dramat/biograficzny
oryginalny tytuł: Liz& Dick
rok: 2012
reżyseria: Lloyd Kramer
scenariusz: Christopher Monger
Mimo słabych recenzji ciekawość wzięła górę i w końcu obejrzałam
"Liz i Dick", gdzie w rolę Elizabeth Taylor wcieliła się Lindsay
Lohan. Po tym telewizyjnym filmie sprzed 2 lat wyjątkowo widać, że jest...
telewizyjny. Samo wykonanie, muzyka i podejście do historii stoi 2 oczka niżej
niż w przeciętnym, dobrym filmie biograficznym puszczanym w kinie. Biorąc pod
uwagę te aspekty oraz to, że film został nakręcony za telewizyjny budżet należy
mieć realistyczne wymagania. Podchodząc z przymrużeniem oka i
małymi oczekiwaniami (a raczej ich brakiem) mogę stwierdzić, że to
produkcja przeciętna. Nie jest to totalny koszmar, film obejrzałam bez
większego bólu i co zaskakujące całkiem miło patrzyło mi się na Lohan, ale jak
mówię - trzeba podejść do niego jak do seansu filmu z niższej półki.
Podobała mi się Lindsay Lohan, naprawdę. W pierwszych scenach gdy siedzi
ubrana na czarno, obok niej Richard i do kamery wspólnie opowiadają o swoim życiu (stylizacja na wywiad)
byłam całkiem miło zaskoczona. Umówmy się, że mówimy o Lindsay Lohan i nie jest
to rola godna nagród, ale naprawdę – te ruchy, sposób mówienia - dostrzegłam
w niej Elizabeth Taylor. Tego piekielnie trudnego zadania podjęła się również
Helena Bonham Carter w zeszłym roku w produkcji "Burton&Taylor".
Za rolę otrzymała nominację do Złotego Globu. Szczerze mówiąc wizualnie według
mnie pasuje nieco gorzej, ale nie wątpię, że jest to dobry film (zapewne dużo
lepszy) i nie mogę się doczekać kiedy to będę miała okazję go gdzieś obejrzeć.
Jest to produkcja nieco kiczowata, chwilami zalatuje operą mydlaną i
ciężko oceniać ją tak do końca serio i wymagającym okiem. Mimo to obejrzałam
film bez większego znudzenia. Jeśli ktoś jest ciekaw jak wypadła Lohan jako
Taylor i interesuje go życie miłosne jednej z najlepszych aktorek wszech czasów to z ciekawości można poświęcić te niecałe 1,5
godziny. Jeśli jednak bardzo dobrze znacie historię miłosną tej pary i poważnie
do niej podchodzicie to możecie stwierdzić, że zbezczeszczono temat. Pewna
samowolka w przedstawieniu tej historii może oddanych fanów Taylor zwyczajnie
zirytować. Tak samo jeśli historia ta was w ogóle nie obchodzi albo jej nie
znacie - uznacie, że to jakiś słaby, naiwny film. Ja daję bardzo naciągnięte 4/10 i
mimo, że to nie jest dobra produkcja cieszę się, że zobaczyłam jak aktorzy
podjęli się przedstawienia historii jednej z najsławniejszych par Hollywood.
Jak na mały budżet możemy oglądać naprawę piękne kostiumy i scenografię.
Lindsay Lohan w każdej scenie inaczej ubrana zawsze wygląda
oszałamiająco. Jeśli więc nie będziecie brać tego do końca na serio i nie
podejdziecie do tego, jak do poważnego filmu biograficznego, jak ja, mając
realistyczne oczekiwania, to uznacie, że był to znośny seans.
Zastanawiałam się jakiś czas temu nad obejrzeniem tego filmu. Głównie z ciekawości, bez żadnych oczekiwań. Jednak zanim zobaczę ten film, chyba wpierw przyjrzę się biografii Elizabeth Taylor.
OdpowiedzUsuńNo ja dokładnie tak samo, po prostu z ciekawości jak wygląda, rusza się Lohan. W końcu nagle spontanicznie obejrzałam :) W wakacje też wypożyczę sobie jakąś książkę o niej.
Usuń