Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kate bosworth. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kate bosworth. Pokaż wszystkie posty

"Still Alice"

dramat
rok: 2014
reżyseria: Richard Glatzer, Wash Westmoreland
scenariusz: Richard Glatzer, Wash Westmoreland

Na początku trzeba rozdzielić dwie rzeczy - Moore i całą resztę filmu. O tym drugim nie ma za bardzo co pisać, bo to główna bohaterka tworzy wszystko co dobre i nadaje ton całej opowieści, na niej też się skupię. Julianne Moore to aktorka najwyższej klasy, która oczywiście zasługuje w pełni by mieć na półce Oscara, ale (pewnie się narażę) tak samo dobre kreacje stworzyła moim zdaniem w melodramacie "Koniec romansu", w "Godzinach", ostatnio w "Mapach Gwiazd" czy nawet w "Mieście ślepców" (nie widziałam jej jeszcze u Andersona, a podobno było równie wspaniale). Nie wspominając o takich perełkach jak Charley, także ewentualny Oscar będzie moim zdaniem nagrodą za całokształt, bo mimo, że poruszający to nie jest to pokaz aktorstwa, który zwalił mnie z nóg. Wyprzedzając komentarze - nie sądzę, że im więcej aktor skacze i krzyczy na ekranie tym lepsza jest gra, naprawdę potrafię docenić takie skromniejsze, a często silniejsze w przekazie występy. Jej wyczucie i oszczędność oczywiście zasługują na pochwały, ale po tym całym gadaniu o mistrzowskiej grze w "Still Alice" spodziewałam się jakieś petardy, a dostałam jak zawsze bardzo dobrą Moore (czy nie była mistrzowska w "Mapach Gwiazd"?). Wydaje mi się, że głównym powodem, dla którego film aż tak wzrusza (były łzy i to nie raz) jest po prostu dobrze skonstruowany scenariusz (na takiej historii ciężko jest się nie wzruszyć), chociaż z drugiej strony inna interpretacja innej aktorki mogłaby zrobić z niego kiczowatą dramę.