"Pokłosie" - recenzja

dramat/kryminał
rok: 2012
reżyseria: Władysław Pasikowski
scenariusz: Władysław Pasikowski

Do tego filmu kompletnie mnie nie ciągnęło. Thriller? Jak ma dobre recenzje, ktoś mnie namówi - wiadomo, że chętnie zobaczę i docenię, ale sama raczej nie szukam filmów do obejrzenia z tego gatunku. Na nocnym maratonie był puszczany jako czwarty (ostatni), miał się zacząć po 4 rano. Wcześniej obstawiałam, że pewnie wyjdę już z kina, ale jakoś zostałam – na szczęście! Bo film okazał się najlepszym ze wszystkich wyświetlanych tej nocy. Jakie było moje zdziwienie, kiedy na Filmweb ujrzałam podobną notę przy „Pokłosiu” i „Sępie” (który moim zdaniem był najgorszym filmem podczas tego kilkugodzinnego seansu). Naprawdę byłam szczerze zaskoczona, ale to nieważne. Ważne, że Pasikowskiego, którego do dzisiaj kojarzyłam tylko z klasykiem „Psami”, teraz będę kojarzyć także z tym genialnym thrillerem.
Po 20 latach spędzonych w Chicago Franek Kalina (Ireneusz Czop) przybywa na wakacje do swojej wsi aby odwiedzić brata. Młodszy Józek (Maciej Stuhr) przyjmuje go z słabo skrywanym żalem. Franek nie dość, że zostawił rodzinę w trudnej sytuacji to nie raczył zjawić się na pogrzebnie żadnego z rodziców. Z pozoru we wsi nic się nie zmieniło, jednak z czasem okazuje się, że Józek przejawia z początku niezrozumiałe zachowania takie jak kradzież nawierzchni oraz wszedł w konflikt z mieszkańcami. Z czasem jednak okazuje się, że ten prosty chłopak jako jedyny przejął się faktem, że z nagrobków Żydów zrobiono sobie drogę, a sumienie nie pozwoliło mu zostawić tak sprawy. Zszokowany Franek, z początku raczej średnio pozytywnie nastawiony do Żydów zaczyna rozumieć, a w końcu podzielać chęć dojścia do prawdy i bracia razem, na własną rękę (pod przychylnym okiem proboszcza) zaczynają zgłębiać historię. Im więcej wiedzą i im dalej się posuwają, na tym gorsze skutki są narażeni, ponieważ większości mieszkańców grzebanie w nie do końca wygodnej historii nie jest na rękę.

Zacznę od klimatu, który jest jednym z największych atutów filmu. Pasikowski rewelacyjnie stworzył ten niepokojący nastrój. W każdej scenie czuć nastrój grozy i zbliżające się powoli nieszczęście, którego nie sposób uniknąć. Świetna muzyka dodatkowo podsyca wszystko. Porównując tak do innych filmów z nocy kina (bo trudno mi było luźnych porównań nie mieć) w „Pokłosiu” absolutnie najlepsza praca kamery. Zdjęcia Edelamana – super. Muszę wspomnieć o pięknych polskich krajobrazach – polska wieś, cudeńko. Pod względem wizualnym film jest naprawdę dobry.

Teraz o grze aktorskiej. Największe wrażenie wywarł na mnie Ireneusz Czop. Grał równo, nie miał gorszych scen, był świetny i absolutnie kupiłam w całości graną przez niego postać. Naprawdę rewelacyjny i w 100% autentyczny. No a dalej zaczyna się problem – Maciej Stuhr. Pierwsza rzecz jest taka, że jak dla mnie nie wygląda do końca przekonywująco fakt, że prosty, nieokrzesany chłopak zupełnie nagle, dostaje jakiegoś poczucia, że musi dotrzeć do prawdy i może nie to, że zmienia mu się światopogląd, ale w pewien sposób zaczyna zmieniać swoje priorytety. Scena  gdy o tym opowiada jest chyba najgorszą w filmie, wypowiada coś w stylu „sam nie wiem czemu”, „czuję, że tak muszę” itp. W tym momencie jak dla mnie niedopracowanie. Wypadło to nierealnie i aż bolało jak to mówił. 
Ciężko mi ocenić czy gra Stuhra w tym momencie zawiodła czy zwalać w 100% na te małe nielogiczności , które musiał wypowiadać. Inną sprawą jest to, że postać Stuhra była bardziej złożona. Prosty chłopak, z jednej strony kocha brata, z drugiej nadal ma żal. Nagle zaczyna interesować się historią, nagle zaczyna go obchodzić coś więcej (nauka hebrajskiego też wypadła nierealnie) – ciężka do zagrania postać. Do tego zmiana nastawienia pod koniec, mimo większej determinacji w dążeniu do prawdy, nagle zostają obnażone różnice w poglądach braci spowodowane tym, że jeden z nich żył z rodziną, a drugi nie. Także co do postaci Stuhra mam trochę zastrzeżeń, w efekcie czego chwilami mieszane również do samego Stuhra, ciężko ocenić ile procent czyjej winy (jednak w tym istotnych, mocnych scenach i reszcie dobrze się spisał).

„Pokłosie” to film o Polakach, to film o ludziach, którzy aby żyć w zgodzie z sobą potrzebują dotrzeć do prawdy. To film o różnicach, o akceptacji, o konfrontacji, o sumieniu, poglądach, no i oczywiście o zbrodni. To jedno wielkie obnażenie człowieka. Tu nie szokuje agresja, tu nie szokuje nawiązanie do Jedwabnem, bo wszystko to jest tak szokujące, że aż ciężko to pojąć i dopuścić do siebie. Podchodząc bliżej i analizując to jak napisałam i wskazując źródło - to film o słabościach ludzkich.

Nie jestem pierwszą osobą, która to napisze i nie ostatnią, ale oczywiście brawa za odwagę i ukłon w stronę Władysława Pasikowskiego. Ja film głównie cenię za napięcie, za grę, za zdjęcia, a nawiązując do tego, o czym trudno nie wspomnieć mówiąc o tym filmie, mogę tylko dodać, że to jak człowiek reaguje na gorzką prawdę, którą ten film niewątpliwie jest świadczy już o tym człowieku. 
Czy coś zmieni? Nie sądzę. Niezależnie od tego na szczęście nadal pozostaje dobrym thrillerem. Ci którzy są tak zawzięci w swoich opiniach, by nazywać go antypolskim (z tym negatywnym wydźwiękiem) nie zmienią zdania i się oburzą (dorzucając, że już nie lubią Stuhra i "jak on mógł"), a inni docenią odwagę Pasikowskiego i ocenią film w kategorii dramat czy thriller, a nie w kategorii dokument (którym nie jest). 

Szukacie innych dobrych polskich filmów? recenzja "Drogówki" TUTAJ, a recenzja "Ogrodu Luizy" TUTAJ

1 komentarz:

  1. Jeszcze nie widziałam Poklosia, ale teraz chyba muszę obejrzeć, żeby porównać opinie: >
    Szukałam po Stuhrze, czy masz recenzję Obławy, bo sama własnie napisałam, ale niestety : P

    OdpowiedzUsuń