komediodramat
rok: 1998
reżyseria: Vincent Gallo
scenariusz: Vincent Gallo, Alison
Bagnall
Myślałam,
że przemierzyłam Filmweb wzdłuż i wszerz, a jednak. Jakimś cudem nigdy nie
trafiłam na „Buffalo ‘66”. Christinę Ricci bardzo długo kojarzyłam jako
Wednesday Addams, do czasu gdy obejrzałam „Pokolenie P”, gdzie moim zdaniem
stworzyła najlepszą postać osoby z osobowością borderline, jaką widziałam na
ekranie. Zapomnijcie jednak o szczupłej, bladej dziewczynie z czarnymi włosami
i wybałuszonymi oczami. Tutaj oglądamy uroczą blond istotkę przy kości. Vincenta
Gallo głównie pamiętałam z „Domu dusz” i z „Tetro”. Oprócz tego, że jest
aktorem jest też modelem i muzykiem. No i reżyserem, a „Buffalo ‘66” było jego
reżyserskim debiutem (razem stworzył 3 niezależne, długometrażowe filmy). Film
po części jest zainspirowany jego życiem, głównie chodzi tutaj o rodziców.
Produkcja
przedstawia jeden dzień z życia Billy’ego, który właśnie wyszedł z
więzienia. Znerwicowany, zagubiony, chwilami wręcz irytujący i samotny duży
dzieciak (bo poznając go z czasem stwierdzamy, że nim właśnie jest) nie ma
zielonego pojęcia jak się odnaleźć. Jego postać czasami wygląda jak parodia
samego siebie. Męczy, ale wzbudza współczucie (i masę innych emocji). Z jednej
strony zdeterminowany, pewny swego i szukający ukojenia w zemście mężczyzna, a
z drugiej strony duchem jeszcze zawstydzony nastolatek szukający zrozumienia,
akceptacji i po prostu odrobiny ciepła, której tak mu brakowało w dzieciństwie
i gdzieś tam podświadomie mający nadzieję, że coś lub ktoś sprawi, że poczuje
jeszcze przed śmiercią radość życia. W tym jednym dniu jego towarzyszką
zupełnie przypadkowo zostaje Layla. Ma udawać przed rodziną Billy'ego (która
nic nie wie o pobycie syna w więzieniu) jego żonę i sprawić, aby jak najlepiej
wypadł w ich oczach. Po umiarkowanie udanym spotkaniu coś sprawia, że ta dwójka
spędza razem resztę dnia. Niepozorna Layla z początku nieco bierna z
czasem okazuje się trafnym obserwatorem i więcej niż uroczą, niewinną
dziewczynką. Chwilami wydaje się, że może nawet uda jej się oswoić Billy'ego,
ale czy zmieni jego wieczorny plan zemsty, na zrealizowanie którego czekał
kilka lat?
Gallo
niczym Bóg bawi się swoimi bohaterami. Chodzą bardzo krętymi drogami, ich plany
często nagle, bez większego powodu zmieniają się, jakieś magiczne siły
sprawiają, że kiedy mają się już pożegnać, znowu gdzieś razem idą. Chwilami
robi sobie z nich żarty. Scena gdy Billy szuka toalety jest smutno-komiczna.
Jest to przesiąknięty smutkiem świat, lecz ma w sobie pewien urok. Szary świat
z kilkoma promykami w postaci kuli do kręgi, kubka czekolady, gorącej kąpieli i
jak się okazuje… Layly, która niezrażona towarzyszy rozbitemu mężczyźnie.
Świetnie
napisane, bardzo charakterystyczne postaci i jeszcze lepiej zagrane. Czy Ricci
przysłoniła swoimi, krótkimi wypowiedziami i uroczymi minkami, tego który
powinien być tu najważniejszy – głównego bohatera i reżysera filmu Vincenta
Gallo? Wydaje mi się, że trochę tak się stało. Do dzisiaj niewiadomo dokładnie
o co poszło i dlaczego Gallo tak baaardzo negatywnie wypowiadał się o Ricci, a
ona nazwała występ w jego filmie błędem. Jego trudny charakter i młody wiek
aktorki (zagubienie etc.) podczas kręcenia? Tak czy siak w filmie konfliktu nie
widać, a dwójka stworzyła jeden z najbardziej interesujących duetów na ekranie.
