"American Hustle" - recenzja

dramat/komedia/kryminał
rok: 2013
reżyseria: David O. Russel
scenariusz: Eric Singer, David O.

Recenzji "American Hustle" ostatnio jak grzybów po deszczu, jednak musiałam oczywiście napisać i swoją. Do filmu podeszłam nieco inaczej niż większość osób, czyli "10 nominacji = obowiązkiem jest jak najszybciej obejrzeć". Nieczęsto się to zdarza, ale "Poradnikowi pozytywnego myślenia" udało się przekonać mnie bym dała mu 10/10 i wskoczył na listę moich ulubionych filmów. Doskonały pod każdym względem i krótko mówiąc uwielbiam tę historię. Jak się domyślacie spore nadzieje pokładałam, więc w kolejnej produkcji Russela. Jak wyszło? Dobrze, a nawet bardzo dobrze, ale tak bardzo subiektywnie pisząc nie uwiódł mnie ani niczym specjalnie nie zachwycił, chociaż jak mówię jest to mimo wszystko porządne i generalnie ciekawe kino.

Jeśli ktoś jeszcze miał wątpliwości co do Jennifer Lawrence i tego, że efektowność jej występów jest dodatnio skorelowana z charyzmą granych przez nią postaci i to jest głównym powodem pochwał to myślę, że pomimo tego, że Rosalyn również jest bardzo charyzmatyczna to Lawrence pokazała się tutaj z nieco innej strony i grała zupełnie inaczej niż w poprzednich produkcjach – jak zwykle wspaniale. Grana przez Amy Adams bohaterka na początku pojawia się w filmie robiąc od pierwszych scen dobre wrażenie i przykuwa uwagę, lecz z czasem gdzieś tam się rozmywa. Adams to niesamowicie wszechstronna aktorka, ale czegoś mi w niej nadal brakuje. Chyba po prostu nie trafia w mój gust. W „Mistrzu” była lepsza (albo miała większe pole do popisu). W każdym razie mimo, że Sydney w jej wydaniu jest ponętna, złożona i interesująca to moim zdaniem z czasem jakoś gaśnie (nie to co Lawrence, która za każdym razem gdy choć na chwilę się pojawia skupia na sobie całą uwagę, zresztą to samo Cooper). Bardzo chciałam żeby to była wreszcie TA szczęśliwa, doskonała rola Amy Adams, ale nie mówiąc o tym jak wydaje mi się, że będzie (to już jej piąta nominacja i prawdopodobne, że zostanie zagrodzona) tylko jak uważam - zdecydowanie Meryl Streep bardziej zasłużyła na to ogromne wyróżnienie. Jeśli zaś chodzi o rolę drugoplanową to partnerująca Streep w „Sierpień w hrabstwie Osage” Julia Roberts również jest tą, za którą trzymam kciuki, chociaż Jennifer Lawrence zaserwowała pokaz na zbliżonym poziomie.

Bardzo na plus zaskoczył mnie Bradley Cooper. Pokazał się z zupełnie innej strony. Widać, że się rozwija, przyjemnie się na niego patrzy. Bawił się swoją postacią, a ja świetnie się bawiłam patrząc na niego. Nie wydaje mi się żeby to była rola na Oscara, ale w sumie nie wykluczam całkowicie takiej możliwości. Jednak podsumowując główną czwórkę, moim faworytem zostaje Christian Bale. Jeden z najbardziej chwalonych od kilku lat aktorów, o którym sama mam niestety niewiele do powiedzenia, z racji tego, że widziałam z nim tylko 5 produkcji i to nie tych, które wypadałoby widzieć, bo daje w nich podobno niezły popis. W „American Hustle” stworzył przede wszystkim konsekwentnie autentyczną postać z krwi i kości. Mam wrażenie, że w jakiś magiczny sposób trzymał wszystko razem i cóż nie najpiękniejszy, nie najzabawniejszy, ale z pewnością najbardziej autentyczny ze wszystkich bohaterów.

