"Teoria wszystkiego" - recenzja

dramat/biograficzny
oryginalny tytuł: Theory of Everything
rok: 2014
reżyseria: James Marsh
scenariusz: Anthony McCarten

Stephen Hawking - brytyjski astrofizyk, dyrektor ds. badań na jednym z wydziałów Cambridge, założyciel Centrum Teoretycznej Kosmologii, emerytowany profesor, autor wielu książek (wtedy jeszcze doktorant Cambridge) w wieku 21 lat usłyszał od lekarza dwie rzeczy - że cierpi na stwardnienie zanikowe boczne i że zostały mu maksymalnie 2 lata życia. Dziś jest jednym z najbardziej szanowanych profesorów na świecie i dowodem na to, że cuda się zdarzają. Hawking to najdłużej żyjąca osoba z ALS i jedyny taki na świecie przypadek, średnio osoby chore przeżywają 3 lata, a malutki procent żyje z chorobą dłużej niż 10 lat.

Zaskakująco wiele (nawet jedno z nieprzyjemnych pytań, które Jane słyszy gdy dowiaduje się, że jest w ciąży)  jest prawdą. Patrząc na standardy filmów biograficznych (tzn. zmienić połowę żeby było bardziej łzawo czy ciekawie) historia ta jest wręcz bardzo dokładnie odwzorowana. Myślę, że to miła odmiana, a przy okazji wyraz szacunku dla życia Hawkinga. No i jego samego, bo dosyć delikatnie pokazano np. powody rozstania głównych bohaterów. No właśnie - użyłam słowa "głównych". Wielu zadziwiła nominacja do Oscara dla Felicity Jones. Mimo, że grała żonę tego wielkiego, ważnego i znanego (najczęściej takie są tylko tłem) wygospodarowała dla siebie zaskakująco dużo miejsca i nienachalne, skromne, z godnym podziwu wyczuciem stworzyła portret kobiety pełnej rozterek, zmartwień, ale przede wszystkim siły i miłości. Kobiety będącej niezależną, godną podziwu jednostką, a zarazem dopełnieniem swojego męża i strażniczką ogniska domowego. 


Eddie jest tak charakterystycznym aktorem, że doskonale pamięta się go po jednym seansie, kojarzę go od dawna i bardzo zdziwiłam się, że to dopiero czwarty film z jego udziałem jaki widziałam (w "Dobrym agencie" zresztą jest go niewiele). Byłam zdziwiona, że ten niepozorny chłopiec (tak go kojarzę, a już 33 na karku) nagle podbił Złote Globy i powalczy o Oscara - teraz już wiem, że całkowicie zasłużenie. Trzymam z całych sił za niego kciuki. Nie tylko opanował świetnie fizjonomię i typowe ruchy, mimikę osoby chorej na stwardnienie zanikowe boczne, ale stworzył też szalenie ciekawą, złożoną postać. Mając spore ograniczenia, używając przez sporą część filmu pokrzywionego uśmiechu i oczu przekazywał tak samo wiele emocje co aktorzy mogący skakać, krzyczeć i rozpaczać na ekranie. Godne podziwu jest to jak na raz musiał kontrolować ciało i wchodzić w emocje Hawkinga. Rewelacyjnie połączył granie osoby chorej i zwykłego człowieka, który ma swoje pasje, problemy i emocje. Ostatnio w kontekście Oscara dla Moore często czytam, że role ekstrawertyków czy osób chorych są łatwiejsze do zagrania, robią wrażenie, a tak naprawdę to ta oszczędna gra jest prawdziwym aktorskim wyzwaniem. Redmayne zrobił według mnie coś ponad obie te (tak samo trudne) rzeczy. Nie mam pojęcia jak udało mu się nie zrobić z tego parodii i pokazać z całym szacunkiem i realizmem osobę chorą na ALS, a zarazem zagrać jednego z najinteligentniejszych i najciekawszych mężczyzn na ziemi.

