rok: 2014
reżyseria: Christopher Nolan
scenariusz: Christopher Nolan, Jonathan Nolan
Nie jestem fanką Nolana, nie jestem specem od sci-fi, ale są różni widzowie, więc i recenzje powinny być różne (po co opinie samych osób zakochanych w Nolanie?;). Zacznę konkretnie - z czterech jego filmów, które widziałam (Bezsenność, Prestiż, Mroczny Rycerz, Incepcja) ten jest najlepszy i cieszy mnie, że wreszcie się z Nolanem jakoś dogadaliśmy. Poprzednie jego produkcje cenię, szanuję, ale zachwytów nie podzielam. Nie trafiły do mnie. Tym razem zaserwował mi niestandardowy film o kosmosie, który mnie nie tylko nie znudził, ale wciągnął, a niełatwym zadaniem jest utrzymanie uwagi widza przez 3 godziny, no i zwyczajnie, po ludzku wzruszył (a raczej rozłożył na łopatki ze wzruszenia). Nie wspominam już o kwestiach technicznych, za które statuetka z pewnością będzie. Podziwiam, że stara się robić filmy ciekawe i w pewien sposób fabularnie nowatorskie stawiając jednak przede wszystkim na emocje, ale nie zapominając też o tym, że kino to rozrywka. Mam nadzieję, że to nie będzie jedyny doceniany i lubiany przeze mnie jego film i czekam na więcej.
Na Ziemi jest kiepsko. Bardzo kiepsko. Coraz częstsze burze piaskowe i nawiedzone przez zarazy kurczące się zapasy pokarmu nie pozostawiają złudzeń co do przyszłości naszej planety. Możliwość podróżowania przez tunel czasoprzestrzenny daje jednak nadzieję na przeżycie. W poszukiwaniu nowych możliwości wyrusza załoga z doświadczonym pilotem na czele.
Jeśli reżyser ubarwi wiedzę z fizyki swoją fantazją i połączy z tematyką filozoficzną czy psychologiczną ma gwarancję, że zostanie zasypany krytyką wypełnioną po brzegi słowem "pseudointelektualny". Gdy produkcja zostanie wzbogacona pięknymi niczym obrazy zdjęciami i muzyką klasyczną ma przesrane (chyba nie trzeba przypominać "Melancholii"). Nie rozumiem czemu ciekawe pomieszanie nauki i wytworów wyobraźni reżysera ma oznaczać, że twórca kreuje siebie (i swoje dzieło) na kogoś kim nie jest. Nolan nie udaje, że jest drugim Einsteinem. Nie tworzy własnych teorii, nie przekonuje nas, że wymyślił rozwiązanie czegoś nad czym najlepsi naukowcy od lat pracują, bo to "pseudointelektualista" właśnie znaczy. On po prostu chciał zrobić film o kosmosie i miłości, a jak u podstaw wielu filmów science-fiction leży i w nim trochę prawdy - w tym wypadku wiele rzeczy związanych z astrofizyką, które odważnie połączył ze swoimi pomysłami i wypełnił swoją wrażliwością. Dla mnie "pseudointelektualny" to żaden argument przeciwko filmowi, w większości słowo używane to jest zresztą kompletnie bez sensu. Rozumiem, że film może być nudny, że może być zbyt nadęty (ta muzyka i jeszcze te zdjęcia), rozumiem, że ktoś nie lubi sci-fi w takim wydaniu i nie jest w stanie zaakceptować, że Nolan połączył pewne teorie i prawa z wyssanymi z jego własnego palca pomysłami, ale "pseudointelektualny"? Cienki argument. Wracając do meritum, czyli fabuły - nie martwcie się, nie potrzeba żadnej powtórki z fizyki przed seansem. Pewnie fakty i teorie stały się podstawą czy inspiracją do scenariusza, ale "Interstellar" to po prostu wizja Nolana. Piękna i przejmująca wizja, która nie dla wszystkich będzie możliwa do zaakceptowania.
