dramat
rok: 2015
reżyseria: Susanne Bier
scenariusz: Christopher Kyle
Słabe recenzje (a poza Polską wręcz fatalne) nie były w stanie odstraszyć mnie od seansu "Sereny". Na szczęście, bo dzięki temu doświadczyłam całkiem ciekawej historii, intrygującego klimatu i utrzymanych na wysokim poziomie aspektów technicznych. Duńska reżyserka Susanne Bier nakręciła drugą w karierze koprodukcję z USA, tak samo jak "Drugiej szansie" dałam niepewna swojej oceny, świadoma wad, ale zadowolona z seansu 7/10.
Fani typowego, współczesnego kina raczej się z nim nie polubią. To nie dość, że osadzony w latach 20-tych film to jeszcze w stylu właśnie starego kina. Mamy tu przerysowane uczucie, wielkie wyznania, femme fatale i inne uważane przez niektórych za kiczowate cechy jak fatalizm. Jak wiecie jestem fanką starych filmów, southern gothic bardzo lubię, także film okazał się przyjemnym doświadczeniem. Jeśli mam komuś polecać to najprędzej tylko właśnie fanom starszego, powolnego, chwilami przerysowanego kina.
Od pierwszych scen film zachwycił mnie pod względem technicznym. Krajobrazy, zdjęcia, scenografia i ta rewelacyjna muzyka. Film nierzadko zaskakuje, ma kilka naturalistycznych scen. Na szczęście nie przeczytałam opisu na filmwebie, bo inaczej miałabym 50% mniej frajdy z seansu (spojler w opisie, który wpada w oko jak tylko przeczyta się tytuł filmu). Pomimo kilku tematów jakie przewijają się w filmie i kilka razy naprawdę
intrygującego i niepokojącego klimatu przez większość seansu przebija
się klimat po prostu melodramy. Do tego film pozostawia nas ze specyficznym uczuciem, które nie każdy lubi.
Rhys Ifans jest jak zawsze niezawodny. Niesamowite jak ten kojarzony najpierw z roli Spike'a z "Notting Hill" aktor błyskawicznie potrafi przeobrazić się i wejść w zupełnie inne role, a w każdych jest tak charakterystyczny i przekonywujący, że ma się wrażenie, że do innych nie pasuje, a potem znowu niespodzianka, prawdziwy kameleon. Tak samo dobrze gra obleśnych świrów, jak i arystokratów - wow. Jako nazwijmy ten typ ról "przeciętny mężczyzna" sprawdza się równie dobrze, uwielbiam go! Lepiej od Lawrence spisał się Cooper. Z jednej strony za nim nie przepadam, ale kiedy wchodzi w jakąś rolę momentalnie mnie przekonuje. Nie wiedziałam, że to kiedyś napiszę, bo Lawrence uwielbiam, ale tak, był od niej lepszy. To z drugiej strony nie do końca jej wina. Jej postać jest nieco sztuczna, autorzy nie mogli się zdecydować jaki ma mieć dokładnie charakter, ale z czasem wypada lepiej gdy staje się JAKAŚ. Pomimo, że lubię ich duet Lawrence po części nie pasowała mi do roli, a po części miała problematyczną postać do zagrania i przez właśnie jej postać film chwilami kuleje.
Ciężko ten film nazwać sagę (akcja rozciągnięta jest na kilka lat), ale nosi takie znamiona - trochę interesów, problemów społeczności, uczuć i prywatnych spraw głównych bohaterów. Nie wszystkim taki rozmach odpowiada, czytam o zarzutach, że twórcy "nie mogli się zdecydować o czym ten film jest", no cóż.. Ja cenię wielowątkowe filmy jak "Dom dusz" i inne klasyki, także co kto lubi. Oczywiście nie jest to film pozbawiony błędów. Rzeczywiście coś w nim trochę nie gra. A to w jednym miejscu trochę scenariusz (prawdopodobnie wina książki - czytał ktoś?), troszkę reżyseria, trochę tu i tam coś nie do końca dobrze zmontowane. Mało przekonywająco przedstawione są niektóre motywacje bohaterów, no i wspomniana, nierówna postać Lawrence.
Niewielka i nie bardzo pozytywna, ale niespodzianka. Kilka pięknych scen, w większości dobra gra, wspaniała muzyka, zdjęcia i zaskakująca (o ile nie czytało się dużo o filmie i nie weszło na filmweb) historia. Spodziewałam się gniota, ale to po prostu kino nie do końca dopracowane i specyficzne.
Lubię bardzo taki klimat w filmie, więc mnie też nieprzychylne opinie nie odstraszą. :)
OdpowiedzUsuńNajpierw zamierzam przeczytać książkę, mam nadzieję, że na film też znajdę czas :)
OdpowiedzUsuńJa tak samo :) A Coopera uwielbiam więc film na pewno kiedyś obejrzę!
UsuńDo obejrzenia filmu zachęca mnie Lawrence. Więc spróbuję. :-)
OdpowiedzUsuńObejrzałam! Film spokojny, nawet ciekawy. Jednak brakowało mi głównego wątku. Lawrence nawet się spisała ale, w niektórych scenach katastrofa. Masz rację lepiej nie czytać opisu na filmwebie! :-)
UsuńOj tak... W sumie nie wiem czy to jej wina czy tego jak nią pokierowano i zmontowano. A film rzeczywiście opowiada o losach głównych bohaterów i nie skupiono się ani w 100% na interesach ani w 100% na uczuciu, dla mnie akurat dobrze, poruszono kilka tematów, przedstawiono różne aspekty ich życia, tak to by było nudno ;)
UsuńDobrze, że nareszcie ktoś znalazł w nim pozytywy, bo bardzo chcę obejrzeć. Chociaż najpierw książka, mam ją już u siebie :)
OdpowiedzUsuń