Film erotyczny z Dorocińskim, czyli „Kobieta, która pragnęła mężczyzny”


dramat/erotyczny
oryginalny tytuł: Kvinden Der Drømte Om En Mand
rok: 2010
reżyseria: Per Fly
scenariusz: Per Fly, Dorthe Warnø Høgh
 
Miałam ochotę na polski film, pomyślałam, że czas na kolejną produkcję z Dorocińskim. Film polsko-duński, erotyczny i ocena 5,4 - pomyślałam, że nie mogło być tak źle. Co się okazało… mogło. Miało być wyniośle, onirycznie ale i z drugiej strony zdecydowanie, a wyszła trochę groteska. Zły scenariusz, brak logiki, nieprzyjemna teatralność, główna aktorka nie do zniesienia. Niestety nawet gołe pośladki Dorocińskiego na niewiele się zdały. (Jeśli szukacie ciekawych filmów z Dorocińskim TUTAJ inne recenzje, na razie niewiele, ale lepszych filmów, bo na ten szkoda czasu.)


Zaczną od ogółów. Film generalnie jest sztuczny, robiący wrażenie, że wszystko w nim zrobione  jest „na siłę”, co w efekcie po prostu męczy. Co zawiniło? Myślę, że podstawa to najzwyczajniej w świecie słaby scenariusz. Wykładowca, który centralnie naprzeciwko swojego mieszkania (w budynku po drugiej stronie ulicy, piętro w piętro, okno w okno) ma drugie mieszkanie, gdzie w wersji dla żony (w tej roli Monika Krzywkowska) pracuje, a tak naprawdę urządza sobie schadzki. Gdy K. (główna bohaterka – jego kochanka, tutaj Sonja Richter) przebywa w wiadomo, którym mieszkaniu po tym jak stoi chwilę przy oknie dostaje później opieprz, że żona mogła ją zauważyć. Później jednak główny bohater nie mówi ani słowa gdy K. stoi w oknie tak jak ją Bóg stworzył czy przystawia sobie pod nie stolik i konsumuje śniadanko.
Rozumiem, że kobieta zapłonęła wielką, niepowstrzymaną namiętnością do mężczyzny marzeń i zaczyna zachowywać się nie do końca racjonalnie, ale ta kobieta od początku robi wrażenie wariatki. No i dlatego zwalam na scenariusz i brak wyżej wspomnianej spójności, nie tylko w pewnych wydarzeniach, ale i zachowaniach bohaterów. Zamiast pokazać ciekawą przemianę, najpierw dobrą, ułożoną mamusię, której czegoś zaczyna brakować, potem romans i wszystko zaczyna wymykać się spod kontroli to tutaj od początku nic się nie klei i nie jesteśmy w stanie zrozumieć zachowań K. Niestety to co robi, co mówi jest średnio zrozumiałe. Generalnie scenariusz mocno niedopracowany. A minimalizm, który chyba miał być zaletą i miał ułatwić skupienie się na psychice bohaterów sprawił, że wszystko szło wręcz odwrotnie – opornie.
Wracając do głównej bohaterki K. - nie da się jej polubić i to nie dlatego, że tak świetnie zagrała i stworzyła skrajnie negatywną kreację tylko dlatego, że była irytująca, a jej grę oceniam jako fatalną. Strasznie ciężka w odbiorze (zresztą jak cały film). Nie zmieniała jej się specjalnie mina, ewentualnie miała oczy „normalne” albo wybałuszone. Większość ujęć w filmie to twarz K. z ciągle tą samą miną jakby… nie wiem, była pod wpływem czegoś mocniejszego i nie wiedziała co się dzieje dookoła. Wiecznie niezadowolona z tym bezmyślnym, więc tępym wyrazem twarzy. Jej zachowania są niedorzeczne, niewiadomo o co jej chodzi, wydaje się, że ma mózg pięciolatki.

