"Gra tajemnic" - recenzja

dramat/biograficzny
oryginalny tytuł: The Imitation Game
rok: 2014
reżyseria: Morten Tyldum
scenariusz: Graham Moore

Ciężko przewidzieć, która z historii opartych na faktach zostanie przez danego widza odebrana jako przyzwoicie, sumiennie zrealizowany film, a w którym twórcom uda się przekroczyć magiczną granicę i autentycznie widza przejąć. W tym wypadku pomimo, że z początku film jawił się jako porządne, ale zwyczajnie kino gdzieś w między czasie Cumberbatch przekonał mnie do siebie i dzięki właśnie jego kreacji film zamienił się w oprócz porządnej (chociaż nieco chaotycznej i niepozbawionej błędów produkcji) w pasjonującą i poruszającą opowieść.


Z jednej strony niesamowite, że film, w którym w sumie nie dzieje się z pozoru specjalnie wiele ogląda się bez chwili znużenia (a trwa blisko 2 godziny). Z drugiej mimo tego chciałoby się wymienić kilka scen. Skróciłabym albo nawet wywaliła retrospekcje. W ogóle zamieniłabym je czy też inne sceny (wojna, bieganie i kilka innych) po to by spędzić więcej czasu z głównym bohaterem. Tak żebym mogła nazwać film intymnym, szczerym obrazem, a nie porządną, niezłą produkcją. Jego majsterkowanie przy maszynie (Turing w pracy) i kilka ujęć w knajpce (Turing po godzinach) zdecydowanie mi nie wystarczyło. Chciałabym zobaczyć go w innym miejscu, w innych okolicznościach. Poznać więcej faktów z jego życia. Zgłębić to jakim był człowiekiem. Film oparty jest na historii sprzed 70 lat, dotarcie do większej ilości informacji raczej nie stanowiłoby problemu. Ten mój apetyt na zgłębienie historii jest naturalnie głównie zasługą Cumberbatcha. Znałam go wcześniej wyłącznie z milionów zdjęć i zachwytów pojawiających się w Internecie oraz kilku ról drugoplanowych. Dobrych, ale drugoplanowych. Teraz z czystym sumieniem mogę dołączyć się do pochwał pod jego adresem. Stworzył przemyślaną, dojrzałą i niebanalną kreację i pomimo, że miał naprawdę fajnych partnerów to jego będę wspominać myśląc o filmie.


Część osób jak to bywa w przypadku tego typu filmów będzie zdruzgotana dodanymi przez reżysera "faktami", które nie miały miejsca, a część zapewne będzie zdenerwowana gdy zda sobie sprawę, że próżno czekać na informację o zasługach Polaków. Jeśli nie jesteście gotowi na żadną z tych rzeczy przygotujcie się lub odpuście kino, bo seans może być dla was nieprzyjemnym doświadczeniem. W zupełności to rozumiem, też kilkukrotnie zdarzyło mi się pomimo, że film wcale nie był taki zły to coś w prawdziwej historii tak przekręcono, że nie byłam w stanie go zaakceptować i polubić.


Jeśli chodzi o resztę aktorów... Seksownie nonszalancki Goode i nominowana za tę rolę po raz drugi do Oscara Keira dają bardzo dobre, ale o dziwo (grają charyzmatyczne postaci) pozostające w cieniu głównego bohatera występy. Cumberbatch był dla mnie po prostu znakomity. Jednak dzięki ich wdziękom film nie jest nadętą i porządnicką historyjką. Idealnie równoważą absolutnie poważnego Turninga. W ogóle do filmu zgromadzono bardzo fajną ekipę - wszyscy się zgrabnie dopełniają.

Fajne dialogi i kostiumy, kilka zabawnych i kilka przejmujących scen. Obyło się bez większych niespodzianek (ani pozytywnych, ani negatywnych). No może oprócz wspaniałego Cumberbatcha, ale to nie do końca niespodzianka. Nie oczekiwałam od niego niczego, było to po prostu nasze pierwsze, dłuższe takie spotkanie. Mimo brytyjskiego składu i norweskiego reżysera to dosyć hollywoodzko (ale naprawdę bez większego kiczu) przedstawiona smutna prawda o wybitnych jednostkach. Nie wiem czy będzie to dla was całkiem szybko mijający seans umiarkowanie zgrabnie nakręconej historii czy dodatkowo opowieść o jednym z najbardziej genialnych i najobrzydliwiej potraktowanych ludzi jacy żyli.  Dla mnie to przemyślany i wyważony film, produkcja pod względem technicznym bardzo udana (oprócz niektórych efekciarskich ujęć wojny) oraz smutna, przejmująca historia wspaniałego człowieka - 7+/10. Obawiam się jednak, że mimo ośmiu nominacji obędzie się bez żadnej statuetki, a szkoda, bo to naprawdę niezły film i ważna historia.

