"Do szpiku kości" - recenzja

dramat/thriller
oryginalny tytuł: Winter's Bone
rok: 2010
reżyseria: Debra Granik
scenariusz: Debra Granik, Anne Rosellini 

Kto by pomyślał, że zeszłoroczna laureatka Oscara ma na koncie taką rolę. W „Granicach miłości" czy „Igrzyskach śmierci” spisała się dobrze, ale to jeszcze nie było to. Mimo, że jestem wielką fanką „Poradnika pozytywnego myślenia” to tam także nie czułam się w stu procentach usatysfakcjonowana jej grą. Jak do tej pory to właśnie występ w „Do szpiku kości” będę wymieniać jako mój ulubiony. Po prostu świetnie weszła w rolę i nie miałam tym razem najmniejszych zastrzeżeń. Jednak mimo, że praktycznie non stop na ekranie oglądamy Lawrence i była głównym punktem produkcji to inne elementy też zostały utrzymane na wysokim poziomie, a inni aktorzy spisali się w swoich mniejszych rolach równie dobrze (a na pewno zostali świetnie dobrani). To wszystko razem złożyło się na naprawdę  porządne i klimatyczne kino.

Ree Dolly (Jennifer Lawrence) to twarda i pracowita siedemnastolatka, która na co dzień opiekuje się swoim młodszym rodzeństwem, chorą matką i zajmuje domem. Mieszkają w drewnianej chatce w wiosce w stanie Missouri. Rodzina ledwo wiąże koniec z końcem, a żeby tego było mało okazuje się, że skazany za produkcję amfetaminy ojciec właśnie opuścił więzienie zastawiając dom. Jeśli mężczyzna nie stawi się na zbliżającej się rozprawie rodzina straci wszystko, a tak się składa, że zaginął on w tajemniczych okolicznościach. Narażając życie dziewczyna próbuje dowiedzieć się od mało rozmownych i niebezpiecznych mieszkańców co stało się z jej ojcem.

Mimo, że historia jest dosyć prosta i film nie miażdży to ani trochę nie dziwią mnie cztery otrzymane w 2011 roku nominacje do Oscara (film, scenariusz adaptowany, Lawrence i Hawkes). Zawsze jestem pełna podziwu dla reżyserów, którzy (przesadzając), ale tworzą coś z niczego. Nasuwa mi się obejrzany też ostatnio przeze mnie „Stoker” gdzie również naciągając, ale tak naprawdę kręcąc kilka scen przy fortepianie i kilka przy stole Chan-wook Park stworzył tak niesamowite napięcie, że ciężko to opisać słowami. Tutaj mamy do czynienia z podobnym efektem. Przy minimalnej ilości środków otrzymaliśmy niepokojący klimat i generalnie świetny efekt. Przypominam, że film kosztował skromne ;) 2 miliony (w ramach ciekawostek "Incepcja", z m.in. którą konkurował kosztowała 160 milionów). Od samego początku wciągający, do tego realny, a z drugiej strony magiczny, bo wszystko to wydaje się nieco odrealnione, cała historia dzieje się gdzieś daleko.

Przejrzałam listę filmów nominowanych w 2011 roku do Oscara żeby przypomnieć sobie z czym w tych 4 kategoriach „Do szpiku kości” przegrało i słabo mi się zrobiło gdy zobaczyłam 8 nominacji dla „Social Network” (w tym 3 wygrane). Są rzeczy których chyba nigdy nie pojmę. Zdecydowanie najgorszy film Finchera i według mnie "Do szpiku kości" pod każdym względem jest o niebo lepsze.

Surowy, zimny, niedopowiedziany... Taki właśnie jest oparty na książce Daniel Woodrell thriller. Wszystko takie prawdziwe. Miejsca, ludzie… Znakomita scena obdzierania wiewiórki ze skóry. Bardzo dobrze została przedstawiona miejscowa społeczność. Ich charakter, warunki w jakich żyją, zasady jakimi się rządzą. Mimo tych niedopowiedzeń i generalnej oszczędności dobrze poznajemy świat młodej Ree i ją samą. Na pochwałę zasługuje też ciekawy sposób kręcenia. Świetny, wciągający i klimatyczny film z cudną Lawrence. Minimalistyczny, a mówiący wiele i wzbudzający wiele emocji. Lubię takie chłodne historie z prowincji, szczególnie jeśli znajdzie się w nich obok brutalności odrobina miejsca na wzruszenie, bo trudna sytuacja i miłość do rodzeństwa Ree jest niewątpliwie przejmująca. Niepotrzebnie zrażałam się 6,6 na Filmwebie. Polecam.

Przegląd filmów z Jennifer Lawrence tutaj.

8 komentarzy:

  1. Świetny film, świetna Lawrence - pozytywne zaskoczenie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Film zajebisty. Okrutny w swojej prostocie, i tak jak napisała autorka recenzji .. zimny.

      Usuń
  2. Chyba się skuszę :) A z filmwebem to niestety często tak jest, że dobre filmy mają słabą ocenę, bo mało osób je widziało i wtedy każda 1 czy 2 bardzo zaniża.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz co ocen jest tam sporo, także myślę, że raczej chodzi o specyfikę filmu. Surowość i brak ogólnie pojętej akcji sprawiają, że wiele osób się na nim może zwyczajnie wynudzić albo czuć się zawiedziona brakiem jakiegoś konkretnego, dobrze zarysowanego wniosku czy celu tego filmu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie oglądałam jeszcze jej w żadnym filmie pomimo tego, że jest bardzo chwalona. Film, który opisujesz ma dość prostą fabułę, ale spodobała mi się. Ciekawa jestem jak odnajdzie swojego ojca. Koniecznie muszę obejrzeć. :) // http://blabiepl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubię ten film właśnie za tę prostotę. Jest melancholijny, mało w nim optymizmu. Za to pełno zimowej aury i zimnych ludzkich uczuć. Nic do końca nie wiadomo, mózg widza musi pracować na najwyższych obrotach (albo tylko mój, bo oglądałam go kiedyś późno w nocy). Ale właśnie o to chodzi. Nie każda historia musi mieć szczęśliwe zakończenie. Nie każda historia kończy się nadzieją na lepsze jutro. Tutaj jest nieustająca walka o przetrwanie. Zniknie jeden problem, pojawi się następny. Nie ma dokąd uciec, bo nie ma pieniędzy. Jedyne co pozostaje to niezłomna wola walki, by przeżyć kolejny dzień... Chyba go sobie jeszcze raz obejrzę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. film bardzo dobry, ale zupełnie się nie zgadzam z opinią co do "SN". I w ogóle takie porównywanie filmów nie ma sensu, one są zupełnie inne pod każdym względem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm w takim razie jak z tej listy kilku filmów są wybierane te które potem dostają Oscara? ;) Coś mi się wydaje, że decydując który film jest lepszy i który trzeba nagrodzić trzeba je jakoś porównać :) Porównuję bo w pewien sposób zostały przyrównane przez Akademię poprzez postawienie ich na tej samej półce, czyli filmów nominowanych do Oscara w kategorii najlepszy film.

      Usuń