"Skłóceni z życiem"


dramat
oryginalny tytuł: The Misfits
rok: 1961                                        
reżyseria: John Huston
scenariusz: Arthur Miller

Spojrzałam na ocenione przeze mnie filmy nakręcone przed 1980 rokiem i okazało się, że jest ich niecałe.. 40. Myślę, że jeszcze z 10 by się znalazło, bo dobre kilka razy pamiętam jak oglądałam jakieś romansidła późno w nocy główne na tvp1. Tak czy siak mało. Nowy, główny cel: obejrzeć więcej starych filmów. Po kliknięciu „chcę obejrzeć” przy kilkudziesięciu produkcjach zdecydowałam się zacząć od „Skłóconych z życiem”.

Świeżo rozwiedziona Roslyn (Marilyn Monroe) postanawia wybrać się na spontaniczną wycieczkę ze swoją znajomą Isabelle (zabawna Thelma Ritter) oraz nowo poznanymi mężczyznami. Gay (Clark Gable) i Guido (Eli Wallach) szybko zadurzają się w atrakcyjnej blondynce, a wkrótce czwórka znajomych wyrusza m.in. na rodeo. W między czasie dołącza do nich Perce (Montgomery Clift).

Przy pierwszym poznaniu bohaterów wydaje nam się, że wszystko o nich wiemy. Trochę naiwna, sympatyczna blondynka, pewny siebie podstarzały kowboj i jego zagubiony po stracie żony przyjaciel. Stopniowo dowiadujemy się o nich coraz więcej i z czasem zdajemy sobie sprawę, że nie wszystko jest takie, jakie wydawało się być na pierwszy rzut oka. Niektórzy zaskakują nas pozytywnie, niektórzy negatywnie. Bardzo podobał mi się ten wyjątkowo świetnie poprowadzony proces poznawania ich. Okazuje się, że niepozorny wypad do baru, na rodeo i przede wszystkim na mustangi całkowicie obnaży bohaterów i będzie wręcz punktem zwrotnym w ich życiu. Wielowymiarowe postaci, które jeszcze w ostatnich 10 minutach zaskakują nas. Każdy z nich ma w sobie jakiś ciężar, każdy ma problemy w rozliczeniu się z przeszłością. Przez to, że stawiani są w różnych, niby codziennych, ale wyciągających na wierzch przeróżne cechy (których czasem się po nich nie spodziewaliśmy) sytuacjach pod koniec filmu czujemy się wręcz spełnieni pod tym względem, że bardzo dobrze ich poznaliśmy.

Mocno wstrząsnęły mną ostatnie sceny, kilka razy wręcz zasłaniałam twarz, zerkając przerażona tylko przez palce. Polowanie na konie jest wyjątkowo naturalistyczne , ale ma w sobie coś pięknego. Na pewno jak ktoś po latach wspomni wam o tym filmie będziecie pamiętać o tej scenie.Oprócz niej w pamięć zapada również kilka scen perełek, m.in. w barze podczas zakładów gdy Roslyn odbija piłeczkę czy taniec głównej bohaterki z Guido. Cały czas czuć pewien ciężar, coś gorzkiego, a ukoronowaniem tego są właśnie ostatnie sceny. Niewątpliwym atutem jest także to, że do samego końca nie wiemy co się stanie. Według mnie po prostu zaskakujące zakończenie.

Tutaj prawie nic nie jest ugłaskane czy subtelne, wszystko jest takie jakie jest, a jeszcze nawet podkreślone przez dramatyczną muzykę. O radościach, ale i smutkach i cierpieniu. O życiu bez owijania w bawełnę. Wszystko tu jest bardzo konkretne - postaci, zachowania, sytuacje. W filmie znajdziemy też kilka ciekawych  sentencji. Ciekawe, rzadko spotykane przedstawienie związku. Banalna-niebanalna, mądra historia o zwykłych ludziach, ich problemach i przemianach, która niepokoi, przeraża i wzrusza. Wspaniałe, prawdziwe, wielkie kino z aktorskim pokazem wielkich gwiazd.

Całość (jak to czasem życie – niektórych więcej, niektórych mniej) ma w sobie wiele dramaturgii, ale pamiętajcie, że dzięki temu te sceny prawdziwego szczęścia promienieją jeszcze bardziej.

