Pokazywanie postów oznaczonych etykietą joaquin phoenix. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą joaquin phoenix. Pokaż wszystkie posty

"Nieracjonalny mężczyzna" - recenzja

komedia/dramat
oryginalny tytuł: Irrational Man
rok: 2015
reżyseria: Woody Allen
scenariusz: Woody Allen

Od "Wszystko gra" powstały filmy średnie jak np. "Scoop - Gorący temat" czy nieco lepsze jak "O północy w Paryżu". Jest też jedna naprawdę udana produkcja - świetne "Blue Jasmine". Gdzie plasuje się "Nieracjonalny mężczyzna"? Gdzieś pomiędzy, jednak bliżej tego lepszego. Od razu powiem, że to mógł być naprawdę rewelacyjny film. Marzy mi się zobaczyć go w wersji mniej komediowej, nawet w reżyserii Allena, bo po "Blue Jasmine" oraz "Wnętrzach" stwierdziłam, że cenię Allena bardziej jako reżysera filmów raczej serio. No, ale... Dostaliśmy co dostaliśmy i o tym napiszę kilka słów.

"Imigrantka" - recenzja

melodramat
oryginalny tytuł: The Immigrant
rok: 2013
reżyseria: James Gray
scenariusz: James Gray, Ric Menello

Są filmy, które na rottentomatoes mają rewelacyjne recenzje, na imdb całkiem dobre, a na filmwebie fatalne. Tak też jest z "Imigrantką". Jej seans odkładałam bardzo długo. Niby pozytywne głosy zza granic Polski dawały mi nadzieję, że "Imigrantka" będzie niezła, ale tyle się złego naczytałam u nas, że miałam spore obawy. Bałam się, że się zawiodę, że będzie to kiczowate romansidło, ale ostatnio pomyślałam "Gray! Twój ostatni film to jeden z kilku najpiękniejszych filmów jakie w życiu widziałam, musiałeś dać radę, nie spieprzyłeś tego!" i cała spięta włączyłam go. Denerwowałam się - poważnie. Co się okazało? "Imigrantka" dołączyła do grona filmów takich jak "Do szpiku kości" czy "Wszystko w porządku", których obejrzenie odkładałam przez mało zachęcającą oceną na filmwebie, a które są bardzo dobrymi filmami. Może w przypadku "Imigrantki" to trochę za dużo powiedziane, ale to naprawdę dobre, dojrzałe kino. Teraz już wiem by zawsze zaglądać we wszystkie trzy miejsca żeby nie przeoczyć porządnego filmu. Wam też to polecam. Nie wiem czy Polakom aż tak przeszkadzała kalecząca nasz ojczysty język Cotillard czy jesteśmy narodem mniej wrażliwym niż Zachód (aż po Amerykę), ale to kolejny, przemyślany i udany film Graya.

30 dobrych filmów, o których mogłeś nie słyszeć - część 1

Większość z nich nie jest rewelacyjna - gdyby były pewnie byś je znał. Ale są dobre, a niektóre nawet bardzo dobre. To produkcje, które dostały ode mnie noty od 7/10 do 9/10. Połowa filmów ma na filmwebie kilkaset głosów, więc są praktycznie nieznane, a reszta ma nie więcej niż 1-3 tysiące głosów, także nie są to popularne produkcje. Oto lista 15 porządnych filmów, o której mogłeś nie słyszeć. Druga część postu TUTAJ.

1. Inventing the Abbots
Joaquin Phoenix, Liv Tyler i Jennifer Connelly są główną atrakcją filmu, jednak sama historia też jest niezła - dojrzewanie, pierwsze miłości i tak dalej. Fajne kino.

Dobre i złe romanse

Często przedstawiany w filmach wątek zdrady jest tak prostym i popularnym, a zarazem zawsze aktualnym i wyjątkowo ciekawym. Zaczynając od tego, że oglądamy często intymną, szczerą i przejmującą relację oddalającej się od siebie pary (np. jak w "Blue Valentine), potem widzimy wątpliwości i wahania (które sami nierzadko również odczuwamy, świetnie przedstawione w "Takie This Waltz"), by potem często czuć (skażoną), lecz uskrzydlającą świeżość przy nowym parterze czy kochanku (lub też wyrzuty sumienia i upadek). Pełni obaw, smutku, ale i szczęścia bohaterowie muszą stawić czoła konsekwencjom (karom?) tego co uczynili. Często stawiamy sobie pytanie czy bohater/ka porzuci dawne życie, jak zakończy się film? Z produkcji zawierających tego typu wątek szczególnie ujął mnie swoją magią właśnie "Take This Waltz", ale chyba najbardziej byłam ciekawa zakończenia "Małych dzieci". Temu tematowi poświęciłam jeden, krótki post (tutaj), ale postanowiłam zrobić nie tylko listę filmów, w których przewija się wątek romansu, ale również z przymrużeniem oka dodać do tego swoje odczucia, które towarzyszyły mi podczas seansu.