Znowu film, który mimo, że przedstawia historię, która niespecjalnie zaskakuje treścią (bo filmów opartych na przekrętach i innych zawirowaniach trochę już było) to w wykonaniu Russella ma w sobie przyjemny powiew świeżości i udaje mu się wzbudzić w widzu ciekawość a propos tego jak to się wszystko skończy. Oprócz pewnej oryginalności, którą udaje mu się wpleść w swoje produkcje cały czas utrzymuje wysoki poziom we… wszystkim, co później skutkuje takim pięknym wynikiem jak 10 nominacji do Oscarów. Do tego z jednej strony wiele rzeczy robi zdecydowanie, z pazurem, a z drugiej skupiając się cały czas i na aktorach i na dialogach i na wszelkich aspektach technicznych potrafi robić to wszystko z niesamowitym wyczuciem i serwuje nam w idealnych proporcjach. Z tego co piszę wynika, że należy mu się Oscar za reżyserię ;) Oj chyba słowo „Oscar” jest najczęściej powtarzanym słowem w tej recenzji, ale to chyba dobrze, bo oznacza to, że produkcja trzyma poziom. Krótko i nudno, bo w samych pozytywach napiszę o innych aspektach. Bardzo ciekawy montaż. Myślę, że nawet ktoś niezwracający na takie rzeczy uwagę tym razem to zrobi, bo nie powiem ciekawe ujęcia umiliły i urozmaiciły seans. Oczywiście rewelacyjny soundtrack, który robi się znakiem firmowym produkcji Russela. Do tego wspaniałe, odważne kostiumy - ach te dekolty Adams. Tu statuetka byłaby jak najbardziej na miejscu, no i oprócz wcześniej wymienionych generalnie w produkcji przewija się wiele postaci. Oczywiście na czele jednowymiarowy, ale naprawdę niezły Renner w roli burmistrza, no i perełka, czyli sceny z De Niro.

Czego mi zabrakło w filmie? Chętnie pośmiałabym się jeszcze więcej. Generalnie film niby ma w sobie taki luz, ale i tak zbyt często było serio i to nie w taki sposób jakbym chciała. Tutaj dziękować można Cooperowi, bo to właśnie należące do niego sceny były tymi na których się uśmiechałam (chociaż gdy Bale opowiada o założonym mu na głowę worku też całkiem przyjemnie). Cudownie, że skupiono się na postaciach, że mogliśmy wejść w ich świat i problemy, ale cóż.. może nawet aż za bardzo? Za dużo tych rozmów o niczym? Irvinga (Bale) poznajemy jak własną kieszeń. A może po prostu blisko 2 godziny 20 minut to odrobinkę za dużo. Chciałabym jeszcze jedną scenę, na której popłakałabym się ze śmiechu czy też zobaczyć coś co zapamiętam na długo. Jeszcze takie jedno coś.

Za samą historię 7/10, ale generalnie jest to dobre, a nawet bardzo dobre kino, które można śmiało polecić osobom z różnymi filmowymi upodobaniami, dlatego naciągane (jestem nudna i jak wszyscy kocham Lawrence + świetny Bale + interesujący montaż i klimat)  – 8/10.

4 komentarze:

  1. Właśnie na ten film poluję już od jakiegoś czasu :). A po Twoim opisie to jeszcze bardziej nie mogę się doczekać - tym bardziej cudownej Jennifer :)!

    OdpowiedzUsuń
  2. Też mi się podobał, choć mam wrażenie, że nie jest bardzo oscarowy. Jennifer - rewelacja. Gdybym miała wybrać, to właśnie za tę rolę powinna dostać nagrodę. Christian Bale - świetny występ. Początkowo go nie poznałam :) Bradley jeszcze mnie nie zachwyca, raczej rozśmiesza. A Amy Adams - nigdy specjalnie za nią nie przepadałam. W tym filmie chyba najbardziej nie przypadła mi do gustu. Czegoś mi brakowało w jej filmowej interpretacji. Poza tym świetna muzyka i humor.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie też miałam problem z Adams, a "Do szpiku kości" widziałaś? :) Jakbym musiała wybrać to chyba jednak właśnie tam najlepiej zagrała Lawrence, chociaż jak dłużej myślę to w sumie ciężko te role porównać.

      Usuń
    2. Widziałam "Do szpiku kości". Też świetnie wypadła, ale myślę, że była za mało znana by wygrać.Po Igrzyskach śmierci wszystko się zmieniło :) Oby wykorzystała tą dobrą passę :)

      Usuń