sci-fi
rok: 2014
reżyseria: Christopher Nolan
scenariusz: Christopher Nolan, Jonathan Nolan
Nie jestem fanką Nolana, nie jestem specem od sci-fi, ale są różni widzowie, więc i recenzje powinny być różne (po co opinie samych osób zakochanych w Nolanie?;). Zacznę konkretnie - z czterech jego filmów, które widziałam (Bezsenność, Prestiż, Mroczny Rycerz, Incepcja) ten jest najlepszy i cieszy mnie, że wreszcie się z Nolanem jakoś dogadaliśmy. Poprzednie jego produkcje cenię, szanuję, ale zachwytów nie podzielam. Nie trafiły do mnie. Tym razem zaserwował mi niestandardowy film o kosmosie, który mnie nie tylko nie znudził, ale wciągnął, a niełatwym zadaniem jest utrzymanie uwagi widza przez 3 godziny, no i zwyczajnie, po ludzku wzruszył (a raczej rozłożył na łopatki ze wzruszenia). Nie wspominam już o kwestiach technicznych, za które statuetka z pewnością będzie. Podziwiam, że stara się robić filmy ciekawe i w pewien sposób fabularnie nowatorskie stawiając jednak przede wszystkim na emocje, ale nie zapominając też o tym, że kino to rozrywka. Mam nadzieję, że to nie będzie jedyny doceniany i lubiany przeze mnie jego film i czekam na więcej.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą casey affleck. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą casey affleck. Pokaż wszystkie posty
"Ain't Them Bodies Saints" - recenzja
rok: 2013
reżyseria: David Lowery
scenariusz: Dawid Lowery
Głównymi bohaterami
"Ain't The Bodies Saints" jest para, którą połączyła ogromna miłość,
a rozdzieliło więzienie. Jednak po pewnym czasie Bob (Casey Affleck)
decyduje się na ucieczkę z celi by ujrzeć ukochaną Ruth (Rooney Mara)
oraz córeczkę, której jeszcze nie widział. Produkcja przedstawia męki przez
jakie muszą przechodzić nieszczęśliwi kochankowie i przeszkody jakie muszą
pokonać by być znowu razem (brzmi tragicznie prosto, ale taka właśnie jest
historia przedstawiona w tym filmie). Niestety, ale te wszystkie wypowiedziane
z serca słowa, prawie, że dramatyczne monologi rozdzielonych ludzi nie działają
na mnie. Chwilami udzielało mi się wzruszeni zakochanych, ale w większości ich
cierpienia biernie oglądałam, no bo ile można?
Skromny, wyciszony film (co
nie znaczy, że pozbawiony emocji), jednak emocje, które towarzyszą przez
większość czasu utrzymane są na podobnym poziomie, z czasem przestając
robić wrażenie i dopiero gdzieś pod koniec atmosfera nieco gęstnieje. Ciekawie
wypadło pokazywanie wydarzeń z perspektywy obojga, tutaj sceny z Marą wypadają
blado przy przepełnionym emocjami Afflecku, w którego miłość od początku do
końca absolutnie wierzymy. Mara krótko mówiąc nie pokazała niczego nowego. Jest
to rola gorsza niż ta w "Dziewczynie z tatuażem" czy
"Panaceum". Jej nieobecny wzrok i surowa twarz tym razem mnie nie
przekonały. Jak mówię, był to bardzo dobry występ Casseya Afflecka, chociaż
nadal czekam na jakąś jego powalającą rolę (wiem, że go na to stać!).
Zabójstwo Jesse'ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda
oryginalny tytuł: The Assassination of Jesse James by the Coward Robert
Ford
rok: 2007
reżyseria: Andrew
Dominik
scenariusz: Andrew
Dominik
Po pierwszych kilku minutach
zdawało mi się, że film mnie niczym nie zaskoczy i western o legendarnym Jesse
Jamesie będzie dobrą, ale nie wyróżniającą się niczym ani nie zaskakującą mnie
(no bo czym mógłby zaskoczyć?) produkcją. Zauważyłam, że westerny mają to samo
co filmy kostiumowe, najczęściej nawet te słabsze są przynajmniej dobre, ale nie
wychodzą poza pewien schemat, co nie zmienia faktu, że w większości są udane. Andrew
Dominik szybko pokazał mi w jak wielkim jestem błędzie, a potem uciszył i wbił
w fotel. Szybko zrozumiałam, że nie jest to zwykły western, ale dzieło składające się z wielu cech i elementów, których nie spodziewałam się w tego typu filmie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)