźna historyjka o
przygodach trzech urodzonych pod szczęśliwą gwiazdą zbiegłych więźniów.Świetny, ale to świetny Clooney. Najlepsza rola w jakiej go widziałam. Parodia narcystycznego lalusia, a przy tym na pewno nie jest to jednowymiarowa postać. Chciałoby się napisać, że „ciągnie cały film”, ale filmów braci Coenów nie musi ciągnąć aktor, jednak coś w tym jest.
Znalazło się też miejsce na trochę polityki, taneczną choreografię Ku Klux Klanu i kilka innych nieoczekiwanych elementów. Film jest stosunkowo przystępny – powinien być dobrą, niezobowiązującą rozrywką nawet dla tych, którzy nie przepadają za specyficznym humorem i niekonwencjonalnymi historiami braci Coen. Piękne kolory, krajobrazy, zdjęcia. Całość przyjemna, sympatyczna, z dużą ilością pozytywnej energii. Inteligentne, zabawne, a przy tym lekkie kino z genialnym klimatem.
recenzja innego filmu braci Coen "Poważny człowiek" TUTAJ
Coś w sam raz dla mnie. Zastanawiam się dlaczego go nigdy nie oglądałem :(
OdpowiedzUsuńMnie się film akurat nie bardzo podobał - oczywiście w przeciwieństwie do pozostałych ciekawych tworów braci Coen. Film w dziwnym klimacie, który do mnie nie do końca przemówił ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCoeni to geniusze i moim skromnym zdaniem jedni z najlepszych amerykańskich twórców tworzących obecnie. Każdy ich film to perełka (no nie będę przesadzał, trafiają się zgniłe jabłka - chociażby Tajne przez poufne). Bracie, gdzie jesteś do takich perełek należy.
OdpowiedzUsuńMam odwrotną opinię, bo dla mnei Tajne przez poufne jest perełką a wpadką Bracie gdzie jesteś ;)
UsuńMuzyka i klimat, film łatwy to prawda. Ja polecam! Recka fajna.
OdpowiedzUsuńbeznadzieja
OdpowiedzUsuń