"Długi, wrześniowy weekend" - recenzja

dramat/romans
oryginalny tytuł: Labor Day
rok: 2013
reżyseria: Jason Reitman
scenariusz: Jason Reitman

Szokiem była informacja, że wychwalany dotąd i wyróżniony czterema nominacjami do Oscara Reitman stworzył tym razem film nieudany. Jako jego fanka byłam przerażona. Na szczęście okazało się to bzdurą. Nie jest to tym razem podszyta cynizmem, dynamicznie poprowadzona historia z żwawymi dialogami, ale to dobry film. Produkcja jest wręcz przeciwieństwem tych poprzednich. Tutaj wszystko jest ospałe, powolne, przejmujące i... piękne. To co niektórzy nazwą nudami i sztampą jak w tym przypadku nazywam klasą. Tak, to jest opowieść w bardzo klasycznym stylu, co zdecydowanie nie wszystkim będzie odpowiadać.

Adele, to kobieta, która cały czas tonie, ale ani nie idzie na dno ani też nie ma się czego chwycić i tak też od czasu rozwodu żyje nie żyjąc naprawdę. Nagle pojawia się ktoś kogo nawet nie musi się chwytać, bo niespodziewanie to ona ratuje, jak się z czasem okazuje będąc równocześnie ratowaną. Tym ważnym wydarzeniem , które zmienia jej monotonne życie jest wizyta w sklepie podczas, której do jej syna przyczepia się zbieg z zakrwawioną koszulką i nie prosi on grzecznie o podwózkę. Podczas ucieczki ze szpitala mężczyzna nieszczęśliwie upada, przez co nie może daleko uciekać, a Adele ma dać mu schronienie na jeden wieczór. Przerażona, zagubiona i wyniszczona emocjonalnie kobieta równocześnie jest szaleńczo spragniona bliskości drugiego człowieka. Od lat prawie nie wychodzi z domu, a tak bliskie spotkanie z mężczyzną sprawia, że gdy mija strach zaczyna powoli przypominać sobie o tym, że nadal jest kobietą.

Uwielbiam Josha Brolina. Niestety najczęściej nie po drodze mi z produkcjami, w których występuje. Większość z was kojarzy go zapewne (przez mgłę, bo wszyscy pamiętają oscarowy występ Bardema) z „To nie jest kraj dla starych ludzi”. Niedługo rozpoczną się zdjęcia do „Hail, Caesar!”– Brolin pojawi się po raz drugi u braci Coen, mam nadzieję, że współpraca będzie tak samo owocna jak za pierwszym razem. Był oczywiście męski, opiekuńczy, pomocny i wszystkiego co kobieca dusza zapragnie. Co mogę napisać o Winslet? Została idealnie dobrana, świetnie się spisała, chociaż nie wiem czy rola ta będzie wymieniana jako jedna z lepszych. Adele jest mało efektowna. Powolna, cicha, zamknięta w sobie i przerażona. Dopracowanie tej postaci musiało być ogromnym wyzwaniem – jej wzrok, jej trzęsące się ręce. Świetna kreacja zniszczonej życiem kobiety. W filmie czeka na was miła niespodzianka. To kolejny w ostatnim czasie film gdzie bardzo młody aktor, o którym wcześniej nie słyszałam tak genialnie się spisuje nie odstając ani trochę od starszych od siebie aktorów, że po seansie to o nim, a nie o gwiazdach myślę. U boku  McConaughey’a w świetnym, dusznym „Uciekinierze” Tye Sheridan daje prawdziwy popis. Tutaj Hattlin Griffith w roli syna Adele jest po prostu znakomity! Znany dotychczas z „Oszukanej” aktor po prostu zachwyca. Chłopak był fantastyczny.


