"Kto się boi Elizabeth Taylor?"

Nie będę udawać, że jestem molem książkowym (kino to mój żywioł), a o książce nigdy wcześniej na blogu nie pisałam. Pewnie jeszcze kiedyś się zdarzy, ale to pierwszy tego typu wpis. Pomyślałam, że może znajdzie się kiedyś osoba zainteresowana biografią Taylor i nie mogąc zdecydować się na konkretną książkę zajrzy do Internetu. Może mój wpis okaże się wtedy pomocny. To pierwsza jej biografia jaką miałam okazję przeczytać (dosłownie dziś zaczęłam kolejną, zapewne za jakiś czas podzielę się wrażeniami). Zrecenzowałam dla was tylko dwa filmy z jej udziałem - "Poskromienie złośnicy" oraz "Miejsce pod słońcem", więc może  po blogu nie widać, jednak bardzo cenię Taylor jako aktorkę. W ogóle oglądam sporo starszego kina i chyba nawet bardziej cenię filmy z lat 50-tych i 60-tych od współczesnych. Najczęściej jestem tak zachwycona, że nie mam ochoty, nie umiem i po prostu nie chcę sprowadzać pełnego wrażeń, cudownego seansu do kilku słów. Osobom przyklejonym do współczesnego kina po raz n-ty polecam sięgnąć po filmy sprzed 50 lat. Naprawdę nie trzeba oglądać ich z przymrużeniem oka i obniżać wymagań przy ocenie, bo to kino z połowy XX wieku. To w większości filmy, które nadal odbiera się pozytywnie i które wręcz zaskakują mnie aktualnością. Zanim rozpocznę tutaj jeszcze recenzja "Liz i Dick", może ktoś jest zainteresowany. W rolę Taylor wcieliła się tu (niezła!) Lindsay Lohan.


Przez niemałą część książki autorka zachowuje się jak brzydka, mało popularna dziewczynka, która zazdrości wdzięku i sławy koleżance z klasy i za wszelką cenę chcę udowodnić, że jej cenione przymioty to tylko mit i zdewaluować. Jakby ze wszystkich sił próbowała ośmieszyć Taylor i nawet pozytywnie fakty związane z jej życiem stara się przedstawić tak by czytelnik uznał ją za najbardziej pustą i głupią istotkę świata. Dosyć odważna postawa jak na to, że autorce nie udało się z Taylor nawet chwili porozmawiać (w pełnym pretensji tonie informuje, że ani Taylor ani jej matka nie były zainteresowane rozmową i nie odpowiadały na żadne pytania). Z początku zamiast skupić się na historii samej Liz zastanawiałam się co jest nie tak z tą sfrustrowaną kobietą, która robi łaskę, że książkę tą w ogóle napisała! ("Nie dziękuję przyjaciołom-dziennikarzom, którzy twierdzili, że marnuję swój talent; nie mówili tego, gdy pisałam o satelitach komunikacyjnych"). Na szczęście po kilkudziesięciu stronach gdy czytelnik wierzy już "Okej! Widzę jak nią gardzisz, naprawdę to widzę" pani Maddox odpuszcza i przechodzi do skrupulatnego opisywania kulis powstania po kolei każdej produkcji z Taylor (i co fajne, towarzyszącej temu opinii publicznej, różnych afer z nimi związanych i tym podobnych). Podejmuje się też krótkiego zrecenzowania tych filmów. Muszę przyznać, że dopiero po tej książce zdałam sobie sprawę z tego jak ogromną gwiazdą była Taylor i że wydarzenia związane z jej życiem (głównie prywatnym) były dosłownie przełomowe i porównywalne do wydarzeń wagi państwowej.


Jednak zanim w pełni oddaje się relacjonowaniu życia Taylor Maddox jakby nie mogąc zacząć pisać o aktorce wspomina nieco o swoich prywatnych (nieszczególnie mnie obchodzących) wspomnieniach. Po to by pokazać swoją perspektywę, siebie, swoje podejście i swoje spojrzenie - tak, to baaardzo subiektywna książka i niech nie zwiedzie was "Na razie chcę tylko stwierdzić, że zaczynam tę pracę w przekonaniu, iż kobieta ponad trzydzieści lat skupiająca na sobie uwagę świata zasługuje na taką obiektywną relację (...)". Na szczęście przed tą przedmową wydawca pokusił się o szczery komentarz na obwolucie "Brenda Maddox nie żywi dla Elizabeth Taylor ani zbytniego szacunku, ani nadmiernej sympatii i potrafi to okazać".


