"Dzika droga" - recenzja

dramat/biograficzny
oryginalny tytuł: Wild
rok: 2014
reżyseria: Jean-Marc Vallee
scenariusz: Nick Hornby

Cheryl Strayed nie dokonała niczego niemożliwego ani nadzwyczajnego jak np. Robyn Davidson ("Tracks"), która przeszła po pustyni ponad 2700 km. Za jej podróżą nie szła ten żadna idea czy manifest jak to było w przypadku Christophera McCandlessa ("Wszystko za życie"). Była kobietą, która się zagubiła, która nie mogła poradzić sobie ze stratą bliskiej osoby, która miała problemy. Która dotarła do miejsca, w którym nie wiedziała po co i dla kogo żyje, której było wszystko jedno. W sklepie przypadkiem natknęła się na książkę o Pacific Crest Trail. Później po nią wróciła. Trzymiesięczna wyprawa okazała się nie tylko detoksem, ale punktem zwrotnym w jej życiu. Swoje stawanie na nogi postanowiła opisać w bestsellerowej książce "Dzika droga. Jak odnalazłam siebie".


Oglądając film odbywamy równolegle dwie podróże - jedną po zachodnim brzegu Ameryki, a drugą po życiu głównej bohaterki. Produkcja jest mocno pocięta, wciąż skaczemy pomiędzy różnymi latami odczuwając na własnej skórze mętlik w głowie bohaterki. Te nagłe cięcia wprowadzają w oniryczny (momentami wręcz psychodeliczny) nastrój. Mieszają się myśli Cheryl, słowa jej znajomych i subtelne melodie. Szczególnie wrażenie wywierają piękne krajobrazy przełamane seksem w narkotykowych melinach. Między innymi przez tę obfitość wspomnień w "Dzikiej drodze" nie czuć samotności, której często doświadcza się podczas podróży w pojedynkę. Nie widać też przełomowej zmiany i próżno szukać tu recepty na szczęście. Odebrałam to raczej jako film o stawianiu czoła bólowi, wstydowi i wspomnieniom. Mały hołd oddany ciszy i kontemplacji nad własnymi losami.


Nie miałam jak po niektórych filmach ochoty żeby rzucić wszystko i podróżować po głuszy. To film w sumie dosyć zwyczajny, dobrze się go ogląda, lecz nie ma mocy zmieniającej świat widza. Wyróżnia się na tle innych pozycji o podobnej tematyce głównie przez chaotyczny montaż i sarkastyczne (pełne przekleństw) myśli bohaterki, a na innych płaszczyznach jest po prostu dobry, lecz pozbawiony niestety inspirującej mocy. No jeszcze soundtrack - wspaniale dobrane piosenki. To, że nie wstrząsnął mną nie znaczy, że jestem niezadowolona z seansu. Tego typu historie już same w sobie są ciekawe i najczęściej są interesującym doświadczeniem, tak też było i w tym przypadku. Zależnie od tego w jakim miejscu swojego życia jesteście może wam zapewne w jakiś sposób pomóc, ja nie wyniosłam z niego żadnej nowej prawdy. Z drugiej strony przez to wszystko jest na swój sposób przyziemny - momentami brudny, przy scenach z koniem czujemy się jak główna bohaterka - już wiemy, ale też nie chcemy stawić temu czoła. Chwilami jest w rozbrajający sposób banalny "no tak, te buty są po prostu za małe!". To po prostu historia (bardzo) zagubionej kobiety, której cisza i piękno natury pomogły uporządkować myśli i odnaleźć siłę na rozpoczęcie nowego życia.


To nie jest brawurowy, ekstrawagancki występ, ale świetnie dopasowana Witherspoon jako Cheryl jest przede wszystkim szczera i tym zdobywa serce widza. Do tego stopnia nie mogłam oderwać od niej wzroku, że zapomniałam przyjrzeć się krajobrazom (kręcono w Oregonie). Nominacji do Oscara dla Dern nie rozumiem. Jako szalona matka była potwornie przerysowana. Jasne, że są tacy ludzie, jasne, że mogła taka naprawdę być, ale zabrakło kilku innych, równoważących jej nieskończony entuzjazm scen. Szczerze mówiąc liczyłam na troszkę więcej, ale była to fascynująca wędrówka, którą fanom takich klimatów mogę spokojnie polecić.

10 komentarzy:

  1. Witherspoon znam przeważnie z ról słodkich idiotek . Chętnie zobaczyłabym ten film.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam zerknąć: http://czasnafilm.blogspot.com/2014/10/przeglad-filmow-z-reese-witherspoon.html Reese ma sporo dobrych ról też w niekomediowych filmach, które warto zobaczyć jak: Człowiek z Księżyca, Strach, Miasteczko Pleasantville czy Spacer po linie. Raz gra w filmach zabawnych, raz w poważnych, także ma połowę takich, a połowię takich ról :)

      Usuń
  2. Na razie czytam książkę.Z ciekawości pewnie obejrzę też film. Reese jest interesującą aktorką, uważam ,że świetnie dobiera sobie role i gra bardzo przekonująco.Mimo to z twojego opisu widzę,że film do wybitnych nie należy, choć przyznaję ,że pewnie ciężko jest zobrazować czyjeś myśli i uczucia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety nie należy, ale i tak jestem bardzo zadowolona z seansu. Ja odwrotna kolejność, teraz czytam :)

      Usuń
    2. jaki jest tytuł książki ?

      Usuń
    3. Taki sam "Dzika droga", http://lubimyczytac.pl/ksiazka/241286/dzika-droga-jak-odnalazlam-siebie

      Usuń
  3. Od początku czułam, że to nie będzie wielki fenomen i widzę, że się nie pomyliłam ;-) Ale dla pięknych widoków i soundtracku pewnie obejrzę. Może nie w kinie, ale w domowym zaciszu i coś czuję, że będzie to bardzo sympatyczna rozrywka ;-)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Obejrzę zdecydowanie. Książka bardzo mi się spodobała, więc pójdę zobaczyć, co zrobili z nią filmowcy :) Rzeczywiście "Dzika droga" nie jest receptą na szczęście i nie daje gotowych rozwiązań. To po prostu bardzo osobista, szczera historia o bólu i pogubieniu, któremu zaradził dopiero porządny fizyczny wysiłek i piękno przyrody (tych kadrów jestem ogromnie ciekawa!).

    OdpowiedzUsuń
  5. Może już słabo pamiętam, ale miałam wrażenie, że ten chłopak w INTO THE WILD miał zwykłą fanaberię by obrać taki a nie inny styl życia. Wg. mnie o wiele szczerszą w intencjach i potrzebną podróż odbyła właśnie Cheryl. Film mi się podobał, choć do tej nierównej pracy kamery trzeba się przyzwyczaić. I też przegapiłam widoki na rzecz Reese.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jego strony to był pewien manifest rzeczywiście czy może jak piszesz wręcz fanaberia (z jednej strony historia poruszająca, a z drugiej... jego nieprzygotowanie itp. zakrawały o głupotę), u Cheryl było to takie naturalne, przypadkowe trochę. Tak czy siak zupełnie inne podróże, ciężko porównywać.

      Usuń