"Wykolejona" - recenzja

komedia
oryginalny tytuł: Trainwreck
rok: 2015
reżyseria: Judd Apatow
scenariusz: Amy Schumer

Czasem nadchodzi taki moment w stylu "co nowego można jeszcze wymyślić". A potem przychodzi taki seans, po którym mówimy "a jednak". "Wykolejona" to nie jest kolejna taka sama komedia romantyczna. To nowoczesna komedia romantyczna dla dorosłych.

Nauczona przez ojca, że monogamia jest nierealistyczna, Amy nie odmawia sobie seksu bez zobowiązań (ani alkoholu) - w przeciwieństwie do jej młodszej siostry, szczęśliwej mężatki. Gdy poznaje uroczego lekarza sportowego Aarona, o którym ma napisać artykuł, jej dotychczasowy styl życia zaczyna ulegać zmianie.

Tym razem nie ma Setha Rogena, Jonaha Hilla czy Steve Carella. Jest Amy Schumer - i bardzo dobrze! To najlepsza z trzech produkcji Apatowa jaką widziałam. Twórcy chcieli zrobić film, który jednocześnie będzie komedią romantyczną i odtrutką na tego typu wyeksploatowane historie. W dużej mierze to się udało, chociaż w drugiej połowie produkcja sama idzie znanym nam torem i pomimo kilku wykolejeń trzyma się schematu tego typu filmów. Jest to film nierówny, ale zabawny. Odważny humor z czasem ustępuje scenom, które widzieliśmy wiele razy, ale jako całość produkcję i tak można nazwać śmiałym, zabawnym powiewem świeżości. Dla Amy nie ma rzeczy zbyt intymnych, nie ma też złego momentu na żarty ani nieodpowiedniego mężczyzny na seks. Mimo to Amy to bohaterka, którą się z miejsca lubi i co ważne, którą się zapamięta. Schumer nie tylko napisała niezły, sprośny scenariusz, ale i dzięki niewątpliwemu talentowi komicznemu (i czarowi) świetnie poradziła sobie z pierwszoplanową rolą. Pomimo, że to by wystarczyło do pozytywnej oceny trzeba zaznaczyć, że nie jest ona jedynym jasnym elementem produkcji. Miejsce dla siebie wygospodarowali i znakomicie wykorzystali Tilda Swinton jako nowa Miranda Priestly, Colin Quinn (podobnie zgryźliwy jak jego córka) ojciec Amy i Bill Hader, który świetnie odnalazł się jako uroczy i wyrozumiały chłopak "wykolejonej".

Za szczerość głównej bohaterki, będącą osobą z krwi i kości, a nie recytującą niemające nic wspólnego z prawdziwym życiem teksty postacią, za wspomniany powiew świeżości, za bardzo fajną obsadę i soundtrack - 7/10. Jest trochę chaosu, bywa momentami sztampowo, ale cały czas jest komicznie.

7 komentarzy:

  1. Nie jestem fanem Apatowa, ale to chyba najciekawsza premiera w tym tygodniu, a recenzje zbiera pzryzwoite, więc jak czas na weekend pozwoli, to może zerknę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A "Papierowe miasta" odpuszczamy? :) Greena nic nie czytałam i żadnej ekranizacji nie widziałam, a Nat Wolff w "Palo Alto" dał naprawdę przyzwoity występ.

      Usuń
    2. Odpuszczamy, to raczej nie w moich klimatach, zdaje się że to młodzieżowe romansidło, a mnie się jakoś ze Sparksem kojarzy. Chyba nie :)

      Usuń
  2. Widziałem kilka filmów Apatowa i jeszcze żaden mnie nie zachwycił, chociaż Funny People naprawdę miło mi się oglądało, znacznie lepiej niż jego najsłynniejsze filmy z 40-letnim prawiczkiem na czele. Wykolejoną bardzo zagranicą chwalą, podkreślaja właśnie też to co wspomniałaś, ze swoje robi scenariusz Schumer (swoją drogą nigdy o niej nie słyszałem). Ciekawe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj chwalą, chwalą. Ja przyznaję, że zrobiłam o niej mały research dopiero przed seansem, myślę, że jej nazwisko warto zapamiętać, jak coś wyprodukuje czy wystąpi znowu chętnie się przejdę ;)

      Usuń
  3. Idę jutro, po tej recenzji wiem, ze będę się świetnie bawić.\

    OdpowiedzUsuń
  4. oo nie myślałam, że warto go będzie obejrzeć, chętnie wybiorę się na niego do kina :)

    OdpowiedzUsuń