oryginalny tytuł: Ender's Game
rok: 2013
reżyseria: Gavin Hood
scenariusz: Gavin Hood
To absolutnie nie jest kino, które lubię. Oj zdecydowanie nie jest. Kilka dni temu pierwszy raz od blisko 2 miesięcy dałam jakiemuś filmowi ocenę 8. A tak naprawdę to aż dwóm filmom ("Stoker" i "Do szpiku kości") i to dzień po dniu. Oba to thrillery, za którymi specjalnie nie przepadam i których raczej nie oglądam, a jednak wyjątkowo mi się spodobały. Dlatego też stwierdzam, że od czasu do czasu warto jednak obejrzeć coś innego, zresztą ile można oglądać te dramaty, prawda? ;) Tak więc mimo, że to nie moja bajka wybrałam się na „Grę Endera”, na której nie nudziłam się, ale niestety też nie wyróżniła się ona na tyle abym zapamiętała ją bardziej niż inne filmy tego typu, które miałam okazję widzieć. Jednak całkiem miło spędziłam czas, a gdzieś w drugiej połowie nawet się wciągnęłam i zaangażowałam w historię Endera.
Po wielu latach spokoju Ziemia znowu jest zagrożona. W
związku z tym po latach przygotowań zostaje wybrana grupka najzdolniejszych dzieci,
które po specjalnym szeregu szkoleń mają wziąć udział w wojnie z robalami.
Wśród nich wyjątkowo wyróżnia się genialny Ender.
Do czego się przyczepię? Cała Ziemia i cała ludzkość są zagrożone.
Krótko mówiąc jest tragicznie. Mam wrażenie, że w takiej sytuacji powinni być postawieni
na nogi dosłownie wszyscy. Przez większość filmu oprócz przygotowywanych
uczniów na stacji obserwujemy tylko… trójkę osób. Spodziewałam się raczej
gigantycznego centrum dowodzenia z setkami jak nie tysiącami ludzi. Przez to
ciężko było mi w pełni poczuć powagę całej tej sytuacji. Nie do końca też
uwierzyłam w geniusz Endera i to z czego i jakie wnioski wyciągali jego
przełożeni/trenerzy czy jakkolwiek by ich nazwać. Jednak oprócz tego typu
rzeczy, ciężko mi się przyczepić do czegoś jeszcze. Nie było niczego na co
mogłabym narzekać, nie wyłapałam żadnych nieścisłości ani mimo blisko dwóch godzin nie odczułam aby się dłużył, chociaż jak
mówię nie podobał mi się jakoś specjalnie. No może oprócz ostatnich gdzieś 20-30
minut, które były naprawdę pełne emocji i przyznam, że podczas końcówki
maksymalnie się wkręciłam.
Nie jest to typowy film akcji. Wyjątkowo wiele czasu
poświęcone jest psychice bohaterów. Przez to jest trochę mniej banalny niż inne
filmy tego typu, jeśli chodzi właśnie o tą stronę psychologiczną. Ogromne
skupienie się na emocjach, oczywiście głównie Endera. Oprócz tego cudowna, ale
to cudowna muzyka. Wspaniała, wyniosła, tworząca niesamowity klimat. Dużo,
pięknych dźwięków. Mogę jeszcze dodać, że mój chłopak, który książkę czytał
stwierdził, że wiele istotnych rzeczy zostało pominiętych (co chyba jest
standardem w ekranizacjach), lecz generalnie czuje się usatysfakcjonowany z
tego jak została ona przeniesiona na duży ekran. No i dajcie spokój z tym „Harrym
Potterem w kosmosie”, bo książka na podstawie, której powstał film została
wydana 1985 roku, także o czym mowa. Kończąc wszystko jest zgrabne,
nieprzydługie, zrobione konsekwentnie, logicznie i z wyczuciem. Akcja rozwija
się spokojnie, powoli, nikt się nie śpieszy. Dobrze poznajemy bohaterów, ich
motywy, zachowania i myślenie. Do tego cudowna muzyka oraz niezłe efekty. Przyzwoity film.
Przyzwoity - dla tego gatunku to zbyt mało bym się poświęcił. Zdecydowanie to musi być coś takiego WOW żebym odważył się zobaczyć. No nic zostanę przy czekaniu na jakiś świetny, super-ekstra film sci-fi! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDobra decyzja, nic nie tracisz ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Hollywood - jako jedyne dysponuje takimi pieniędzmi by przedstawić wizję pisarzy s-f. Jednocześnie nienawidzę Hollywood za to że chcą z włożonych pieniędzy wyciągnąć 3 x więcej. Dlatego robią właśnie taką wersję Gry Endera, która będzie ... fajna dla wszystkich. Książkę czytałem 100 lat temu. Długo czekałem na ekranizację, nie wiem czy chcę obejrzeć.
OdpowiedzUsuń