Kristen Stewart i Dakota Fanning, czyli „The Runaways”


biograficzny/muzyczny
oryginalny tytul: The Runaways 
rok: 2010
reżyseria: Floria Sigismondi
scenariusz: Floria Sigismondi

Z okazji, że w tym tygodniu na ekrany polskich kin wejdzie „Przed świtem. Część 2” postanowiłam, że przypomnę jeden z filmów z Kristen Stewart, jeden z tych lepszych (tak, zagrała w kilku fajnych, zrecenzuję pare w swoim czasie). Wybór padł na „The Runaways: prawdziwa historia”, w którym występuje też jedna z aktorek, grających w „Zmierzchu” – Dakota Fanning.

Jest to film opowiadający historię znanego w latach siedemdziesiątych rockowego girlsbandu The Runaways. Skupia się on na początkach, gdy grupa powstawała, aż do odejścia wokalistki. Główną rolę motoru napędowego zespołu, czyli Joan Jett zagrała Kristen Stewart, a w rolę wyżej wspomnianej wokalistki Cherie Currie wcieliła się Dakota Fanning.


Za scenariusz i reżyserię zabrała się Floria Sigismondi, która na co dzień znana jest z reżyserowania teledysków. Jej dziełem są klipy m.in. The Cure, The White Stripes, Muse, Leonarda Cohena, Davida Bowiego, Björk, Christiny Aguilery czy Katy Perry. Listę teledysków znajdziecie: tutaj.
 
1975 rok. Joan Jett (a tak naprawdę Joan Larkin) - na głowie głęboka czerń, w głowie i sercu tylko muzyka. Niepotrzebni jej mężczyźni, w sumie to nic nie jest jej potrzebne oprócz wymarzonego girlsbandu. Cherie Currie - zbuntowana, zamknięta w sobie, niemogąca porozumieć się z rówieśnikami, wrażliwa, ale i zadziorna. Przy tym słodziutka i zawsze ubrana w tak wysokie obcasy, że nie jedna modelka by podziękowała. Obie żyjące muzyką, Joan gra na gitarze elektrycznej, Cherrie śpiewa i kocha Bowiego. W końcu ich drogi i kilku innych dziewczyn krzyżują się z inicjatywy ostro szajbniętego producenta muzycznego – Kima Fowly’ego (na zdjęciu on i Shannon, kóry go zagrał), który dostrzega w nich szansę na zarobienie kasy. W ekspresowym tempie jako „The Runaways” wyruszają w trasę, gdzie zaczyna się totalna samowolka. Jest to szczególnie duże przeżycie dla piętnastoletniej wówczas Cherrie, którą szybko zaczyna przygniatać nowe życie. Niewiele czasu musi minąć, by zaszła nieunikniona przemiana słabej i niedoświadczonej dziewczyny. Coraz więcej makijażu, coraz więcej narkotyków, coraz mniej ubrań na scenie i narastające konflikty w zespole. Dochodzi do tego, że siedząc przy łóżku pół żywego ojca nie może odmówić sobie garści jego leków. Chwilami można pomyśleć, że nie docenia do końca szansy jaką jej dano, chwilami drażni, ale głównie budzi współczucie.

Wiele czasu poświęcone jest relacji dwóch głównych bohaterek, między którymi nawiązuje się ciekawa relacja, nie da się ukryć - jest chemia. Szczególnie w jednej z zapadających w pamięć scen, gdy słyszymy pierwsze dźwięki „I wanna be your dog” zaczyna wrzeć i z ekranu aż kipi seksem.
Pewnie większość z was pamięta Dakotę Fanning jako małą dziewczynkę z nie jednego filmu. Tutaj chwilami ciężko ją poznać. Dla mnie udźwignęła rolę. Stewart jest dokładnie taka jaka powinna być, hipnotyzująca, bardzo pewna siebie. Męska, ale i seksowna, chociaż gdy na ekranie pojawia się Dakota to ona przykuwa uwagę swoją skażoną niewinnością. Bardzo mocny punkt filmu – Michael Shannon (w roli producenta). Patrzyłam i tak sobie myślałam, to jest prawdziwy aktor. Jak kawałek gumy, może zrobić z sobą co chce, jego mimika nie zna ograniczeń.
W piosenkach obie dziewczyny wypadają świetnie (wykonały wszystkie utwory). Dakota kiedy trzeba jest delikatna, kiedy trzeba ma seksowny głos, razem wprowadzają widza w trans w czasie scen koncertów. Cały klimat tego zakrapianego, muzycznego świata został świetnie uchwycony. Z jednej strony czuć tą „ciężką” atmosferę, z drugiej film jest bardzo dynamiczny. Przepełniony po brzegi muzyką, która towarzyszy widzowi praktycznie non stop.

Próżno to szukać błyskotliwych dialogów, ciekawych portretów psychologicznych czy zawiłych relacji. Za to film jest taki jaki powinien być: głośny, wypełniony seksem i muzyką.

A tutaj fragment filmu, próbka głosu Dakoty Fanning. Jak sądzicie, dziewczyny dały radę?
 






3 komentarze:

  1. Kristen lubię w Adventureland, a w Azylu, jako dziecko, również była całkiem w porządku. :)
    Do tego filmu miałam już jedno podejście, ale spasowałam. Jednakże, opisałaś tę produkcję jako godną uwagi-chyba się skuszę, jeśli tylko znajdę wolą chwilę.

    OdpowiedzUsuń
  2. mam straszną chrapkę na ten film, ale zawsze wyskakuje coś 'filmowo nagłego'

    OdpowiedzUsuń
  3. Oglądałam i naprawdę mi się spodobał :) Lubię ten gatunek.

    OdpowiedzUsuń