oryginalny tytuł: The Life Aquatic with Steve Zissou
rok: 2004
reżyseria: Wes Anderson
scenariusz: Wes Anderson
Szóstym (i przedostatnim) filmem
Wesa Andersona, który obejrzałam
jest "Podwodne życiem ze Stevem Zissou". Produkcja nie przebiła
"Fantastycznego Pana Lisa", ale umiejscowiłam ją nad "Genialnym
klanem" i "Rushmore". Film to standardowo wysoki (pod każdym względem) poziom Andersona,
ale tym razem z większą domieszką akcji. Jak zawsze świetne, złożone postaci: Murray, który przeszedł samego siebie, Willem Dafoe, którego nie spodziewałam
się tutaj, a mile mnie zaskoczył i przykuwał uwagę oraz równie niebanalna i
hipnotyzująca Anjelica Huston w roli
żony głównego bohatera. Trzeba również wspomnieć o Cate Blanchett i Owenie
Wilsonie, którzy byli nie tak mocno zarysowanymi, ale przez to
niejednoznacznymi bohaterami. Z nimi również łączy się pewne napięcie, gdyż widz
do końca nie wie jakie są między nimi, a Stevem Zissou powiązania, relacje i
czy z reporterką nie wiąże się jakaś tajemnica.
Każda wypowiedź, każdy wręcz
ruch jest przesiąknięty specyficznym, ironicznym humorem. Od pierwszych do ostatnich sekund
film szczerze mnie bawił. Po kilkudziesięciu minutach, które zwiastowały poziom
7/10 z czasem akcja przybrała tempa, Anderson coraz bardziej wgłębiał się w
psychikę bohaterów, a ja z rosnącą radością śledziłam losy załogi, by na końcu
ocenić produkcję na 8,5/10 (powiem wam, że po napisaniu recenzji następnego dnia myślałam o filmie i uznałam, że 9/10 wcale nie będzie przesadą). Standardem,
o którym trzeba wspomnieć jest dopracowana i
oryginalna forma, która dodatkowo ubarwia całość. Zresztą tym razem
(mimo, że
wszystko co wykonał oczywiście jest godne podziwu) Anderson osiągnął
jeszcze lepszy wizualnie efekt dzięki nieco innym atutom niż jego
wyobraźnia i precyzja, ponieważ same
miejsca, w których kręcono już były wyjątkowo piękne – woda, wyspy (film
był
kręcony m.in. na Lazurowym Wybrzeżu i we Florencji).
Osobą do, której jeszcze wrócę jest Steve Zissou. Ciekawy psychologicznie portret głównego bohatera, którego raz to widzimy w pozytywnym, raz w negatywnym świetle i do samego końca nie przestajemy poznawać. Jak zawsze u Andersona jest to podróż, w której bohaterowie podczas przeróżnych, często wręcz dramatycznych sytuacji poznają samych siebie, a co wspaniałe - my cały czas im towarzyszymy. Porównując np. do "Genialnego klanu" postaci są dużo bardziej złożone. Powtórzę raz jeszcze, jest to chyba najlepsza rola Billa Murray'a jaką dane mi było widzieć. Nie jest to typowy, trochę nieporadny bohater, ale nieco spłaszczając - dupek ;)
Elementem, który wyróżnia nieco ten film jest wartka akcja. Temat rybek i innych specjalnie mnie nie interesował, ale wszystko to jest opowiedziane z taką pasją, że ciężko nie wejść w magiczny świat załogi. W najmniej oczekiwanym momencie wszystko nagle przyspiesza i generalnie patrząc na całość - po prostu dużo się tam dzieje. Nie siedzimy cały czas na statku, ale dosłownie co chwilę życiowe problemy, konflikty i rozmowy bohaterów przerywane są kolejnymi przygodami. Anderson mimo, że przedstawia barwny i ciekawy świat nie stara się ani przez chwilę słodzić. Ciągle przewijające się problemy z ojcostwem, kulejącą karierą Zissou i wiele innych. Nie boi się też pokazywać ich negatywnych cech, ani nie dąży wcale do szczęśliwego zakończenia (i tu pojawia się element zaskoczenia!). Pod względem muzycznym jest to również jeden z lepszych filmów Andersona, nie tylko przez oryginalnie wykonane covery Bowiego, ale i inne melodie, które są zgrabnym dopełnieniem niektórych scen.
Zrobiony z rozmachem film przepełniony barwnymi, skomplikowanymi postaciami, zaraźliwą wręcz pasją Steve'a Zissou i akcją, który po obejrzeniu napisów miałam ochotę obejrzeć od razu jeszcze raz. Nie jest to tylko oryginalny i dziwaczny świat, ale po prostu świetna przygoda, którą przeżywamy z Zissou i jego ekipą. Tych, którzy lubią Andersona nie trzeba przekonywać do obejrzenia filmu, ci którzy nie kupują jego twórczości i tak się nie przekona (wiadomo, jest specyficzny), a tych, którzy uważają, że jego filmy nie mają żadnej treści i widzą tylko same kolory pozdrawiam. Wes - we love you!
Recenzje innych filmów Andersona tutaj.
film jest cudowny, boski, uwielbiam!
OdpowiedzUsuńi zgodzę się w 100%, że trzeba zawsze powiedzieć o formie, bo kadry u Andersona i sposób opowiadania historii to mistrzostwo!
Dokłaaaadnie :) Nie wiem jak wytrzymam do premiery kolejnego filmu, ze starych zostali mi do obejrzenia jeszcze tylko "Trzej faceci z Teksasu".
UsuńJestem strasznie ciekawa tego filmu. Aż sobie go w najbliższym czasie obejrzę i na pewno się nie zawiodę :)
OdpowiedzUsuńBył naprawdę świetny, z tego co pamiętam wychwalałaś też u siebie jego inne filmy, więc nie zawiedzie :) Początek stosunkowo spokojny i niepowalający, ale po 20-30 minutach już było super i im dalej tym lepiej :)
Usuń