Nie będę o nim myślała dzień po seansie chociaż po wizycie w kinie odbyłam bardzo ciekawą dwugodzinną dyskusję. Chwilami uwierało mnie łączenie prawdy i fikcji i nie wszystkie fabularne rozwiązania mnie ucieszyły (chociaż oczywiście brawa za odwagę). Do tego żadna z kreacji nie zostanie nagrodzona Oscarem, ale... to i tak rewelacyjne kino. To film, który w jednej chwili potrafi zgnieść rozmachem , a w drugiej rozbroić kameralnością. W którym raz zabija huk połączony z muzyką, a w drugiej paraliżuje cisza. To film, który widzem targa i widzowi nie daje odetchnąć od początku do końca. Ma sceny epickie, ma sceny kompletnie rozwalające emocjonalne i ma zapierające dech w piersiach zdjęcia. To jedna z najpiękniejszych podróży jakie odbyłam.
Czujący się na statku kosmicznym jak ryba w wodzie Matthew McConaughey świetnie odnalazł się w nowej historii Nolana, czego niestety nie można powiedzieć o Hathaway, która siedziała w kabinie z miną "co ja tu robię!?" jakby ktoś zabrał ją sprzed biurka w redkacji Vogue i posadził tam nie wiadomo po co. Znęcam się trochę na wyrost, ale jej wiecznie spięta bohaterka przy głównym bohaterze wypadła po prostu średnio, a w takim filmie nie wypada być tylko przyzwoitym. Za to bardzo dobry występ daje dziewczynka grająca młodą Murphy (cudna!), a równie dobrze niesamowitą więź pociągnęła Jessica Chastain (te nagrania...).
"Interstellar" to film brawurowy, zrobiony śmiertelnie (momentami za bardzo) poważnie, ale w filmy o kosmosie jest automatycznie wpisana pewna górnolotność. Ważne, że mimo wielu naciągnięć i wymysłów zachęca do zastanowienia się nad tym co dzieje się poza Ziemią i jakie są obecne możliwości, a troszkę też przekazuje. Na mnie zadziałała jednak bardziej ta emocjonalna część - to film o heroizmie, poświęceniu i... miłości. Przez długi czas będę pamiętała kilka przejmujących, zaskakujących, ale i zwyczajnie pięknych scen (zaczynając od jednej z pierwszych w polu, przez wspomniane nagrania po te totalnie efekciarskie). Czy jest coś piękniejszego niż widok Ziemi z kosmosu? Coś bardziej emocjonującego niż stawianie stopy na nowej planecie? Jak się okazuje jest i to na wyciągnięcie ręki - bo jednak o emocje tu głównie chodzi, to zapamiętam i tym Nolan przekabacił mnie na swoją stronę. Miałam mokre oczy nie raz i nie dwa. Warto.
Dziękuję Warner Bros. za zaproszenie na pokaz przedpremierowy.
No cóż. Dla mnie to z kolei najsłabszy film Nolana. Bardzo lubię tego reżysera i jego filmy (nad Prestiżem czy Mrocznym Rycerzem rozpływałem się z zachwytu), ale tutaj obnaża swoje braki. Pomijając już patos i kwestie emocjonalne (sam też się wzruszyłem więc niech mu będzie :) ), niestety brak konsekwencji, nielogiczności oraz fabularne gupoty strasznie mnie odrzuciły. Ogólnie jestem rozczarowany, bo oczekiwania miałem ogromne.
OdpowiedzUsuńMomenty ciszy w kosmosie to chyba najlepszy element tego filmu! :) Ale zgadzam się z Simonem - trochę za dużo było w tym wszystkim patosu i monologów o miłości. Najgorszym filmem Nolana bym może tego nie nazwał, ale najlepszym też zdecydowanie nie (Memento).
OdpowiedzUsuńTen seans jeszcze przede mną :) Nie spieszyło mi się, bo inne jego produkcje mnie nie zachwyciły, ale widzę, że nawet jego wręcz przeciwnicy chwalą ten film - obejrzę :)
UsuńKoniecznie! :)
UsuńZachwycił mnie zwiastun, który widziałam w Multikinie przed pokazem "Sędziego". :)
OdpowiedzUsuńTak. Ten film z pewnością obejrzę. Nie byłabym sobą, gdybym pominęła któryś z obrazów z gatunku sci-fi.
OdpowiedzUsuńTeż zdecydowanie nie jestem fanką sci-fi, Nolana raczej lubię, ale nie ubóstwiam, McConaughey'a przeważnie nie trawię (i nie daruję mu, że skradł Oscara Leo :D ), ale o tym filmie jest tak głośno dookoła, że zżera mnie ciekawość i pewnie skuszę się na seans :)
OdpowiedzUsuńP.S. Dawno do Ciebie nie zaglądałam, a tutaj tyle graficznych zmian - jest świetnie:)