Ponoć za mało w filmie o fizyce, a za dużo o miłości. Fakt, film powstał na podstawie książki Jane Hawking, jednak nie zauważyłam by temat małżeństwa grał tu pierwsze skrzypce. To w moim odczuciu po prostu film o życiu Hawkinga. Nie o pracy, nie o życiu prywatnym, nie o chorobie - o całym jego życiu. Film spełnia i oczekiwania pod względem emocjonalnym jak i te związane z nauką. Jestem w pełni zadowolona z tego jak zgrabnie rozdzielono czas na danse aspekty jego życia.

Czy film ocenia się dając noty jego poszczególnym elementom - od gry, przez zdjęcia, po dialogi? Czasem włącza mi się taki tryb i podwyższam ocenę średniego filmu, bo np. zdjęcia były fenomenalne jednak najczęściej robię to instynktownie, tzn. nie rozmyślając zbyt długo przyznaję konkretną notę. Czasem czyta się "historia ciekawa, ale sam film średni" . W tym wypadku nie umiem napisać nic innego niż, że film to historia, a historia ta jest absolutnie rozbrajająca, wspaniała, ciepła, wyjątkowa i chwytająca za serce. Ten film to historia człowieka inspirującego i wyjątkowego i cała produkcja też przez to taka jest.

Nie wspominałam o Eddiem od kilku linijek, więc wracam jeszcze na chwilę - jeśli chodzi o pierwszoplanowe role męskie widziałam wszystko oprócz Coopera i bez chwili zastanowienia wymieniłabym Redmayne'a (nie Keatona - dobrze widzicie) jako tego, który najbardziej zaskoczył, dał z siebie najwięcej, zrobił kawał świetniej roboty i stworzył kapitalną, zapadającą w pamięć kreację, która najbardziej zasłużyła na Oscara.

Żeby nie było nudno dodam, że ktoś pożałował na charakteryzacje - dopiero po dzieciach zdałam sobie sprawę z tego jak wiele lat w filmie upłynęło. No i zdjęcia w pomieszczeniach, nie zawsze udane i jakieś takie ciemne, chyba miało być naturalnie i domowo, ale może to przez moje zaszklone przez pół seansu oczy.


Marsh nie bawił się uczuciami widzów, widać, że nie postawił sobie za cel by zrobić film ckliwy i nie starał się wycisnąć z widza za wszelką cenę jak największej ilości łez. Historia jest wręcz pokazana znacznie łagodniej w porównaniu do rzeczywistej, stosunkowo pozytywnie, a do tego ciepło, a często bardzo zabawnie. Starano się wręcz pokazać na tyle ile to możliwe normalnie funkcjonującą rodzinę, pełną zarówno radości jak i zmartwień, chociaż przez humor, inteligencję i osobę samego Hawkinga i tak jest to oczywiście niekonwencjonalna i jedyna w swoim rodzaju opowieść. No i jeszcze ostatnie... Jóhann Jóhannsson stworzył tak samo godny jak ten skomponowany przez Hansa Zimmera soundtrack, bardzo subiektywnie ten z "Teorii wszystkiego" podobał mi się bardziej, ale wygrana każdego z panów mnie ucieszy i będzie jak najbardziej zasłużona (teoretycznie mogą dostać ją obaj :). Chyba pierwszy raz od seansu nowej "Jane Eyre" tak długo nie mogłam pozbyć się z głowy muzyki klasycznej. Jeszcze dzisiaj rano słyszałam te piękne i poruszające (jak cały film) dźwięki. Krótko mówiąc jeden z piękniejszych soundtracków jaki słyszałam.

Niezwykła historia, niezwykły Hawking i niezwykły Redmayne - po prostu niezwykły film. Bardzo pozytywna niespodzianka.

15 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. jeżeli chodzi o Oscary to również mam przeczucie, że to Redmayne dostanie statuetkę, a nie mój uwielbiony Cumberbatch...

