"Wataha" - recenzja







Seriale nakręcone przez HBO to już jakość sama w sobie. Po „Bez tajemnic” (na licencji) nadszedł czas na pierwszą, polską produkcję. „Wataha” jest kolejnym, potwierdzającym tę opinię serialem. Widać tu przede wszystkim dobry scenariusz, a wykonana jest z dokładnością i rozmachem. Po dwóch odcinkach jestem już pewna (w sumie wystarczyłby mi jeden), że serial z ogromną przyjemnością obejrzę do końca.

Akcja filmu toczy się w okolicach wschodniej granicy Polski. Pilnuje jej tytułowa wataha. Grupa przyjaciół wiedzie mimo niełatwej pracy szczęśliwe życie do czasu zamachu, z którego tylko jeden z nich uchodzi z życiem. Wiktor musi pogodzić się ze śmiercią ukochanej oraz dowiedzieć się kto stoi za wybuchem.


Za rzadko wykorzystujemy piękno Polski – zdecydowanie za rzadko. Z nowszych - ostatnia taka produkcja jaka mi się przypomina to „Mój rower”. Do kręcenia „Watahy” również wykorzystano wschód, tym razem jednak południowy. Promocji filmu towarzyszy reklama samego regionu. Po obejrzeniu serialu rzeczywiście chce się tam pojechać. Bieszczady przedstawione są jako miejsce tajemnicze, intrygujące i  piękne. Mgła nad połoninami, zróżnicowana roślinność, no i dzika fauna (przypomina mi się hipnotyzujący wzrok wilka, którego kilkukrotnie napotyka główny bohater).

To produkcja z pograniczna thrillera i kryminału. Pełna pytań i zagadek. Niebezpieczna i piękna - tak jak same tereny przy wschodniej granicy. Potencjał Bieszczad wykorzystano w stu procentach. Do pełnych tajemniczej aury zdjęć, potęgującą napięcie, idealnie pasującą muzykę skomponował Łukasz Targosz, lecz w serialu można też usłyszeć  folkowy zespół Tołhaje. Mimo, że wspomniane wyżej elementy i klimat są pierwszymi, rzucającymi się w oko zaletami to inne aspekty również stoją na wysokim poziomie. Produkcji nie brakuje humoru – takiego niewymuszonego, codziennego i szczerze rozbawiającego. Sama historia jest równie intrygująca co inne elementy. Oglądając serial czułam się jakbym była w innym świecie. Codzienność wygląda tam zupełnie inaczej niż w dużym mieście. Poznajemy pracę strażników granicznych, oglądamy jak odpoczywają, jak spędzają wolny czas. Po kilku pierwszych scenach wpadamy w wir wydarzeń, który jeszcze bardziej zakręca w drugim odcinku. Jestem szczerze ciekawa jak wszystko się rozwinie – zarówno jeśli chodzi o zamach, jak i prywatne życie bohaterów. Żałuję tylko, że zostały mi jedynie cztery odcinki do obejrzenia.


W serialu pojawia się szereg fantastycznych nazwisk. Znany z roli Adama w "Linczu" oraz seriali Leszek Lichota, od świetnych występów u Smarzowskiego coraz bardziej doceniany, jak zawsze niezawodny Bartłomiej Topa, jeden z najlepszych polskich aktorów Marian Dziędziel, znany z wielu kultowych produkcji Andrzej Zieliński i siostry Popławskie (nieznana mi wcześniej Aleksandra i naprawdę niezła Magdalena). Zgromadzona do sześcioodcinkowego serialu ekipa naprawdę robi wrażenie. To jednak nie wszystko. Za reżyserią stoją Kasia Adamik ("Boisko bezdomnych", "Pitbull", "Głęboka woda" i "Bez tajemnic") oraz Michał Gazda ("Usta usta").

Szczerze polecam wam obejrzenie pierwszego odcinka (12 października o 20:10 na HBO oraz od 12. 10 na hbogo.pl).  Dalej nie będzie trzeba nikogo namawiać.


Dziękuję HBO za zaproszenie na pokaz prasowy filmu.

3 komentarze:

  1. Pierwszy raz słyszę o tym tytule. Z chęcią zobaczę ten pierwszy odcinek! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie jestem w Bieszczadach. Już 4 raz zresztą. Kocham to miejsce i z niecierpliwością czekam na serial :-).

    OdpowiedzUsuń