"Więzień labiryntu" - recenzja

thriller/akcja/sci-fi
oryginalny tytuł: The Maze Runner
rok: 2014
reżyseria: Wes Ball
scenariusz: Noah Oppenheim, T.S. Nowlin, Grant Pierce Myers

Część z was zapewne orientuje się w bestsellerach dla młodzieży z wątkami science-fiction, ale jest też grupa (taka jak ja), która nie  jest nie do końca na bieżąco i nie nadąża z seriami książek i nakręconymi na ich podstawie filmami. Są też inne grupy - niektórzy produkcje te lubią, a niektórych męczy ostatnia moda na tego typu filmy i wrzucają je do jednego worka, który następnie starają się szeroko omijać. Ja jeśli widzę fajną aktorską ekipę, ciekawą historię czy pozytywne recenzje decyduję się na seans, chociaż do nastolatków już nie należę. Do tej drugie grupy kieruję to zdanie -  nie miałam odczuć, których możecie się obawiać, czyli „kolejny film taki jak Igrzyska, Niezgodna” i tak dalej. „Więzień Labiryntu” to coś zupełnie innego. To przede wszystkim thriller i w  tej też roli sprawdza się znakomicie, dlatego nawet jeśli macie alergię na kino o wyjątkowym nastolatku, który bierze wszystko na swoje barki w ponurej przyszłości to produkcja ta jak najbardziej może wam się spodobać.
Thomas budzi się w ciemnej klatce. Jest przerażony, nie może się wydostać. Okazuje się, że to winda – jedzie do góry. Gdy zatrzymuje się napotyka na tłum młodych mężczyzn. Nie są przyjacielsko nastawieni. Kiedy otwierają pokrywę klatki ucieka ile sił w nogach, lecz nie przebiega zbyt wiele. Jak się potem okazuje i tak nie miał dokąd. Razem z grupą innych chłopaków znajduje się w centrum gigantycznego labiryntu. Niestety żaden z nich nie pamięta swojej przeszłości, nie wie dlaczego tu jest, no i nie wie jak z labiryntu wyjść.


Film muszę ocenić w dwóch kategoriach: thriller i film science-fiction. Zacznę od pozytywów, bo to one zdecydowanie przeważały, a z kina wyszłam zaskakująco zadowolona. Fajnym efektem jest to, że widz trafia do środka labiryntu razem z głównym bohaterem. Doświadczamy tego samego szoku – ale jak to? Labirynt? Czemu? I tak tu żyjecie? Tak po prostu? Dziesiątki pytań (włącznie z „Jak ja mam w ogóle na imię”) i gigantyczne ściany labiryntu przygniatają nas aż boli. Jak napisałam we wstępie jako thriller film wypada naprawdę świetnie. Każdą scenę ogląda się w napięciu, dźwięki potęgują naprawdę przerażające odgłosy dochodzące z labiryntu, nawet jeśli są to tylko przesuwające się ściany. Sama jego monumentalność już przeraża. Może i proste, ale jakże skuteczne zabiegi sprawiały, że siedziałam jak na szpilkach. Chodzi tu przede wszystkim o sceny przeciskania się między ruszającymi się ścianami labiryntu, ale nie tylko to. Miejsce, w którym chłopcy się znaleźli jest naprawdę mroczne i naprawdę przerażające. Jeśli chodzi o efekty to nikt nie starał się by było jak najbardziej hucznie i efekciarsko. Wiele scen jest bardzo ciemnych. Wszystko to składa się na zaskakujący jak na film science-fiction realizm. Klimat i nieustanne napięcie to największe plusy produkcje. Tak jak przystało na porządny thriller naprawdę były dreszcze. Inna sprawa to wątek science-fiction. Potraktowany po prostu po łebkach i na odwal. Chaotycznie, bez sensu i bez zaangażowania. Czekałam przez większość filmu po to by na końcu otrzymać potwornie powierzchowną odpowiedź. Nie będę ukrywać, że zawiódł mnie ten wątek.


Męska, aktorska ekipa poradziła sobie naprawdę dobrze. Bałam się, że Willa Poultera będę kojarzyć tylko ze spuchniętym jądrem i głupkowatą miną, ale szybko i zdecydowanie zapomniałam o postaci z komedii „Millerowie”. Mimo, że jego bohater jest nieco przerysowany to jest też zaskakująco znośny. Thomas Brodie-Sangster to urodzony aktor (na pewno pamiętacie tego słodkiego szkraba z „To właśnie miłość”). Aml Ameen i Ki Hong Lee (pierwsi raz oglądani przeze mnie na dużym ekranie) spisali się równie dobrze. No i na koniec oczywiście główny bohater i największy aktorski popis -  Dylan O’Brien. Gratulacje dla ludzi od castingu, pomylili się tylko co do jednej osoby – Kaya Schodelario to dla mnie po prostu pomyłka. W kilku scenach widzimy jeszcze Patricię Clarkson, który odgrywa rolę oziębłej, ubranej na biało kobiety bez skrupułów. Przypomina Meryl Streep w „Dawcu pamięci”.

