dramat/przygodowy
oryginalny tytuł: The Revenant
rok: 2015
reżyseria: Alejandro Gonzalez Inarritu
scenariusz: Alejandro Gonzalez Inarritu, Mark L. Smith
W 1823 roku nijaki Hugh Glass, amerykański traper został wynajęty przez generała Williama Ashley'a na przewodnika wyprawy w górę rzeki Missouri. Pewnego razu Glass oddalił się od grupy i napotkał samicę niedźwiedzia grizzly. Został odnaleziony półżywy, z żebrami na wierzchu, złamaną nogą oraz prawie już martwą niedźwiedzicą u boku. Towarzysze dobili zwierzę i po stwierdzeniu, że szanse na przeżycie Glassa są nikłe, pozostawili go w wykopanym przez nich grobie. Okazało się jednak, że w ocenie się pomylili, gdyż będący na skraju śmierci traper nie tylko przeżył, ale po wydostaniu się z mogiły pokonał w takim stanie kilkaset kilometrów. Do dalszej wędrówki napędzała go chęć zemsty.
Patrząc na niektóre sceny odnosi się wrażenie, że Inarritu nie reżyserował na fragmencie przestrzeni, a stworzył specjalnie na potrzeby produkcji osobny świat. Nakręcony wyłącznie przy użyciu naturalnego światła film to przede wszystkim techniczna perełka - pod tym względem to jeden z kilku najlepszych filmów jaki widziałam w życiu (oglądanie go na małym ekranie to tak jak seans musicalu bez dźwięku). Produkcja
ma w sobie wszystko by zdobyć kilka statuetek, a może i tę dla
najlepszej produkcji roku, chociaż całościowo większe wrażenie wywarły na mnie "Mad Max: na drodze gniewu" i "Big Short". Scenografia, zdjęcia, charakteryzacja - jeśli chodzi o te kategorie "Zjawa" idzie łeb w łeb z
filmem Millera, ale to za "Zjawę" będę trzymać kciuki, bo pomimo, że nie tak efektowne jak w "Mad Maxie" to w dużej mierze to właśnie świetne charakteryzacje i kostiumy przyczyniły się do tak pozytywnego odbioru ról DiCaprio i Hardy'ego, którzy notabene mają według mnie na koncie lepsze kreacje. To co zrobił na planie "Zjawy" DiCaprio to raczej ciekawostka, bo role, w których aktor przez dużą część filmu czołga się i wykrzywia twarz w bolesny grymas do granic możliwości nie spotkamy. Dodatkowo ogromne wrażenie robi jego przygotowanie do roli oraz warunki w jakich produkcja była kręcona - w połączeniu z jak zawsze bardo dobrą grą daje to szanse na wyczekiwanego przez jego fanów Oscara.
Inarritu momentami wchodzi na patetyczną ścieżkę, lecz na szczęście ma na to odtrutkę. Hardy (a raczej skrajny racjonalizm jego bohatera) nie pozwolił zamienić "Zjawy" w pompatyczny twór. Jego prostolinijność i zwierzęcy instynkt przeżycia oraz brutalność, której w filmie pełno, świetnie równoważą realizm magiczny. To nie jest tylko film mroczny i surowy. Bywa momentami wręcz poetycki, chociaż te idące chwilami w stronę fantasy elementy nie do końca mnie przekonały.
"Zjawa" jest nadzwyczajna raczej ze względu na formę, ale to wystarczy by spędzić w kinie niezapomniane 2,5 godziny. To opowieść o przewrotności losu, miłości, zemście i honorze, zaserwowana śmiertelnie serio. Inarritu połączył piękno, czystość i przyrodę z brutalnością. Surowe zdjęcia natury (niczym z filmów Herzoga), piękna Kanada i przedstawienie świata tak jak go pan Bóg stworzył (minimum efektów, zero sztucznego światła) to wizualna uczta, a cały film jest naprawdę zachwycający.
Byłam w kinie, film bardzo mi się podobał, a Leo znakomity! I te krajobrazy ^^
OdpowiedzUsuńBardzo ładna recenzja, aż mnie szczerze zaciekawiłaś tym filmem, bo już różne rzeczy o nim czytałam i mój entuzjazm znacznie się ochłodził.
OdpowiedzUsuńDziękuję :) :) Wiesz ja nie ukrywam, że wrażenie robi przede wszystkim warstwa techniczna, że role mnie nie zmiażdzyły, że na filmie się nie wzruszyłam. Historia jest opowiedziana tak serio, że człowiek się momentami aż dystansuje, no i ten realizm magiczny.. Nie do końca mi się to podobało, ale nie zmienia to faktu, że obraz, że wykonanie i rozmach zachwyca. Ludzie mają w głowie "to film z 12 nominacjami" i w ten sposób do niego podchodzą (o tych nominacjach napiszę w przyszłym tygodniu w podsumowującym poście). A tak w ogóle dodam, że film na imdb.com ma bardzo wysokie 8,2, na filmwebie 7,3. Gdy ogląda się go na małym ekranie można pewnie dopowiedzieć sobie i wyobrazić "no tak na dużym zdjęcia zrobiłyby większe wrażenie", ale nie, nie, to absolutnie powinno się obejrzeć na dużym ekranie. Uważam, że film nie musi zachwycać w każdych warunkach, niektóre mają takie atuty, że można je w pełni docenić tylko w kinie, np. właśnie "Zjawa".
UsuńNa początku byłam podekscytowana, a teraz... boję się rozczarowania. Trochę jestem świadoma tego, że tutaj najważniejsza będzie właśnie ta forma. Ale boję się go oglądać. I tak, jak chciałam żeby mój ulubiony DiCaprio dostał Oscara tak teraz... nie chcę, żeby to było na siłę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Insane ogląda