9 komentarzy:

  1. Widziałam dwa filmy z Marilyn: ,,Jak poślubić milionera", czy coś takiego i dłuższy fragment ,,Pół żartem, pół serio". Byłam mile zaskoczona, bo nie spodziewałam się tak... hmn... przyjemnych w odbiorze filmów. Rzadko oglądam stare produkcje, więc w ,,chcę obejrzeć" mam całą listę do nadrobienia.
    Chętnie bym zobaczyła ten film. Co prawda trochę mnie przeraża wizja oglądania polowania, ale lubię, gdy zakończenie mnie zaskakuje. I lubię Monroe. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja widziałam (ale daawno, w któreś wakacje puszczali na tvp1 dużo starych filmów) te co ty i jeszcze "Słomianego wdowca" i "Mężczyźni wolą blondynki". W "Skłóconych życiem" nie dało się oderwać od niej oczu, wyglądała wg mnie jeszcze lepiej bo nie miała takich okropnych loków przy twarzy i tego częstego make-up przez który wygląda jak Chinka (jak np. tutaj: http://1.fwcdn.pl/ph/17/98/31798/312469.1.jpg ;) A ostatnia scena dla mnie bardzo mocna, ale nie było aż tak źle, żebym teraz jakoś czuła się źle z tym, że to widziałam :)

      Usuń
    2. Rzeczywiście wyszła okropnie. ;D

      Usuń
    3. Ona często była w ten sposób "robiona". Taki makijaż, widocznie wtedy było tak modnie, ale dla mnie ujmowali jej wiele czymś takim:P

      Usuń
  2. Nie jest to film łatwy w odbiorze, momentami jest mocno depresyjny. Nie mam nic przeciwko takiemu kino, ale ten film jednak mnie rozczarował, bo oprócz finałowych sekwencji z mustangami nie dostarczył praktycznie żadnych emocji. Jednak obsada z pewnością na plus, Marilyn zagrała tu być może najlepszą rolę w karierze. Widziałem wiele filmów z jej udziałem i u Hustona wspięła się na wyżyny swoich możliwości, nie jest tu już głupią blondynką, ale pełnokrwistą i ciekawą postacią. Reszta aktorów też wypadła bardzo dobrze, szczególnie Clark Gable i Eli Wallach (nie wyróżniłem M. Clifta, bo za nim nie przepadam). I chociaż scenariusz Millera mnie nie porwał to uważam, że dzięki aktorom jest to dobry film o ludziach nieprzystosowanych społecznie. Dodam jeszcze, że polski tytuł jest genialny, sporo mówi o tych ludziach - bo choć wyglądają na żywych i dziarskich okazują się wewnętrznie martwi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z większością się zgadzam, ale oprócz tego, że dla mnie nie jest mocno depresyjny (po prostu widziałam gorsze pod tym względem:) zatrzymam się przy jednej rzeczy. Właśnie wszędzie czytam opinie, że jest to film o ludziach nieprzystosowanych społecznie. Brzmi groźnie i poważnie. Mam wrażenie, że jest to nieco na wyrost (przynajmniej w moim odczuciu) - w ten sposób można by rzecz, że 99% filmów o tym opowiada. Gay ma po prostu problemy w kontaktach z dziećmi, Roslyn jest przewrażliwiona (a dla niektórych może być wręcz normalna, po prostu o dobrym sercu), u Perce'a oprócz tego, że lubi sobie popić i jest głąbem, bo sam sobie robi krzywkę na rodeo nic nie zauważyłam, no i Guido, który jest nieczułym dupkiem mówiąc w skrócie. Zacytuję kogoś z filmwebu "Film o wykolejeńcach, outsiderach, ludziach, którym życie się zawaliło, żyjących na uboczu. " No niestety, ale w ogóle tego nie widzę, mam wrażenie, że wszystko to podciągnięte na siłę (pod tytuł?). Ale wszyscy widzą oprócz mnie, więc cóż :D

      Usuń
    2. Możliwe, że to właśnie tytuł zasugerował taką interpretację, zarówno ten polski jak i angielski, bo "misfits" oznacza ludzi nieprzystosowanych. W filmie Hustona dotyczy to szczególnie facetów, bo faktycznie Roslyn wydaje się być najbardziej normalna z tego grona.

      Usuń
    3. Poza tym takie motywy jak rodeo i łapanie mustangów na lasso wskazują na pokrewieństwa z westernem - bohaterowie to kowboje, którzy świetnie by sobie poradzili na Dzikim Zachodzie, a do czasów współczesnych są nieprzystosowani ;)

      Usuń
    4. O jeśli chodzi o takie coś to racja, to ma sens ;)

      Usuń