Boli, męczy i uwiera wiele (naprawdę wiele) niewyjaśnionych kwestii i innych niejasności, ale film obejrzałam wciągnięta i naprawdę czułam dreszcze. Szkoda, że kompletnie po macoszemu potraktowano tak ważne dla fabuły wątki. Chyba wolałabym zostać bez odpowiedzi i tylko się domyślać kto i czemu. Bardzo żałuję, że twórcom zabrakło dokładności, bo byłaby soczysta ósemka. Mimo wszystko „Więzień labiryntu” to fantastyczny debiut reżysera Wesa Balla, za to scenariusz – no cóż.. Czasem nie mogę przełknąć (nawet niezłego filmu) przez błędy logiczne, a czasem mimo niejasności produkcja tak mnie pochłonęła, że mogę machnąć na nie ręką. To jest zdecydowanie ten drugi przypadek, chociaż jest mi trochę szkoda. Wszystko wskazuje na to, że w przyszłym roku do kin wejdzie druga część. Pojęcia nie mam czy się na nią wybiorę, bo losy świata i plany organizacji mnie nie zainteresowały. Zahipnotyzował, przeraził mnie sam labirynt. Dzięki niemu film mogę nazwać pozytywnym zaskoczeniem. To nie lekkie, młodzieńcze love story, a mroczny thriller z elementami kina akcji nie tylko dla młodzieży. Co się stało na zewnątrz? Czemu oni tam są? Kto ich tam umieścił? Czemu do cholery nie wybudowali drabiny? Jaki jest cel bycia w labiryncie? Odpowiedzi was zawiodą. Delektujcie się klimatem, skupcie na samym labiryncie i z dreszczykiem emocji dopingujcie bohaterów gdy przeciskają się między ścianami, a od reszty nie wymagajcie zbyt wiele – wtedy wyjdziecie zadowoleni.

14 komentarzy:

  1. Jeżeli dobrze rozumiem, nie czytałaś wcześniej książki, co daje ciekawy obraz tego, jak odebrała film osoba, która nie stawiała mu konkretnych oczekiwań podyktowanych znajomością historii w wersji książkowej. Ja jednak przed seansem zamierzam nareszcie się za tę powieść zabrać, bo aż straszy od lat nieruszana na regale, a przez to boję się, że może nie być tak dobrze. Bo element zaskoczenia, o którym wspominasz, kiedy widz znajduje się w labiryncie wraz z bohaterami, raczej znika u tych, którzy znają już odpowiedzi na wiele pytań. Mam jednak wrażenie, że mocnych thrillerowych wrażeń może przy tym filmie doświadczyć każdy, a to już naprawdę dobrze o nim świadczy.

    Obudziłaś moją ciekawość, ot co. Koniecznie muszę zabrać się za tę historię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałam (z jednej strony to źle, z drugiej dobrze, bo często czytam wypowiedzi nie tylko w przypadku tego filmu o olbrzymim zawiedzeniu się ludzi, którzy ją czytali, no bo ominęli ważną scenę, zmienili sens itp.) Podobno w tym przypadku zmieniono baaardzo dużo. Jak napisałam to głównie bardzo dobry thriller, a ten drugi wątek no to.. Książka podobno super, jak skończę czytać to co mam w planach też sięgnę, to czekam na opinię! :)

      Usuń
    2. Właśnie skończyłam lekturę i w sumie... Książka też kładzie nacisk przede wszystkim na wątki trzymające w napięciu, mało w niej fantastyki - na szczęście dla mnie. Warto przeczytać, żeby zestawić ją z filmem :)

      Usuń
  2. Byłam na tym wczoraj :) Całkiem fajny film, chociaż, ponieważ czytałam wcześniej książkę, to paru rzeczy mi brakowało. Ale ogólnie uważam, że aktorzy zostali bardzo fajnie dobrani i nawet było kilka momentów, w których się przestraszyłam (głównie dlatego, że było to coś gwałtownego, czego się nie spodziewałam) albo które trzymały w napięciu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też wczoraj :) Aktorzy super dobrani oprócz dziewczyny. Główny bohater extra. Dużo lepiej poradził sobie niż np. ten w "Dawcy pamięci". Ja kilka razy złapałam koleżankę za rękę :D

      Usuń
    2. A mi się akurat dziewczyna podoba! Moja przyjaciółka też uważa, że dziewczyna słabo dobrana, ale jak dla mnie jest super. :) "Dawca pamięci" mi się jakoś nie podobał, nie wiem czemu, chyba spodziewałam się jednak trochę więcej akcji. Ale akurat tego aktora, co tam grał znam z kilku innych filmów i myślę, że jest dość niezły.

      Usuń
    3. Mi tez tak sobie.. To beznamiętne i nudne społeczeństwo przełożyło się na odbiór filmu i on sam się taki stał. Taki przeciętny.

      Usuń
  3. Mam nadzieję, że można to jeszcze gdzieś w kinie dorwać, bo nie po raz pierwszy czytam, że mimo wszytko warto :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja byłam w Multikinie i tego dnia były też 4 inne pokazy, a ogromna sala była prawie cała wypełniona, więc jeszcze pograją na moje oko przynajmniej 2 tygodnie :)

      Usuń
    2. Jak ja byłam to też cała sala pełna! To fajnie, bo może będzie kolejna część. W porównaniu do filmów takich jak Miasto Kości czy Akademia Wampirów, które były niewypałem i w dzień premiery były 3 osoby na sali, to Więzień Labiryntu ma wzięcie i pewnie sporo zarobi.

      Usuń
    3. Gdzieś widziałam artykuły, że prawdopodobnie będzie :) Takiego tłumu ponad tydzień od premiery nie widziałam od "Wyścigu" ;)

      Usuń
    4. Byłem dziś o 12:00 i mimo wczesnej pory nadal połowa sali :) No i warto było, rzeczywiście ;)

      Usuń
    5. No to fajnie :) Dawca pamięci był dużo bardziej reklamowany, a widzę, że na "Więźnia.." tłumy walą. Sam film się jednak najlepiej obroni :)

      Usuń
  4. Ja uwielbiam ten film. Obejrzałam dwie części, pochłonął mnie konkretnie. Obecnie poluję na książke

    OdpowiedzUsuń