Paul Thomas Anderson + Joaquin Phoenix po raz drugi, czyli Inherent Vice

Już po „Mistrzu” (recenzja tutaj) czytaliśmy, że w kolejnym filmie Paula Thomasa AndersonaInherent Vice” w głównej roli zobaczymy znowu Joaquina Phoenixa. W filmie wystąpią też Reese Witherspoon, Owen Wilson, Benicio Del Toro i Josh Brolin. Dla mnie to absolutna aktorska śmietanka. Czterech z pięciu aktorów należą do jednych z moich ulubionych - czego chcieć więcej?

Scenariusz został napisany na podstawie powieści Thomasa Pynchona z 2009 roku o tym samym tytule. Głównym bohaterem jest niestroniący od używek detektyw. Kontaktuje się z nim jego była dziewczyna i informuje o pogłoskach, że jego przyjaciel zostanie porwany. Nagle znikają obydwoje. Historia toczy się w 1969 roku w Los Angeles. Jeśli interesuje was trochę dokładniejszy opis historii, zajrzyjcie tutaj. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o pisarzu, polecam ciekawy artykuł (ma 2 strony), który przeczytacie tutaj.

"Kochankowie" - recenzja

dramat/romans
oryginalny tytuł: Two Lovers
rok: 2008
reżyseria: James Gray
scenariusz: James Gray,  Ric Menello

Gdybym film miała przedstawić na kartce i przenieść jego atmosferę na kartkę za pomocą kredek to zamalowałabym ją na szaro. To oddaje ogólny klimat tego filmu. Nasuwa się: nuda, nuda, nuda, ale nie. Pod warstwami szarości można się doszukać (co nie oznacza, że wszystkim uda się przez nie przebrnąć) emocji, tony emocji. Właśnie takie filmy najbardziej mnie zachwycają (nie jest to reguła, ale często tak jest) i tak właśnie było w tym przypadku.

Let's cry, czyli filmy, które mnie wzruszyły

Nie wszystkie to historie miłosne, w niektórych ktoś umiera, w niektórych zapadła mi w pamięć jedna scena, w innych czułam na sobie emocje bohatera, a jeszcze inne mają po prostu mocną końcówkę. Na każdym z tych filmów coś sprawiło, że uroniłam łezkę (czasem dwie). Nie wiadomo jak by się skończyło oglądanie niektórych teraz, możliwe, że znowu automatycznie jak przy krojeniu cebuli zalałabym się łzami, a możliwe, że wtedy miałam akurat taki dzień, że przyniosło to taki efekt, a teraz obyłoby się bez większych emocji. Tak czy siak narobię sobie dzisiaj obciachu i przedstawiam listę filmów, które autentycznie mnie wzruszyły i utkwiły w pamięci. Czy dla was też będą wzruszające? Nie wiem, ale dla mnie są.

Przegląd filmów z... Joaquinem Phoenixem


Indywidualista trzymający się z dala od Hollywood, przez niektórych uważany nieco za dziwaka (według niego samego po prostu normalny facet, który nie oszalał od sławy), a dla mnie? Nieziemsko przystojny mężczyzna i świetny aktor, którego grę od lat kocham, uwielbiam i podziwiam. Sekta, śmierć brata – o dzieciństwie i życiu prywatnym nie rozmawia i dobrze, bo najważniejsze jest to co widzimy w jego wykonaniu na ekranie, a jest na co popatrzeć. Mój absolutny numer 1, człowiek którego obecność uratowałaby najgorszy film. W dodatku niczym wino – im starszy tym lepszy. Trzykrotnie nominowany do Oscara (aż mi się nie chce tego komentować...) i laureat Złotego Globu. Rzecznik PETA, weganin, nienoszący niczego ze skóry. Odmówił założenia skórzanych butów podczas sesji dla Prady oraz na planie m.in. Gladiatora na jego prośbę „skórzane” ubrania zostały wykonane z syntetyków. W 2012 roku zaserwował nam nieziemski popis aktorstwa, wytyczając nową jakość w kinie. Już wiecie o kim mowa – Joaquin Phoenix!

