Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mark ruffalo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mark ruffalo. Pokaż wszystkie posty

"Foxcatcher" - recenzja

dramat/biograficzny/sportowy
rok: 2014
reżyseria: Bennett Miller
scenariusz: E. Max Frye, Dan Futterman

Dziwna to historia i dziwny to film. "Foxcatcher" od początku wciągał mnie w swoje mroczne zakamarki, chciał omamić i zaczarować, ale starałam się zachować dystans i trzeźwo patrzeć na całą historię. Świetne charakteryzacje, niesamowita muzyka, stylowe zdjęcia... Na pierwszy rzut oka to film porządny, zrobiony pod Oscary, ale gdy przyjrzymy się bliżej zdecydowanie czegoś w środku mu brakuje. Mam wrażenie, że twórcy tak skupili się na statycznych ujęciach, poważnej muzyce i klimacie, który od pierwszych chwil nachalnie mówi "tu wydarzy się coś złego", że zapomnieli o treści i bohaterach, tworząc nikły zarys historii. Specjalista od filmów biograficznych Bennett Miller tym razem zrobił film zimny, wykalkulowany i zdecydowanie gorszy od poprzedniej produkcji "Moneyball".

Scenariusz jest naprawdę bardzo dziwny. Pisząc pół żartem teraz powinien postać film o relacji Johna du Pont z drugim z braci, której poświęcone jest naprawdę niewiele czasu. To się po prostu nie klei. Jakby twórcy sami nie wiedzieli o czym chcą zrobić film. Oglądamy powoli rozwijającą i zmieniającą się relację dwóch głównych bohaterów po czym... No właśnie. Reżyser przypomina sobie o prawdziwej historii i na koniec wrzuca wydawałoby się główne wydarzenie. Potem z obowiązku przypomina sobie o swym głównym bohaterze i coś tam pokazuje by domknąć jego wątek. Naprawdę dziwnie skonstruowany jest ten film. Szczerze mówiąc nie zwróciłam nawet uwagi, że do końcowych wydarzeń doszło kilka lat później (było to powiedziane w filmie?). Moje różne wątpliwości dopiero rozwiały przeczytanie po seansie artykuły. To produkcja, z której jeśli chcecie wyjść zadowoleni nie możecie oczekiwać dobrze opowiedzianej historii, a na pewno zapomnieć o ludziach na podstawie, których życia (podobno) stworzono ten film. Pozostaje delektować się ujęciami, muzyką czy oglądać bez większych oczekiwań specyficzne relacje bohaterów.

"Zacznijmy od nowa" - recenzja


komedia/dramat/muzyczny
oryginalny tytuł: Begin Again
rok: 2014
reżyseria: John Carney
scenariusz: John Carney

Dan (Mark Ruffalo) – kiedyś znany i ceniony producent muzyczny, teraz popijający, nieregularnie pojawiający się w pracy mężczyzna śpiący w syfiastym mieszkaniu na czymś czego nazwanie łóżkiem jest komplementem. Pewnego dnia po spotkaniu z córką (której jak się okazuje wieku nie jest pewien) i wykopaniu z pracy  mocno podpity trafia wieczorem do pubu, w którym wyciągnięta na scenę przez swego przyjaciela autorka tekstów Greta (Keira Knightley) prezentuje swoją najnowsza kompozycję. Mężczyzna z miejsca zakochuje się w jej głosie i namawia na współpracę.

Zacznę od tego co jest jedną z najważniejszych kwestii w tego rodzaju produkcjach - oczywiście muzyki. Piosenki są świetne, ale to po prostu świetne! Stylowo bardzo do siebie podobne - bardzo spokojne, intymne, szczere. Słyszałam już śpiewającą Keirę (np. w „Edge of love”), ale tutaj całkowicie mnie zaskoczyła. Nie tylko odśpiewuje co trzeba swoim pięknym, subtelnym głosem, ale robi to we własnym stylu. Pewnie jak większość z was znam kilka czy może nawet kilkanaście piosenek Maroon5, ale dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak unikatowy i interesujący Adam ma głos. O jego aktorstwie nie ma za bardzo co pisać – był, trochę zagrał, generalnie pozostawił po sobie pozytywne wrażenie. Scena gdy śpiewa na koncercie była znakomita! Jedna z lepszych scen w filmie, na której się mocno wzruszyłam. Muzycznie produkcja stoi na bardzo wysokim poziomie i jeśli po seansie dacie mu 8/10 lub więcej to prawdopodobnie właśnie za to.

"Thor: Mroczny świat" - recenzja + "Thor" i "Avengers"

fantasy/przygodowy
oryginalny tytuł: Thor: The Dark World
rok: 2013
reżyseria: Alan Taylor
scenariusz: Ch. Yost, Ch. Markus, S. McFeely

Nie znam się na tego typu kinie. Pomyślałam jednak, że napiszę kilka słów o wymienionych wyżej trzech produkcjach - chyba głównie dla kobiet takich jak ja, które wzdrygają się na samą myśl o tej serii, a nie dały jej nawet szansy. Skupię się na zeszłorocznym „Thor: Mroczny świat”, bo z ich trójki  spodobał mi się najbardziej. Jak napisałam nie jestem fanką tego typu kina, a film trwający blisko 2 godziny minął mi miałam wrażenie w dosłownie 30 minut. Kiedy kończył się chciałam jeszcze i jeszcze. Odpoczęłam, pośmiałam się i zwyczajnie dobrze się bawiłam. Nawet osobom dla których świat z komiksów Marvela jest zupełnie obcy polecam film, bo to porządna rozrywka dla każdego. Mimo, że chemii między Thorem, a Jane próżno szukać to produkcja ta i tak zostanie moją ulubioną z tych trzech, które dotychczas oglądałam.