rok: 2014
reżyseria: Phil Lord,
Christopher Miller
scenariusz: Michael Bacall,
Oren Uziel, Rodney Rothman
W kinach zaczynają pojawiać się letnie, lekkie komedie. Obecność „Jump
Street 22” jednak nieco dziwi. Jedynka była w porządku, ale żeby kręcić
kontynuację? Box office wyniósł mniej więcej tyle samo ile w przypadku innych tego typu
produkcji. Mimo to duet mało rozgarniętych policjantów został po raz drugi wysłany w
teren by wytropić dostawcę nowej, modnej używki. A jak im idzie? Znowu są
uroczo nieporadni i ciężko ich nie lubić.
Tak jest sympatycznie, ale nie ma niczego, ale to niczego nowego (nic a
nic!). Już w „Sąsiadach” było więcej polotu. Reżyser poszedł w jakąś stronę –
soczyście, ostro i głośno. Ostatnie „Milion sposobów jak zginąć na zachodzie” przytacza znane nam żarty, ale całkiem zręcznie wsadzone są one w western, który
oglądamy z zupełnie innego miejsca niż zawsze. "Jump Street 22” nie
próbuje nawet udawać, że ma do zaoferowania coś nowego. Wszystko zrobione jest bez iskry,
bez żadnego pomysłu, dosyć schematycznie. Przypomniała mi się komedia (także o policyjnym
duecie), która leciała w kinach zeszłego lata - "Gorący towar". Wtedy również dałam 6/10 i mimo, że było całkiem miło to szybko zapomniałam o niej po opuszczeniu kina.
Większość żartów skupia się na problemach w „związku” Schmidta i Jenko –
zazdrość, brak porozumienia i inne trudności jakie napotykają na wspólnej
drodze pary tutaj pokazane są w zespole policjantów. Przechodzą swego rodzaju kryzys. Jeden chce się wyszaleć, potrzebuje oddechu, swobody, a drugi nie potrafi bez swojego partnera funkcjonować. Kolejnym przewijającym się
przez cały seans tematem żartów jest fizyczna nieporadność Schmidta. Jonah Hill
jest jeszcze bardziej niż ostatnio nieporadny, ale tym razem większe pole do
popisu ma Tatum, co też dobrze wykorzystuje.
Nieco bardziej podobała mi się jedynka, sama nie wiem czy była
zabawniejsza czy drugie spotkanie z duetem nieudaczników nie zrobiło już na
mnie aż takiego wrażenia. Wydaje mi się, że zabrakło świeżości i czegokolwiek
co wyróżniłoby produkcję. Twórcy postawili na więcej akcji i trochę nawiązań do
jedynki. Zapamiętałam dwie sceny, na których bardziej się śmiałam, ale to mało. Bardzo
standardowa komedia, nieeksperymentująca z humorem, wykorzystująca bezpieczne
żarty przez co jest to film udany, ale niewysuwający się poza poziom
wakacyjnych komedii (co moim zdaniem udało się np. „Millerom”). To film miły i
przyjemny, ale nic więcej. Jeśli jakoś szczególnie bardzo podobała wam się
pierwsza część to możecie się wybrać, ale jak dla mnie reszta może sobie
darować, chociaż ogląda się go z uśmiechem na ustach.
Mnie też zdziwiła kontynuacja tej komedii. Z jedynki nie zapamiętałam nic poza tym, że dwóch nieporadnych policjantów trafia do szkoły. Teraz idą na studia? Hmm nihil novi jak piszesz, ale mamy teraz sezon na takie filmy.
OdpowiedzUsuńOj tak zaczyna się, niedługo wychodzą kolejne, na które już raczej się nie wybiorę jeśli sama miałabym zapłacić na bilet typu "Riwiera dla dwojga" (Thompson, Brosnan) czy "Rodzinne rewolucje" (Sandler, Barrymore) :P
UsuńPierwszą część oglądałam i całkiem mi się podobała, zobaczymy jak będzie z drugą ;)
OdpowiedzUsuńKurcze Pocahontas masz super bloga bardzo mi się podoba jest cool
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że pierwszej części nie oglądałam, mimo to wybrałam się na drugą do kina.
OdpowiedzUsuńFilm fajny, ale brakowało mi tego czegoś. Muszę jednak obejrzeć 1- wszą ;)