      Usuń
    2. Wiesz... Przeczucie, a to komu się kibicuje to co innego :) Przeczucie niestety mam inne, ale uważam, że najbardziej zasłużył i będę trzymać kciuki :) Zawsze zdaję sobie sprawę z tego kto jest typowany i po innych nagrodach ma największą szansę, bo trudno na takie informacje się nie natknąć, ale do ostatniej chwili olewając to całe gadanie trzymam kciuki za swoich faworytów :) Tak jak np. 2 lata temu trzymałam za Phoenixa, jak rok temu za Julię, tak w tym będę m.in. za Eddiego :)

      Usuń
    3. Cumberbatch nie zasłużył na statuetkę

      Usuń
  2. Ostatnio w kinie coraz więcej dramatów biograficznych. "Gra tajemnic", "Wielkie oczy" i teraz to. Lubię ten gatunek, więc "Teorię wszystkiego" na pewno obejrzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to prawda, ale to chyba dlatego, że po prostu dużo teraz filmów jak zawsze w tym okresie przedoscarowym :) "Wielkich oczu" nie widziałam na razie, a z biograficznych jeszcze z Reese Witherspoon "Wild" 6 lutego :) Uwielbiam ją i nie mogę się doczekać, jak dam radę to już za tydzień pojawi się na blogu do granic możliwości subiektywna, przedpremierowa recenzja :) Aaa no i "Snajper" też na faktach, no rzeczywiście coś w tym jest ;)

      Usuń
  3. Jestem ogromnie ciekawa tego filmu. I Redmayne'a, bo póki co nie zobaczyłam jeszcze aktora, któremu Oscara bym bez wątpliwości mogła przyznać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to może będzie jak ze mną, tak oglądam te filmy i oglądam... Ale w końcu się doczekałam mojego tegorocznego faworyta :)

      Usuń
  4. Ani rola Carella ani Cumberbatcha mi się nie podobały, więc pewnie mój prywatny wyścig rozstrzygnie się właśnie między Keatonem a Redmayne'm ;) Keaton zagrał wyśmienicie, ale według mnie to, że nie jest wybitnym aktorem dramatycznym zostało obnażone w jego starciach z genialnym Nortonem. "Teorię wszystkiego" pewnie zobaczę w weekend, coś czuję, że spłaczę się na maksa. A przynajmniej mam taką nadzieję ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja Cumberbatcha prawie nigdzie wcześniej nie widziałam (Sherlocka nie oglądam, więc przemknął mi tylko w kilku drugoplanowych rolach), więc "Gra Tajemnic" była takim pierwszym spotkaniem i szczerze mówiąc odniosłam bardzo pozytywne wrażenie. Naprawdę facet sporo z siebie wycisnął i zrobił na mnie niemałe wrażenie. U Carella podziwiałam charakteryzację, ale sama gra.. No cóż. Ja spłakałam na maksa i tobie tego życzę (dziwnie to brzmi :D w znaczeniu, żeby ci się podobał i przejął :).

      Usuń
  5. "Teoria wszystkiego" to film, na który wybiorę się od razu, jak tylko wypełznę z łóżka. Tzn. za kilka dni. Już sama historia mnie zaintrygowała, nie myślałam o tej produkcji pod względem tego, kto tam zagra, jak to może zrobić, kto zajmował się muzyką. Po prostu wiem, że muszę ruszyć tyłek i na wielkim ekranie zobaczyć historię Hawkinga.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ach, wiedziałam, że to będzie coś dla mnie! Już zwiastun wiele obiecywał, a tu jeszcze TAKA recenzja!

    Cieszę się, że nieco przybliżyłaś historię Hawkinga, bo tak naprawdę człowieka nie znałam, a sam film intrygował mnie ze względu na Felicity Jones (do której mam słabość) i piękne zdjęcia. Muszę obejrzeć, muszę, muszę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podziel się po seansie! Ja już wypożyczyłam jego książkę :) Pośród wielu pozycji, z których niewiele bym zrozumiała znalazłam "Moją krótką historię" (chociaż film jest oparty jak napisałam o książkę jego żony). Jestem baaardzo ciekawa tego co napisał on sam :)

      Usuń
  7. Jak to się stało, że nie słyszałam o tym filmie? Ani o tej historii? Muszę koniecznie nadrobić zaległości! Bardzo się cieszę, że napisałaś tą recenzję, bo ogromnie zaintrygowała mnie "Teoria wszystkiego". Na pewno obejrzę ;-)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz tyle filmów wchodzi, że ciężko się połapać, cieszę się, że się przydała :) :)

      Usuń