Pokazywanie postów oznaczonych etykietą suki waterhouse. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą suki waterhouse. Pokaż wszystkie posty

"Love, Rosie" - recenzja

komedia romantyczna
rok: 2014
reżyseria: Christian Ditter
scenariusz: Juliette Towhidi

Rosie i Alex od dziecka są nierozłączni. Najlepsi przyjaciele spędzają razem każdą chwilę i razem też planują przyszłość. Alex chce studiować medycynę na Harvardzie, a Rosie zainteresowana jest w szkołą hotelarską w Bostonie. Ich plany zawodowe i życiowe zupełnie zmieniają się po feralnym wydarzeniu na balu maturalnym.

Nie da się ukryć, że pod kilkoma względami film ten przypomina bardzo lubiany przez widownię "Jeden dzień". "Love, Rosie" można nazwać taką cieplejszą, bardziej młodzieżową i zabawniejszą jego wersją. Pierwszy z nich jest zrobiony bardziej serio, realnie. Poważniejsze czy bardziej skrupulatne jest też podejście do tła historii oraz charakteryzacji. Collins stojąc obok młodszej aktorki niestety z żadnej strony nie wygląda na jej matkę. Na szczęście jej urok osobisty i zabawne sytuacje, które w większości są związane z jej bohaterką (i są naprawdę zabawne dzięki jak się okazało niedostrzeganemu przeze mnie wcześniej talentowi komediowemu Lily) rekompensują to z nawiązką. No i ten jej brytyjski akcent! Nie wiem czy to lepsze dopasowanie do roli czy większe doświadczenie, ale zdecydowanie widać progres w jej grze. Nie umiałam też do końca odnaleźć się w tle filmu. Nie jestem pewna, które wydarzenia odbywały się w jakich latach i pomimo, że reżyser zaserwował nam orientacyjne drogowskazy takie jak kultowa stara nokia to specjalnie mi one nie pomogły. Myślę, że w filmie, w którym skacze się po latach wprowadzając niemały chaos powinno się lepiej wytłumaczyć widzowi gdzie w danej chwili jest, tak jak miało to miejsce w np. właśnie "Jednym dniu". Cała historia ma w sobie coś retro, chociaż dzieje się wcale nie tak dawno. Niespójności dodają np. wysyłane współcześnie listy. Bohaterowie od początku rozmawiają na czacie, ale kilka czy kilkanaście lat później prowadzą nadal korespondencję listową. Trzeba więc tę sferę traktować z przymrużeniem oka, bo została dostosowana do adaptowanej książki, która co ciekawe (współcześnie zdarzają się rzadko) jest powieścią epistolatrn. Jednak same rozmowy na czacie czy sms-y są wplecione w całą historię dość zgrabnie, więc ciężko traktować to jednoznacznie jako zabieg nieudany.