dramat/sci-fi
oryginalny tytuł: The
Giver
rok: 2014
reżyseria: Phillip
Noyce
scenariusz:
Michael Mitnick, Robert B. Weide
Nie ma tu cierpienia i bólu, nie ma terroru i walk. Nie ma też żadnego
piękna, szczęścia, miłości czy nieprzewidzianych sytuacji. Tak wygląda świat, w
którym przyszło żyć Jonasowi. Tak też niestety wygląda nieco film, bo
atmosfera panująca w "utopijnej" rzeczywistości wpłynęła na odbiór całej
produkcji.
Film skupia się na tym jak ważne są emocje. Niestety to ich
właśnie zabrakło. Aktorzy i reżyser starali się - widać to, ale historia
została zbyt powierzchownie przedstawiona by mogła zaangażować tak jak powinna. Seans mógłby trwać 30 minut dłużej. To chyba największa wada filmu. Struktura społeczeństwa, władza i przepisy nie
przekonują i nie są tak dobrze wyjaśnione jak np. w dużo lepszych moim zdaniem
"Igrzyskach śmierci". Pomieszanie czarno-białych zdjęć z
kolorowymi elementami przypominało mi cały czas o „Pleasantville”- taki zabieg został zastosowany już 15 lat temu i tam też robił większe wrażenie.
Brenton Thwaites w roli głównej spisał się całkiem dobrze. Był autentyczny, miał w sobie wdzięk (to istotne raczej dla młodszej widowni) i uniósł bycie Biorcą. Jeśli chodzi o resztę to tylko Jeff Bridges miał w sobie jakąś głębie i tajemnicę. Większość bohaterów była raczej płaska. Niby do pewnego stopnia mieli tacy być, ale czegoś zabrakło. Streep wyjątkowo szablonowo, za to miło było zobaczyć Katie Holmes – niby niewymagająca, ale ciekawa rola. Nadawała się do niej. Generalnie produkcja nie wyróżnia się aktorsko ponad przeciętną.
Spodziewałam się więcej. Nie zobaczyłam niczego, ale to
niczego nowego. Chyba się starzeję. Nie nudziłam się i spędziłam całkiem przyjemnie
czas, ale było to dla mnie zbyt infantylne żeby mogło się bardziej spodobać. Do
tego w głowie rodzi się kilka wątpliwości co do składności fabuły i
uwierających naiwności. No i chwilami było
patetycznie. Po zwiastunie rzeczywiście pojawia się spory apetyt,
jednak z seansu nie wychodzi się sytym. Mimo moich wielu obiekcji spędziłam
przyjemnie 1,5 godziny, a momentami byłam nawet poruszona. Traktuję ten film jako taką tam nawet ciekawą historyjkę. Raczej nie będę
nakłaniać do wizyty w kinie, chyba, że młodszą widownię, bo to zdecydowanie produkcja
dla młodzieży.
Są filmy, na które lepiej cierpliwie poczekać, aż pojawią się na DVD bądź w TV...
OdpowiedzUsuń'Dawca pamięci' zainteresował mnie ze względu na obecność w obsadzie Aleksandra Skarsgarda (no cóż, mam do niego niebywałą słabość), Meryl Streep (którą kocham i aż żal, że nie powala jej rola na kolana) i Katie Holmes (ma w sobie coś, co wzbudza sympatię). Sama fabuła jednak nie do końca do mnie przemawia...
Nie zobaczyłaś nic nowego, ponieważ bardzo starano się by na siłę przypominało to własnie typu Igrzyska śmierci i Niezgodną. Za to trzeba przyznać, że trailer był bardzo dobrze zmontowany ponieważ zapowiadał film z dużo większą ilością napięcia i akcji niż można było tego uświadczyć w całym filmie.
OdpowiedzUsuńTo jest bodajże ekranizacja książki. A teraz jest ogromna moda na antyutopie. Ilość książek dla młodzieży o tej tematyce wyrasta jak grzyby po deszczu, zwłaszcza w USA. Niestety, nie wszystkie się obronią. Mnie jakoś do tej historii nie ciągnie, choć zgodzę się z Yoanną, że zwiastun jest świetnie zmontowany.
OdpowiedzUsuńtak, to ekranizacja książki, ale wydanej w 1993 roku, przed tą modą na antyutopie. i obroniła się ona znakomicie [jest nawet lekturą w niektórych stanach], bo jest kierowana do młodszej młodzieży niż ta 'ekranizacja'. idealna dla 10-14 latków, czyli dla zupełnie innego odbiorcy, niż film... książka podbiła moje serce w podstawówce i kocham do niej wracać, dlatego boli mnie stawianie jej w jednym rzędzie z Igrzyskami czy Niezgodną - bo to jednak coś innego. :))
OdpowiedzUsuńO nawet nie wiedziałam, że jest to tak stara książka :)
Usuń