dramat
oryginalny tytuł: Venuto
al mondo
rok: 2012
reżyseria: Sergio
Castellitto
scenariusz: Sergio
Castellitto, Margaret Mazzantini
„Powtórnie narodzony” to długa i przejmująca historia życia kilku
znajomych. To film o ich miłości, przyjaźni, cierpieniu… Po prostu o ich
losach na przestrzeni wielu lat. Powoli, pomału poznajemy wszystkich po kolei,
przez to też niesamowicie angażujemy się w ich problemy. Głównymi bohaterami są
studentka Gemma (Penelope Cruz) i fotograf Diego (Emile Hirsch). Włoszka i
Amerykanin poznają się w Sarajewie i zakochują od pierwszego wejrzenia. Kobieta zachodzi w ciążę, lecz niestety nie długo cieszą się wspólnym szczęściem,
a w między czasie wybucha wojna. Część filmu dzieje się współcześnie i pokazuje
podróż Gemmy i jej syna do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło wiele lat
wcześniej, jednak większość to historia miłości jej i Diega.
Chyba nigdy nie widziałam filmu przesiąkniętego tak bardzo
cierpieniem. Z drugiej strony czułam też, że ma w sobie coś bardzo prawdziwego
i życiowego (niestety). Ciężko mi o nim dużo pisać, bo najlepiej krótko i w
samych superlatywach. Potwornie przejmujący i wzruszający. Nieczęsto
powstają takie długie, porządne i piękne filmy. Do tego z tak pełnokrwistymi
bohaterami. Świetne aktorstwo nie tylko jeśli chodzi o pierwszoplanowe, ale i
drugoplanowe postaci. Emile Hirsch, Adnan Haskovic byli absolutnie rewelacyjni.
Ogromny szacunek dla Hirscha za tę rolę. Olśniewająca Saadet Aksoy, no i
oczywiście jak zawsze trzymająca poziom Penelope Cruz, chociaż tym razem nie
była postacią skupiającą na sobie najwięcej uwagi.
Jeśli jesteście gotowi na wyjątkowo ciężką,
chwilami bardzo spokojnie prowadzoną, przejmującą produkcję to polecam z całego
serca! Porządne kino, rzadko teraz się takie kręci. Jeszcze dawno po
seansie nie czułam w sobie aż tak cierpienia bohaterów. Wojna, miłość i trudna do zniesienia ilość bólu. Kawał dobrego kina.
Czylui podobne słowa co i u mnie na blogu :) do tego fenomenalna ścieżka dźwiękowa !!!!
OdpowiedzUsuńNie przepadam za Penelope Cruz ale myślę, że w wolnej chwili mogłabym obejrzeć ;)
OdpowiedzUsuńPotrzebuję czasem takiego filmu. Doczytałem że reżyser to trochę człowiek orkiestra branży filmowej. Reżyseruje, gra, produkuje, pisze scenariusze i nawet śpiewa w jednym tytule. Lubię takich ludzi renesansu, więc po tytuł sięgnę. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJak smutny, to coś dla mnie. Lubię takie filmy i na pewno obejrzę. Emile Hirsch spodobał mi się oczywiście w "Into the wild", od tego czasu jednak w żadnym filmie go nie widziałam, tym większa moja radość z filmu :)
OdpowiedzUsuńOjj zdecydowanie smutny. A Emile był tutaj dla mnie chyba jeszcze lepszy niż w "Into the wild" :)
Usuń