8 komentarzy:

  1. Cieszę się, że film również i Tobie się spodobał, jednak mam dwa pytania, które nie dawały mi spokoju w trakcie czytania recenzji:
    - jakie fakty zostały dodane przez reżysera, bo aż tak dobrze nie znam historii Turinga i złamania szyfru/kodu Enigmy
    - raz piszesz, że chcesz więcej "o nim", a później, że retrospekcje Ci się nie podobają; jak to rozumieć? przecież są o nim właśnie :|

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, chciałabym więcej o samym Turingu, ale akurat retrospekcje mi się po prostu za bardzo nie podobały :) Ale jakieś inne sceny z życia prywatnego (szczególnie w których pojawił by się Cumberatch) bardzo chętnie bym obejrzała :). To, że chcę o nim więcej nie znaczy, że chcę byle co i że wszystko cokolwiek by pokazali by mi się spodobało. To akurat nieszczególnie mnie interesowało.
      Może kiedyś tam byłeś jest taka strona - http://www.historyvshollywood.com tam są informacje, co jest w filmach prawdą, a co nie :) Tutaj jest o tym filmie http://www.historyvshollywood.com/reelfaces/imitation-game/ rzuć okiem ;)

      Usuń
    2. Mnie się wydaje, że akurat retrospekcje były dość istotne, bo wydarzenia z tego okresu, który nam przedstawiają, ukształtowały go jako człowieka na całe jego późniejsze życie. Ale to moje odczucie.

      A stronkę zaraz oblukam, dzięki;)

      Usuń
    3. Duuużo tego :) Mnie chce mi się czytać :] Ale wydaje się, że różnice są niewielkie i w mało znaczących kwestiach, a film musi przekroczyć pewną granicę zainteresowania, żeby usatysfakcjonować widzów, więc pozwólmy twórcom na lekkie zniekształcanie faktów. Zawsze można sobie później doczytać jak było naprawdę, a film ma chyba za zadanie jedynie pokazać, że ktoś taki istniał i był naprawdę ciekawą osobowością, jednak powtarzanie jako prawdy objawionej i wiara we wszystko co zaprezentowano w filmie fabularnym jest niedorzecznością.

      Usuń
    4. Istotne tak, ale tak kiczowato wykonane... Jakoś mi się nie podobało. Jeśli ktoś naprawdę interesuje się historią, czytał o tym książki i zna to doskonale może być zły o te zmiany. Dla jednego bez różnicy, a inny będzie zniesmaczony takimi zmianami. Wiadomo, że w filmach najczęściej historia jest trochę pod film zmieniana, ale każdy ma swoje subiektywne odczucia, niektóremu w danym filmie zmiana nie będzie przeszkadzać, a w innemu będzie. Uprzedziłam po prostu o zmianach. P.S. Powiedz to Schultzowi, którego pokazano w "Foxcatcherze" jako głąba bez honoru i zdania. "Film ma chyba za zadanie jedynie pokazać, że ktoś taki istniał.." - film biograficzny to nie jest film dokumentalny, ale bez przesady.

      Usuń
    5. No tak, w przypadku Shultza było naprawdę źle, ale to tylko i wyłącznie wina niezrozumiałego scenariusza i źle poprowadzonej historii. Tutaj było dość spoko. Przynajmniej dla mnie:) Liczą się przede wszystkim podstawowe fakty [UWAGA SPOJLERY!]: to że skonstruował maszynę, to jak była wykorzystywana podczas wojny no i to co się z nim stało po wyroku skazującym. Reszta to tylko drobiazgi, bo kogo obejdzie to czy książkę o kodowaniu (i nie tylko) dostał od kolego Christophera, czy wygrał w konkursie jego imienia ufundowanym przez jego rodziców już po jego śmierci. Albo to czy był podejrzewany o szpiegostwo czy nie(a film jednoznacznie mówi, że nie był, że to tylko taka zagrywka).

      Usuń
  2. Dobry film, ale do Oscara mu jednak daleko. Cumberbatch zagrał Sherlocka, więc oczywiście udać mu się to musiało. Drugi plan rzeczywiście nijaki, choć ciężko przecież spodziewać się niewiadomo jakiego aktorstwa po Keirze Knightley ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dla mnie świetny film :)

    OdpowiedzUsuń