Film
ten mimo, że opowiada smutną historię to przez wyjątkowo cierpki, ale jednak
humor i urok Ricci summarum nie przygnębia widza. Gallo bawi się stylami i
koncepcjami. Umieścił w filmie nieco kiczowate, lecz według mnie świetne sceny
podczas których postaci wchodzą w pewnego rodzaju muzyczny trans i na chwile
oderwane od całej historii zapominają w tym onirycznym stanie o całym świecie.
Pierwszy
podobny do „Buffalo ‘66” tytuł jaki przychodzi mi do głowy to „Między słowami”,
czyli powolny, przegadany i klimatyczny. Jednak z okrutniejszym światem, z
jeszcze lepiej sportretowanym zagubionym człowiekiem i z dysfunkcyjną rodziną.
Do tego wiele świetnych ujęć, których nie powstydziłby się Wes Anderson.
Podsumowując magiczny, oryginalny film o trudnościach w życiu, który szczerze
urzeka, a Ricci oczarowuje. No i w jednej scenie pojawia się sam Mickey Rourke.
Trzeba zobaczyć :)
Dla Mickeya Rourke'a - zawsze:) Christina Ricci zawsze kojarzy mi się z dość tandetnymi filmami w stylu "Przeklętej" i "Zgromadzenia", ale coś w sobie ma.
OdpowiedzUsuńMi właśnie przeciwnie, tych filmów akurat nie kojarzę, głównie właśnie kojarzę ją z świetnej roli "Pokolenie P' "Jeźdźca bez głowy"m no i teraz z "Buffalo '66", ale rzeczywiście jak patrzę na filmografię ma trochę dziwnych ról, nie oglądam raczej takich filmów, więc się nie natknęłam na szczęście :P Rourke jest malutko, ale fajnie, fajnie ;)
UsuńThe Gathering nie powala, ale znowu nie jest najgorzy, jeszcze byl taki film Anythin Else z nia, Allena no i Monster przeciez, jak to jest tandetny film... :D Musze jeszcze Black Snake Moan zobaczyc, kiedys zaczalem i nie bylo mi dane dokonczyc :)U Wachowskich tez byla, dobrze, dobrze :)dave
UsuńWow uświadomiłeś mi, że "Speed racer" jest Wachowskich, dobrze wiedzieć :D Kiedyś przy obiedzie niedzielnym leciał w tv, dałam 6/10, no bo Hirsch, Goodman.. Niestety kojarzę tak generalnie jako coś w klimatach "Małych agentów" :P
Usuńno bo dla dzieci filmiacz :) ale tutaj tez jest haczyk: Wachowscy za dzieciaka jarali sie anime o tym samym (albo podobnym) tytule i zawsze chcieli by powstal z tego film. No i powstal :) Co z teo, ze na poziomie pierwszej klasy podstawowoki, jak sie zrobilo MAtrixa to dzielo zycia zaliczone ;) dave
Usuńja bym się skusiła.
OdpowiedzUsuńJejq tyle razy widziałam początek tego filmu w tv, że ciężko policzyć. Nigdy nie obejrzałam do końca, bo po prostu mnie usypiał [plus nocna pora], wydawał się, że zmierza donikąd, jest taki bez pomysłu - mimo wszystko fajne retro zdjęcia, urocza Ricci, którą mam nadzieje zobaczyć jeszcze we wspomnianym "Pokoleniu P" .
OdpowiedzUsuńTo dziwne, że wcześniej o nim nigdy nie słyszałam, nic a nic. No jak pisałam to jeden z tych przegadanych (jak wspomniane "Między słowami"), więc dla jednych może dążyć gdzieś, inni tego nie dostrzegą, ale fakt faktem w takich filmach głównie chodzi o dialogi, a nie sam cel historii. A "Pokolenie P" ciężko mi powiedzieć czy to dobry film, bo jest po prostu tak prywatnie dla mnie bardzo ważny i co rzadko robię dałam 10/10 bez namysłu. Dodam, że gra tam też Michelle Williams i to całkiem sporo :)
Usuńobejrzałam kilka lat temu ze względu na szurniętego Gallo ;) Co za film, nie podobny do żadnego innego.
OdpowiedzUsuńcudowny film, niedoceniony
OdpowiedzUsuń