"Ślepy traf" - recenzja

dramat/kryminał/thriller
oryginalny tytuł: Runner Runner
rok: 2013
reżyseria: Brad Furman
scenariusz: Brian Koppelman, David Levien

Justin Timberlake od pewnego czasu przeżywa niesamowity rozkwit. Muzyczny powrót w świetnym stylu i coraz lepsze role – „Dopóki piłka w grze” u boku Clinta Eastwooda czy „Inside Llewyn Davis” braci Coen. Ben Affleck ma się nie gorzej – Oscar za „Operację Argo”. Do tych dwóch panów dołączyła Gemma Arterton, o której na razie mogę tylko (i aż) powiedzieć, że oczarowała, zachwyciła (i wszystko co najlepsze) mnie w „Byzantium” (recenzja tutaj). To drugi film Brada Furmana, który oglądałam, pewnie kojarzycie Prawnika z Lincolna (recenzja tutaj), w którym tak samo mocno zachwycało to bolało kilka skopanych rzeczy. Mimo tylu atutów „Ślepy traf” nie dawał mi jakoś nadziei na to, że zobaczę świetne kino, więc liczyłam, że będzie przynajmniej niezłą i w miarę wciągającą rozrywką. Czy ją otrzymałam? Niestety sporo zabrakło bym mogła tak powiedzieć.

Wiem, że tego typu produkcje mają prawo i trochę miejsca na pewien rodzaj kiczu - wiecie, bohater wkracza w świat pieniędzy, imprez, no i obowiązkowo oglądamy baseny, szampana i skórzane sofy. Tutaj dodatkowo krokodyle… Jak już się domyślacie w produkcji Furmana tego kiczu nie brakowało, jednak nie był to ten odprężający, hollywoodzki kicz, tylko po prostu sztuczność, naiwność, a jakby tego było mało... nuda. Później żyje mu się wspaniale, jednak do czasu gdy.. No właśnie, tutaj wkracza akurat FBI. Wtedy zaczynają się problemy, a bohater musi wziąć sprawy w swoje ręce. Ostatnio wiele produkcji, które oglądałam były to filmy trwające ponad 2 godziny. Mimo, że „Ślepy traf” trwał 1,5 godziny to niestety mówiąc wprost – dłużył mi się. Pierwsza godzina słabiutko, ostatnie 30 minut coś zaczęło się rozkręcać, ale bez rewelacji. Kilka razy byłam zażenowana, kilka razy zaśmiałam się tam gdzie nie powinnam, kilka razy dłużej patrzyłam na Bena Afflecka gdy to (średnio przekonująco, ale znacznie lepiej niż pozostali) opowiadał swojemu nowemu podwładnemu o tym jak dojść do dużej kasy i wygłaszał inne swoje „mądrości”. Justin niestety słabiutko. Praktycznie przez 100% czasu widziałam w nim tylko i wyłącznie Justina. Gemma jakieś trzy razy przeszła seksownie w sukience i dosłownie 3 razy jeszcze bardziej seksownie szepnęła coś Justinowi do ucha. Jak wiecie po "Byzantium" uwielbiam ją, ale nie pasowała mi tutaj i tylko wyglądała.
Czy w takim razie przynajmniej cała intryga stoi na trochę wyższym poziomie? No niestety nie. Brakuje napięcia, brakuje zaskoczenia, brakuje pomysłu i dopracowania całości. Jak wspomniałam końcówka jest znacznie lepsza niż pierwsza godzina, ale nie liczcie na fajerwerki. Co tu jeszcze dodać? Słabe dialogi, scena, która powinna przestraszyć rozśmieszyła mnie. Raz poczułam przyjemny klimat (głośna muzyka i Richie wchodzący na jedną z pierwszych imprez), później gdzieś zniknął. Bliżej końca pojawiło się trochę ciekawszych melodii, do tego parę ujęć i naprawdę byłam oczarowana Kostaryką (a tak naprawdę Portoryko, bo tam film był kręcony). No właśnie, w sumie całkiem nieźle zostało wykorzystane miejsce kręcenia, było malowniczo, było klimatycznie. Dorzucając jeszcze jakiś atut to zakończenie z przymrużeniem oka również całkiem przyjemne.
Kompletną stratą czasu seans nie był, ale według mnie spokojnie możecie sobie darować wizytę w kinie. Podsumowując okazał się gorszy niż zwiastun - nudnawy, brak jakiejś konsekwencji i... po prostu potwornie naiwny. Czekałam na grubszą intrygę, gra też pozostawia wiele do życzenia, zdjęcia udane, muzyka też niezła. Typowy średniak, a w sumie to nawet nieco gorzej niż średniak. Były już setki takich bajeczek.

1 komentarz:

  1. Kupiłam tu bilet -http://tixar.pl/bilety/slepy-traf - i choć uważam, że film taki straszny nie był, to faktycznie widziałam lepsze :)

    OdpowiedzUsuń