komedia/dramat
oryginalny tytuł: The Double
rok: 2013
reżyseria: Richard Ayoade
scenariusz: Richard Ayoade, Avi Korine
Simon jest człowiekiem przeciętnym, chociaż to za dużo powiedziane. Jest cieniem człowieka przeciętnego. Mało zaradny, nieśmiały, nieco dziwaczny i zamknięty w sobie. Nagle w pracy pojawia się wyglądający identycznie jak on nowy pracownik James - bezczelny, pewny siebie i towarzyski. Jest on osobą, którą Simon nie śmiałby być, a gdy czasem mu się zdarza to po prostu przeprasza. Przeprasza też gdy nie zrobił nic złego - po prosu przeprasza. Że ktoś musi z nim rozmawiać, że zabiera komuś czas, że żyje. James sięga po to, po co Simon wstydzi się sięgnąć (chociaż w głębi duszy by chciał). Kim jest James? Czy to wymarzone wyobrażenie siebie? A może usprawiedliwienie dla bierności? Nie będę pisać więcej, interpretacje jak widzicie można mnożyć i tu jest cała zabawa. Jednak pomimo swobody w tej sferze film stawia pewne rzeczy bardzo jasno nie dając widzowi wyboru. Odpowiada na pytanie czy jesteśmy tacy za jakich sami się mamy czy tacy jakimi widzą nas inni. Moim zdaniem sprawa jest nieco bardziej złożona, ale do pewnego miejsca "Sobowtór" całkiem trafnie przedstawia swoje argumenty zmuszając do myślenia, bo to film podczas którego się myśli. Dużo się myśli. Można by rzecz, że taki jest wręcz jego cel - żeby widz myślał, a gdzie dobrnie swoimi myślami to już jego sprawa. Ważne by się zastanawiał.
Oparta na opowiadaniu Dostojewskiego produkcja przypomina też o tym, że ważne są czyny, a nie słowa. Podczas jednej z ważnych scen (bliżej końca) pomyślałam od razu o przełożeniu historii na związek, ale jest to tak uniwersalne, że każdemu może przyjść do głowy inna sfera życia. Kochasz swojego partnera? Myślisz o nim? No i co z tego. Pokaż to - gestem, wsparciem, niespodzianką, czynem. Życie to życie, a nie snucie o życiu.W przypadku bohatera jest to głównie problem nieśmiałości, ale można przełożyć to na problem bierności, aspołeczności czy lenistwa. Czy na pewno żyjecie? A może wam się wydaje? O filmie można by rozmawiać i rozmawiać i nadaje się on bardziej do interpretowania niż recenzowania. Tematycznie przypomina trochę mojego ukochanego "Poważnego człowieka" (bierność + absurd rodem z Kafki), chociaż co bym nie napisała ciężko dać osobie, która go nie widziała jakiekolwiek wyobrażenie o nim, więc pozostaje lekki zarys.
"Sobowtór" to aktorzy i tylko niezbędne rekwizyty. To duszne, ciasne i ciemne pomieszczenia. To prostota i surrealizm zarazem. To minimalne środki przekazu - często symbole. To jeden z najbardziej teatralnych filmów jaki widziałam. Ma w sobie więcej teatralności niż produkcje oparte na sztukach - słowo daję. To dzieło nowatorskie, surowe, zupełnie niepłynne, odważne, dziwaczne i mało przystępne. O komunikacji, o bierności, o samotności wśród ludzi. To bardzo wymowne kino, konkretne i niepozostawiające złudzeń. To produkcja wyzywająca widza na pojedynek. Część nie będzie chciała lub nie da rady tej walki podjąć. Reżyser nie oszczędza odbiorcy i mało go obchodzi czy sobie poradzi i czy jest to przystępne. Jeśli uważasz się za osobę chociaż trochę uduchowioną, której słowa "filozofia" czy "pure nonsens" nie odrzucają niczym nazwa egzotycznej choroby zakaźnej i nie jesteś statystycznym Polakiem czytającym jedną książkę rocznie, a tytuły jak "Proces" czy "Ferdydurke" coś ci mówią to obejrzyj. W innym wypadku narażasz się na śmierć z nudów. To nie film dla fanów kina. To film dla humanistów i myślicieli.
Na koniec słówko o aktorstwie - Mia nie miała tu dużego pola do popisu. Jej przeciętność idealnie pasowała do filmu, zrobiła co miała i tyle. Więcej można powiedzieć o odtwórcy głównej roli, a raczej głównych dwóch ról. Jesse (do którego nadal staram się przekonać) jest tu zupełnie inny niż zawsze, świetnie sobie poradził zarówna w roli Simona jak i Jamesa. Jeśli lubicie filmowe eksperymenty, czarny humor i porozmyślać to polecam. Podejrzewam też, że pocieszy osoby zakompleksione pokazując jak małe znaczenie ma wygląd, chociaż czy tak naprawdę pewność siebie i szczęście są dodatnio skorelowane? Film sprawi, że widz zada sobie kilka pytań i od razu pomoże mu na nie odpowiedzieć. Bardzo ciekawa produkcja.
No, no - brzmi naprawdę intrygująco. Tematyka i klimaty bliskie memu sercu. Co prawda ja także nie mam przekonania do Eisenberga (do Wasikowskiej również), ale widzę, że warto spróbować :)
OdpowiedzUsuńEisenberga nadal nie mogę zaakceptować (to chyba film, w którym był najbardziej strawny i nieźle się spisał), ale z każdym seansem coraz bardziej lubię się z Mią. Było lepiej po Stokerze, a przełom nastąpił po Tracks :) A tak w ogóle nie wiem czy wiesz, ale od 2 lat są parą :)
UsuńWidziałam ten film jakiś czas temu. Ma szczególny klimat, ale nie każdemu będzie się podobał. Mnie bardzo przypadł do gustu, ale mój mąż za to stwierdził że jest do niczego.
OdpowiedzUsuńJuż sam fakt, że jest oparta na podstawie opowiadania Dostojewskiego, mnie zachęca do obejrzenia tego filmu.
OdpowiedzUsuń