Gdy bohaterzy znajdują się np. w sklepie ujęcia nie kończą się na tym, że oglądamy spacerującego wśród półek człowieka. Wchodzimy tam razem z nim, widzimy każdy szczegół. Reitmam robi to zawsze. W „Kobiecie na skraju dojrzałości” widzimy jak Mavis nerwowo wyrywa sobie włosy. Tutaj również jesteśmy tak blisko jak rzadko mamy okazję. Wyjątkowo intymne są tutaj takie sceny-perełki jak pieczenia ciasta czy gra w football. Generalnie jest to jedna z piękniejszych form jakie widziałam. Kolory, ujęcia(!), montaż. To jeden z niewielu znaków rozpoznawczych reżysera, który pojawił się w "Labor Day". Kiedy wydawało się, że można już uchwycić  styl Reitmana i dostrzec pewne prawidłowości zrobił coś zupełnie innego. Wyzbył się ironii i ciągot do pastiszu. Tym razem zrezygnował z udowadniania jak błyskotliwym jest krytykiem rzeczywistości. Nie znalazł sobie żadnego nietypowego bohatera, którego mógłby pokazać na wesoło, zaprzyjaźnić nas z nim nie zmieniając go mimo wielu wad, bo jak twierdzi „ludzie się nie zmieniają”. W jednym z wywiadów powiedział, że po prostu musiał zrobić ten film. Nie chciał celowo zmieniać stylu i robić czegoś innego. Zakochał się w książce Joyce Maynard i po prostu musiał. Ludzie obecnie wręcz wymagają od niego sarkazmu. Odważnym posunięciem było zrezygnowanie z tego. Tym razem to emocje grają główną rolę, a film zdecydowanie angażuje emocjonalnie. Jeszcze jedną rzeczą, którą Reitman lubi tak bardzo, że nie wyzbył się jej i tym razem to bohaterowie, którzy podejmują zaskakujące decyzje. Tak po prostu, nagle. Albo można próbować walczyć z racjonalnością i nie akceptować ich wyborów albo przyjąć pomysł reżysera.


Czytałam skrajne opinie o tej produkcji. Bardzo skrajne. Odniosę się do niektórych zarzutów opisując go przy okazji. Film jest głupi? A czego ktoś oczekuje od historii skupiającej się na romansie? Od kiedy obrazy namiętności i rodzącego się uczucia mają być mądre? ;) Nie wiem. Płytki? Prosty? Są filmy, które opowiadają o miłości. Nie podejmują superważnych dla ludzkości tematów tylko pokazują po prostu uczucie dwojga ludzie. Czy to źle? Nie. A tak naprawdę produkcja nie skupia się tylko na tym. Są problemy związane z ciążą, macierzyństwem, rozwodem, samotnością, no i wątek kryminalny. Część rzeczy może wydawać się mało realna, ale proszę was… Zastanówcie się, które love story jest zrobione w 100% realistycznie? Która miłość na ekranie nie jest przerysowana? Rzadko się to zdarza. Inaczej byłoby to nudne i nie powstałby w ogóle film. Często w takim momencie pada pytanie „a Blue Valentine?”. Tak w „Blue Valentine” jest tak smutno i normalnie, ale po pierwsze też jest naciągany wątek miłosny (zanim było źle), a po drugie film nie skupia się na rozpalającym się uczuciu tylko gasnącym.

Jak nie lubicie romansów oczywiście odradzam. No i jeśli słabo znosicie minimalizm i wolne tempo również odpuście. Głównie dla kobiet, bo powtarzam – to jest love story. Kino kameralne, powolne, duszne, które porusza, przejmuje, wciąga i zachwyca.  Oprócz tego ostatniego - w małych ilościach, ale scenariusz łączy w sobie elementy thrillera, kryminału i dramatu psychologicznego. Piękne dzieło o poszukiwaniu bliskości. Reitman! Ufam ci bezgranicznie i już nawet nie denerwuję się tym, że w kolejnej twojej produkcji zagra Sandler. Na pewno będzie dobrze!

W przyszłym tygodniu na blogu przegląd wszystkich filmów Reitmana.

4 komentarze:

  1. Film idealnie w moim klimacie, będzie idealny na ten weekend :)
    Swoją drogą to odważne ze strony reżysera, że zdecydował się tak diametralnie odbiec od utartego schematu filmów, które tworzy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeden z lepszych dramatów jakie ostatnio widziałam. Polecam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja lubię takie filmy i pewnie ten też obejrzę :) A im bardziej skrajne opinie, tym lepiej. W takich przypadkach zawsze oglądam film i zastanawiam się o co ludziom chodzi, bo wtedy najczęściej wygłaszają mało sensowe opinie.
    P.S. Tłumaczenie po raz kolejny mnie powala :) Gdybyś nie podała tytułu oryginalnego, nie wiedziałabym o jaki film chodzi ;)

    OdpowiedzUsuń