2014: Imigrantka - Joaquin Phoenix i Marion Cotillard


Joaquin Phoenix, większość kojarzyła go z „Gladiatora”, teraz także z „Mistrza”. Szukałam informacji o kolejnych filmach, w których go zobaczymy i troszkę znalazłam. „The Immigrant", bo tak w końcu brzmi tytuł miał premierę na Festiwalu w Cannes w 2013 (brał udział w konkursie głównym - został nominowany do Złotej Palmy). W Polsce zobaczymy go dopiero 14 marca.

Recenzja: "Mistrz"


dramat
oryginalny tytuł: The Master 
rok: 2012 
reżyseria: Paul Thomas Anderson 
scenariusz: Paul Thomas Anderson

Freddie (Joaquin Phoenix) to weteran wojenny, nadużywający alkoholu, agresywny, zagubiony, uciekający przed prawdziwym życiem, niepanujący nad emocjami, ciałem, można rzec - wręcz szaleniec. Miota się tu i tam, aby w końcu włócząc się trafić jakimś cudem na luksusowy statek. Tam poznaje tytułowego Mistrza (Philip Seymour Hoffman) – pisarza, lekarza, filozofa, założyciela ruchu duchowego. Wysłuchuje jego zawiłych wywodów o reinkarnacji i innych mądrości, niestety ten dość prymitywny mężczyzna za cholerę nie może pojąć o czym facet bredzi. Jednak obu coś do siebie ciągnie. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że guru wyhodował sobie posłusznego oddanego, który jedynym mu znanym sposobem przekonywania innych do swojego zdania (czyli laniem po mordzie) broni swego pana, gdy ktoś skrytykuje to co mówi. Ta relacja jednak nie jest tak prosta i sami panowie chyba także nie zdają sobie sprawy jakie znaczenie mają dla siebie nawzajem. Freddie staje się na raz królikiem doświadczalnym, przyjacielem, inspiracją, członkiem rodziny, obrońcą i towarzyszem Mistrza. Dużą rolę odgrywa też żona przywódcy (Amy Adams), niech nie zmyli was ten słodki uśmieszek, jak to gdzieś przeczytałam, taka z niej Lady Makbet.
 

Recenzja: „Spacer po linie”

biograficzny/muzyczny
oryginalny tytuł: Walk the Line 
rok: 2005 
reżyseria: James Mangold 
scenariusz: James Mangold, Gill Dennis


Człowiek w czerni, Król Country, jeden z najbardziej wpływowych muzyków dwudziestego wieku – Johnny Cash. Na ekranie: z jednej strony chwilami nieśmiały, z drugiej pewny swego i niezmordowany. Dźwigający całe życie traumę z dzieciństwa i niemogący pogodzić się z tym jak traktuje go ojciec. Przy tym zawsze elegancki i uwodzicielski. Tak właśnie prezentuje się nam Joaquin Phoenix, który zagrał legendarnego muzyka. W drugiej roli pierwszoplanowej: Reese Witherspoon (jeśli nadal kojarzycie ją tylko jako „Legalną blondynkę” to z czasem postaram się to zmienić). W stu procentach szczera, grająca każdym milimetrem swojego ciała, uroczo podrygująca nóżką na scenie (za tą rolę dostała Oscara).

16 listopada: "Mistrz" – czyli wielki powrót Phoenixa



już jest recenzja! zapraszam: tutaj
Już 16 listopada na ekranach kin w Polsce, będziemy mogli obejrzeć od dawna wyczekiwany przeze mnie film "Mistrz". Wyczekiwany bardziej niż wam się wydaje, gdyż to pierwsza od 4 lat produkcja, w której zagrał Joaquin Phoenix (nie licząc jego autorskiego filmu "Joaquin Phoenix. Jestem, jaki jestem", który powstał w między czasie, ale to całkiem inna historia). Myślałam, że się nie doczekam, a jednak w końcu będę mogła znowu go zobaczyć. 

Pytając znajomych, zdobyłam informacje, że aktor jest kojarzony głównie z roli Cesarza rzymskiego w "Gladiatorze" z 2000 roku. W kolejnych tygodniach postaram się przybliżyć wam jego osobę i zrecenzować najlepsze według mnie filmy, w których wystąpił. Na razie opowiem o wspomnianym na początku, nadchodzącym filmie "Mistrz". Jak napisałam na film czekałam długo i myślę, że na prawdę warto się na niego wybrać, ale po przeczytaniu tekstu ocenicie sami.