Może to odwaga, może to charakter? Może dobrze napisana, ciekawa biografia nie musi być zawsze obiektywna? Może autor nie musi lubić osoby, nad której życiem się pochyla? Nie wiem. Wiem, że od pierwszych stron nieprzychylność ta nadto bije, dziwi i przeszkadza. Prawdopodobnie autorka mierzwi mnie w dużej mierze przez moją ogromną sympatię do Taylor, ale po części na pewno też piszę to z perspektywy przeciętnego czytelnika. W każdym razie książka ta jest napisana w sposób nietypowy dla biografii.


Mimo wszystko warto było ją przeczytać. Inaczej spojrzałam na wiele rzeczy związanych z jej życiem prywatnym, a na jej filmografię nie patrzę już jak na długo listę filmów, a jak na życie kobiety przepełnione różnymi historiami związanymi z poszczególnym okresem. Widzę różne etapy, różne przemiany i inne rzeczy związane nie tylko z samą Taylor, a całym przemysłem filmowym. Zwróciłam też uwagę na filmy, które wcześniej kojarzyłam tylko z tytułu i w ogóle zrozumiałam wiele zasad funkcjonowania w środowisku filmowym. Jednak co chyba najbardziej mnie cieszy to to, że poznałam zasady funkcjonowania wytwórni filmowych od 40-tych aż do 70-tych lat. Dosyć skrupulatnie został opisany też okres dziecięcy i dojrzewanie Taylor. Przyspieszone dorastanie? To mało powiedziane. Jeszcze jako nastolatka Elizabeth grała już żony czterdziestolatków, a na jej wchodzenie w okres dojrzałości patrzył cały świat.


Brak obiektywnego tonu i suchych faktów ma oczywiście swoje zalety. Pani Maddox (doświadczona dziennikarka) ma swój styl i pisze w sposób bardzo ciekawy (książkę dosłownie połknęłam;). Co rzadko się zdarza w przypadku biografii książka ta nie jest pozbawiona humoru. Jest zresztą bardziej opowieścią niż zbiorem faktów i anegdot, chociaż cytatów nie brakuje. Próbka humoru pani Maddox: "Lekarze uratowali ją stosując tracheotomię - nacięcie tchawicy. (...) A w korytarzu kręcili się co świetniejsi dyrektorzy z Twentieth Century-Fox, zmartwieni, co będzie z filmem, jeśli ona umrze, i jak poradzą sobie z blizną na jej szyi - jeśli przeżyje."


Niezmiennie uważam, że Taylor to jedna z najbardziej fascynujących kobiet jakie stąpały po Ziemi, niesamowite zjawisko i znakomita aktorka (dowiedziałam się o jej sposobie pracy, który z początku oceniany był przez wielu jako pewnego rodzaju ignorancja - skojarzyło mi się z Lawrence, która również raczej nie należy do osób przeżywających prywatnie katuszy swojego bohatera i która wchodzi na plan, gra co trzeba, a potem zapominając o granej przez siebie bohaterce idzie jeść;). Jednak pod koniec książki autorka przyznaje, że pomimo humorów, pomimo spóźnień Taylor byłą pojętną uczennicą, szanującą każdą radę i opinię reżysera, a tekstu uczyła się błyskawicznie.


Brenda nie daje zbyt wiele swobody na własną ocenę, oferuje za to ciekawie, we własnym stylu napisaną opowieść o "zjawisku zwanym Taylor". Troszkę niestety zapomina, że zjawisko zjawiskiem, ale mimo wszystko za nim kryje się człowiek. Zabrakło mi historii z samego wnętrza życia Taylor - intymnych, kameralnych czy soczystych anegdot, prostych historyjek, które zbliżyły by mnie do tej prawdziwej Liz. Wiecie.. Takie pierdoły, które robią fanowi dużo frajdy. Jednak poświęcenia kilku wieczorów na książkę ani trochę nie żałuję. To książka o przemyśle filmowym, o sławie, o sile urody i przede wszystkim o legendzie.


Książka została napisana w 1977 kiedy to Taylor po drugim rozwodzie z Burtonem była żoną Johna Warner.




3 komentarze:

  1. Lubię podczytywać biografie, chętnie poznam historię Taylor :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam inną biografię Taylor i tam autor również nie był zbyt przychylny aktorce. Oprócz tego miała ona plotkarski charakter [to książka D. Breta]. To ciekawe, że czytasz jedną biografię po drugiej tej samej osoby, ja z reguły nie lubię powtarzać życiorysów tych samych postaci albo czytać je w sporych odstępach czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś mnie wzięła ochota, ale podejrzewam, że po drugiej rzeczywiście zrobię przerwę :D Tą nie czuję się zmęczona,bo jakoś tak ją błyskawicznie przeczytałam ;) Dzięki za opinię, pewnie po nią kiedyś też sięgnę, na razie wzięłam to było w najbliższej bibliotece ;)

      Usuń