"Burleska" - recenzja


muzyczny/romans
oryginalny tytuł: Burlesque
rok: 2010
reżyser: Steve Antin
scenariusz: Steve Antin

Ali (Christina Aguilera) pracująca w niewielkim barze w Iowa spontanicznie porzuca swoje dotychczasowe życie i wyrusza w podróż po sławę do Los Angeles. Przypadkiem trafia do Burlesque Lounge, gdzie Tess (Cher) daje jej pracę kelnerki, a nowy znajomy barman Jack (Cam Gigandet) dach nad głową. Utalentowana i ambitna dziewczyna nie poddaje się i robi wszystko by spełnić swoje marzenie o karierze. „Burleska” opowiada ponadczasową historię pełnej marzeń dziewczyny z małego miasteczka i jej drogi do sławy. Film otrzymał 3 nominacje do Złotych Globów (w tym jedna wygrana) oraz 2 nominacje do Grammy.
Steve Antin zaczynał jako aktor, później pracował m.in. przy teledyskach, reality show i jako scenarzysta. Do tego filmu przygotowywał się od dłuższego czasu. Chciał pokazać burleskę w nowy, odświeżony sposób. Jak sam mówi, ta forma teatralna zaczęła być z czasem kojarzona głównie ze striptizem, a Antin chciał przypomnieć o korzeniach, kiedy to jeszcze jako komediowe show zabawiała widzów kabaretowymi wstawkami i zachwycała bogatą oprawą muzyczno-taneczną nigdy nie przekraczając granicy dobrego smaku.

Jedna z największych światowych sław, laureatka Oscara, 3-krotka laureatka Złotych Globów, niekwestionowana gwiazda muzyki i kina – Cher. Cztery oktawy, pięć nagród Grammy, najmłodsza piosenkarka na liście 100 najwybitniejszych wokalistów wszech czasów według magazynu Rolling Stone – Christina Aguilera. Obsadzenie tych dwóch pań było strzałem w dziesiątkę. Cher była zabawna – i to nie dlatego, że była tak słaba, że aż śmieszna (co mogłaby sugerować nominacja do Złotej Maliny), tylko najzwyczajniej w świecie podczas scen, w których miała mieć bawić - bawiła mnie. Rozśmieszenie mnie przez żałosną grę udało się tylko w jednej scenie Kristen Bell
Od Aguilery nie da się oderwać oczu ani na sekundę. Widać, że od bardzo małego jest związana ze sceną i czuje się tam jak ryba w wodzie. Zresztą w mojej opinii nie tylko podczas występów dobrze się sprawdziła. W innych rolach uznany aktor Stanley Tucci (z tych nowszych filmów m.in. „Diabeł ubiera się u Prady”, „Julie and Julia”), który jest tutaj drugoplanową perełką oraz Cam Gigandet (tak, w filmie pokazuje swoją sławną klatę), którego pierwszy raz widziałam w „Po prostu walcz!”, gdzie bardzo, bardzo mi się spodobał i był chyba jednym z niewielu aktorów ze „Zmierzchu”, którzy zachowali twarz.
Choreografie są świetne - ciekawe, wyzywające i seksowne, ale nie wulgarne. Wszystko dawkowane, nie od razu zobaczymy tańczącą główną bohaterkę, a na śpiew poczekamy jeszcze dłużej, a końcówka i finałowy występ są w stu procentach satysfakcjonujące.
Dla niektórych cała oprawa może wydać się chwilami kiczowata, ale atutem filmu jest konsekwencja. Nie ma tu tego co w „Nine”, po którym bardzo wiele się spodziewałam, a mam wrażenie, że m.in. właśnie brak wyżej wymienionej konsekwencji zgubił twórców. Zapamiętałam z niego zdjęcia Włoch i Day-Lewisa, a chyba nie to powinno się pamiętać z musicalu. Za to po "Burlesce" zapamiętacie to co trzeba, bo to prawdziwe show z energią, przepełnione kolorami, muzyką, tańcem.
Banalna historia nie powinna być minusem, gdyż to raczej standard w tego typu filmach, chociaż myślę, że jest wręcz trochę bardziej rozbudowana niż w innych przypadkach. Także mimo z pozoru prostej historii dużo się dzieje, wszystko bardzo dynamiczne. Przez ani sekundę nie odczułam znudzenia, film ogląda się jednym tchem. Do tego jest naprawdę zabawny, dialogi Tess i Seana bardzo fajne, ale głównej bohaterki i Jacka również udane, chociaż mniej błyskotliwe.
To, że Aguilera jest jedną z najbardziej cenionych na świecie wokalistek i ma tak wspaniały głos, że nie mam słów by go tutaj opisać wiadomo nie od dzisiaj, także nie będę się na ten temat rozpisywać, tylko wrzucam niżej 3 piosenki z filmu (chociaż cały soundtrack jest do polecenia). Wszystkie piosenki są tak samo dobre, więc szczerze polecam przesłuchać.
Film ma pazur, piękne, seksowne kostiumy, świetne choreografie i jeden z najlepszych wokali świata w naprawdę dobrych piosenkach  - prawdziwe show. A Cher z łomem wymiata.





4 komentarze:

  1. Możliwe, że rzeczywiście jest na co popatrzeć (choreografia), czego posłuchać, ale jakoś nie jestem fanką Cher, lubię tylko 2 piosenki Christiny, dlatego nie miałam zbyt dużej motywacji, by zobaczyć nagradzaną ,,Burleskę".
    Zawsze jestem jakoś sceptycznie nastawiona do piosenkarek w filmach, chyba, że naprawdę dają radę, ale to zdarza się bardzo rzadko. I nie przepadam jakoś szczególnie za filmami muzycznymi, bo drażnią mnie te piosenki, co 10 minut. ;)
    A to takie ciekawe coś, co od razu sobie przypomniałam, jak zobaczyłam o jakim filmie piszesz: http://plakaty.blox.pl/2012/01/Pytanie-za-10-pkt-Sponsoring.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj tak pamiętam ten plakat i niestety ten film, jedne z najgorzej wydanych pieniędzy na bilet do kina.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Burleska" bardzo mi się podobała, mimo że nie jest to film najwyższych lotów. Aguilera ma świetny głos, ale niestety grać nie potrafi, więc sceny gdzie mówiła i wyrażała emocje były bardzo słabe. Za to Cher i Stanley Tucci zagrali rewelacyjnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja szczerze mówiąc nie potrafię jej ocenić, bo kocham ją od dziecka, więc dla mnie była świetna :) Cher też mi się podobała, dlatego myślę, że ta nominacja do Złotej Maliny jest trochę przesadzona.

      Usuń