Co jeszcze denerwowało? Ciągle powtarzające się ujęcia. Jedno - moje ulubione, kiedy K. stoi jak posąg przyklejona do szyby z tym swoim szaleńczym wzrokiem i ma chyba wyglądać mrocznie, a wygląda zabawnie. Wracając do tej niekonsekwencji to samo dotyczy kamery, która chwilami nagle wichrowała.
Film większość czasu nużył, a jak nie nużył to denerwował. Chwilami śmieszył. Jego dobre strony to głównie te mocne sceny, jakkolwiek to zabrzmi, sam fakt, że są mocne (w większości kłótnie czy jedna czy dwie sceny seksu) wychodzi na plus. Są wtedy jak zbawienie od kamiennej gry. Kiedy nagle bohaterowie wpadają w szał,  przekazują wreszcie jakieś emocje - na tle reszty scen wypadają w takich chwilach dobrze. W innych momentach są po prostu smutni. Myślę, że przesadą jest, że przez cały film nie widzimy ani jednego uśmiechu. Gdy się spotykają, gdy zaczynają się sobą interesować, gdy się kochają – ciągle są przeraźliwie smutni i wychodzi coś przesadnego i nierealnego. Rozumiem, że nie czuli specjalnej namiętności czy żądzy tylko zaspokajali swoje potrzeby, ale ani gram właśnie namiętności nie był przekonywujący. Już nie wspomnę, że kochanka 3 razy mniej atrakcyjna od żony. Ciągły chłód kochanków (przez ponad połowę filmu nie zamienili więcej niż  5 zdań), wiecznie w żałobie nie wiedzieć czemu. Niestety, ale przez to film jest po prostu nadęty i pretensjonalny. Główna bohaterka wzbudza politowanie, a Dorociński mam wrażenie miał być właśnie takim lodowatym, bezwzględnym głazem, co jak wszystko w tym filmie wyszło przesadnie. Rozumiem, że taki był zamysł, ale wyszło słabo. 
Jeszcze ta tematyka snów, wszystko niby tajemnicze i oniryczne, a w odbiorze wyszło patetyczne. A właśnie – dramat erotyczny? Erotyki tam za wiele nie było. Pewnie znajdą się osoby, które będą dopatrywać się jakże złożonej relacji, bo generalnie tematyka tego typu toksycznej miłości? Zauroczenia? Ciężko to nazwać, generalnie relacji jest ciekawa do pokazania na dużym ekranie. Ta przemiana człowieka, kolejne etapy od miłości do innych skrajnych uczuć są wdzięcznym do przedstawienia tematem. Niestety tutaj to się nie sprawiło. Chyba miał być z tych niszowych i głębokich, a wyszło to co napisałam.
Na minus jeszcze niemiła niespodzianka, dopiero co skończyłam zdawać egzaminy i zaczęły się ferie, miałam odpocząć a tu co? Muszę oglądać uczelnię.. A tak serio to fajnie, że pokazali SGH w filmie, który oglądają nie tylko Polacy. Zostając przy obrazie Warszawy, naprawdę nie wiem czemu musieli kręcić film w rozpadających się budynkach na Pradze Północ.

Jedynie poruszająca melancholijna muzyka pozostała na poziomie, no i te mocne sceny, które swoją intensywnością czy widz chce czy nie robią w pewnym sensie wrażenie. Reszta przerysowana, mdła, nielogiczna. Ciekawy temat, kilka dobrych scen, ale generalnie słabo.

3 komentarze:

  1. Dzięki za ostrzeżenie,zamierzałam bowiem ten film obejrzeć :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Dorocińskiego i życzyłbym mu kariery zagranicznej. Występ w filmie Flya mógłby stanowić jakiś tam schodek na jego drodze, ale chyba jednak nie stanowi. Film nie zdobył większego rozgłosu, a recenzje są raczej negatywne, tak jak Twoja. Sam nie zamierzam tego oglądać, bo nawet mimo Dorocińskiego, to zupełnie nie moje klimaty.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń