oryginalny tytuł: Walk the Line
rok: 2005
reżyseria: James Mangold
scenariusz: James Mangold, Gill Dennis
Człowiek w czerni, Król Country, jeden z najbardziej wpływowych muzyków dwudziestego wieku – Johnny Cash. Na ekranie: z jednej strony chwilami nieśmiały, z drugiej pewny swego i niezmordowany. Dźwigający całe życie traumę z dzieciństwa i niemogący pogodzić się z tym jak traktuje go ojciec. Przy tym zawsze elegancki i uwodzicielski. Tak właśnie prezentuje się nam Joaquin Phoenix, który zagrał legendarnego muzyka. W drugiej roli pierwszoplanowej: Reese Witherspoon (jeśli nadal kojarzycie ją tylko jako „Legalną blondynkę” to z czasem postaram się to zmienić). W stu procentach szczera, grająca każdym milimetrem swojego ciała, uroczo podrygująca nóżką na scenie (za tą rolę dostała Oscara).
Film bardzo
szybko angażuje emocjonalnie widza. Jest to wspaniały spektakl dwojga aktorów
(moich ulubionych). Phoenix i Witherspoon stworzyli duet idealny, wspaniale się
uzupełniają, zbudowali autentyczne emocje. To jak rozwija się ich znajomość, a
potem uczucie obserwujemy z zapartym tchem.
Oboje uczęszczali na lekcje śpiewu przez pół roku. Nauczyli się grać na instrumentach (Phoenix na gitarze, Witherspoon na odmianie cytry). Trzeba przyznać, że wykonali imponujący kawał roboty, wszystkie piosenki w filmie są zaśpiewane przez nich (w wywiadach mówili, że przerażał ich ogrom pracy, ale wspierając siebie nawzajem udało się). Intrygujący i pociągający głos Phoenix’a hipnotyzuje, „Get Rhythm” w jego ustach brzmi genialnie – obsadzenie go w tej roli było strzałem w dziesiątkę (do roli wybrał go podobno syn Casha).
Historia pierwszego małżeństwa artysty ładnie poprowadzona, wściekła Vivianne Cash (w tej roli Ginnifer Goodwin - pamiętamy z „Kobiety pragną bardziej”) podczas gdy jej mąż patrzy z prawdziwym oddaniem i podziwem na June Carter – niezapomniana.
Nie wiem czy też tak macie (może ten problem dotyczy tylko mnie) czasem oglądając musical (to oczywiście nie jest musical, ale zaraz zrozumiecie o co mi chodzi) mimo, że piosenki były dobrze wykonywane to czekałam, aż się skończą i film będzie szedł do przodu. Tutaj podczas scen śpiewanych akcja filmu cały czas się toczy, występy nie są przydługie i nie zmęczą osób, które nie przepadają za tego typu muzyką, także nie będzie efektu „niech ta piosenka się już skończy bo chcę wiedzieć co będzie dalej..”.
Oboje uczęszczali na lekcje śpiewu przez pół roku. Nauczyli się grać na instrumentach (Phoenix na gitarze, Witherspoon na odmianie cytry). Trzeba przyznać, że wykonali imponujący kawał roboty, wszystkie piosenki w filmie są zaśpiewane przez nich (w wywiadach mówili, że przerażał ich ogrom pracy, ale wspierając siebie nawzajem udało się). Intrygujący i pociągający głos Phoenix’a hipnotyzuje, „Get Rhythm” w jego ustach brzmi genialnie – obsadzenie go w tej roli było strzałem w dziesiątkę (do roli wybrał go podobno syn Casha).
Historia pierwszego małżeństwa artysty ładnie poprowadzona, wściekła Vivianne Cash (w tej roli Ginnifer Goodwin - pamiętamy z „Kobiety pragną bardziej”) podczas gdy jej mąż patrzy z prawdziwym oddaniem i podziwem na June Carter – niezapomniana.
Nie wiem czy też tak macie (może ten problem dotyczy tylko mnie) czasem oglądając musical (to oczywiście nie jest musical, ale zaraz zrozumiecie o co mi chodzi) mimo, że piosenki były dobrze wykonywane to czekałam, aż się skończą i film będzie szedł do przodu. Tutaj podczas scen śpiewanych akcja filmu cały czas się toczy, występy nie są przydługie i nie zmęczą osób, które nie przepadają za tego typu muzyką, także nie będzie efektu „niech ta piosenka się już skończy bo chcę wiedzieć co będzie dalej..”.
Podczas scen
koncertów ciekawa praca kamery, piękne zdjęcia, dobre ujęcia. Generalnie od
strony technicznej wszystko idealnie dopracowane.
Film trwa
136 minut. Czy dla niektórych może być za długi? Pewnie tak. Ja tam żałuję, gdy
wiem, że nadchodzi koniec i będę musiała opuścić ten piękny świat muzyki
Johnny'ego i June. Wiecie, w film trzeba się po prostu wczuć, skupić się na nim. Nie cierpię
jak ktoś ogląda jednym okiem i potem jeszcze ocenia. Tak wchodząc w temat kina... Kino do najtańszych rozrywek może nie należy, ale nie
przesadzajmy też, jest teraz tyle promocji, w Warszawie
kupimy bilet za 10 zł, nie wiem jak w innych miastach, ale na pewno podobnie (pewnie w niektórych miejscach i taniej). Weźmy taki „Drive”, który oglądałam i w kinie i w domu. Całe szczęście, że mogłam zobaczyć jedną z pierwszych scen (kiedy ucieka przed policją) na dużym ekranie. Zostałam pochłonięta przez film po kilku minutach, chwilami miałam nawet ciarki (ta sama scena oglądana w domu wypadła o niebo gorzej, nie wzbudziła w sumie żadnych emocji). Także szanujmy filmy, dla mnie to spektakl tak jak w teatrze. Pozwólmy sobie poczuć fajne emocje, nie zabierajmy sobie przyjemności wejścia w inny świat na półtorej godziny. Absolutnie nie tępię tu oglądania filmów w internecie, tylko chcę przypomnieć tym, którzy dawno nie byli w kinie, że warto od czasu do czasu się wybrać :)
przesadzajmy też, jest teraz tyle promocji, w Warszawie
kupimy bilet za 10 zł, nie wiem jak w innych miastach, ale na pewno podobnie (pewnie w niektórych miejscach i taniej). Weźmy taki „Drive”, który oglądałam i w kinie i w domu. Całe szczęście, że mogłam zobaczyć jedną z pierwszych scen (kiedy ucieka przed policją) na dużym ekranie. Zostałam pochłonięta przez film po kilku minutach, chwilami miałam nawet ciarki (ta sama scena oglądana w domu wypadła o niebo gorzej, nie wzbudziła w sumie żadnych emocji). Także szanujmy filmy, dla mnie to spektakl tak jak w teatrze. Pozwólmy sobie poczuć fajne emocje, nie zabierajmy sobie przyjemności wejścia w inny świat na półtorej godziny. Absolutnie nie tępię tu oglądania filmów w internecie, tylko chcę przypomnieć tym, którzy dawno nie byli w kinie, że warto od czasu do czasu się wybrać :)
Ciężko
opowiadać mi dużo o „Walk the line”, w ogóle ciężko mi recenzować moje ulubione
filmy, recenzji części z nich na razie się nawet nie podejmę. Jest to po prostu
kompletne, piękne, wzruszające i dopracowane kino. Dużo osób powie, jak w
każdym biograficznym filmie o muzyku: trudne dzieciństwo, zdrada żony, rozwód,
romanse, narkotyki. No ale do kogo te pretensje? Takie scenariusze pisze życie,
ja to kupuję, jeśli jest dobrze zrobione i nie jest do bólu naciągane, kiedy jest
prawdziwe. To teraz: kto nie pokochał po tym filmie Reese Witherspoon – ręka w
górę.
21 miejsce - 100 najlepszych piosenkarzy
31 miejsce - 100 najlepszych artystów
3 piosenki
na liście 500 najlepszych piosenek
wszechczasów
(30 miejsce
– „I walk the Line”
87 miejsce –
„Ring of fire”
163 miejsce –
“Folsom Prison Blues”)
4 albumy znalazły się na listach dotyczących albumów
Przegląd filmów z Joaquinem Phoenixem możecie znaleźć TUTAJ.
Film jest po prostu cudowny.
OdpowiedzUsuń100% racji :)
OdpowiedzUsuńPopieram.
OdpowiedzUsuńFilm jest CUDOWNY!
Każda scena ma swój urok.
A oświadczyny na scenie? <3!!!!!
Mam na tapecie w tel zdjęcie z tego 'wydarzenia'. Strasznie wzruszające!
Bo to Phoenix w końcu :)
K.