"Big Short" - recenzja

komedia/dramat/biograficzny
oryginalny tytuł: The Big Short
rok: 2015
reżyseria: Adam McKay
scenariusz: Adam McKay, Charles Randolph

Bale, Pitt, Gosling i Carrell - ten skład obiecywał wiele, a dał jeszcze więcej. Nowy film znanego z komedii McKay'a to nie tylko świetne aktorstwo i porządna produkcja o kryzysie finansowym. To również montażowa perełka przyjmująca momentami formę popkulturalnego kolażu z zawierającym m.in. Metallicę i The Pussycat Dolls, hiper eklektycznym soundtrackiem w tle.

Nawet ignorant, który nie wie po ile stoi euro, zrozumiałaby bez większego problemu to, czym zajmowali się bohaterowie "Wilka z Wall Street". Tym razem może być gorzej. Dzięki kierunkowi jaki studiuję, pojęcia używane w filmie były mi znane, jednak np. moi znajomi mieli już problem ze zrozumieniem żargonu bankierów. W zetknięciu się z światem ludzi, których credo to kasa, mają pomóc kuriozalne wstawki, takie jak pijąca w wannie szampana Margot Robbie czy grająca w blackjacka Selena Gomez, tłumaczące czym są m.in. syntetyczne CDO. Dziwaczność tych ujęć i zaskoczenie związane z pojawieniem się aktorek przysłania zawartość merytoryczną, ale nawet bez ich krótkich lekcji ekonomii, przynajmniej zarys historii zrozumiecie.

Chaotyczny, twardy montaż, mnóstwo szwenków i rozbrajające wstawki takie jak wywiad z Britney Spears stawiają tę produkcję na półce innej niż np. "Wall Street". "Big Short" niczym Monopoly uczy i bawi. To nieco przykre, ale i niesamowite, że można tak świetnie się bawić, oglądając historię kryzysu z 2007 roku.


Bale jako mizantrop-geniusz ze szklanym okiem i nerwami ze stali, dał nie wiem, który już godny najlepszych nagród występ, mogę jak zwykle jedynie pokłonić się przed jego talentem. Gosling spisał się dobrze, ale nie pokazał niczego nowego (zresztą tak jak Pitt), chociaż to ten drugi wcielając się w spokojnego dziwaka zapadnie wam w pamięć. Niespodzianką okazał się nominowany w zeszłym roku po raz pierwszy do Oscara Steve Carell. Rola gruboskórnego raptusa o dobrym sercu to najlepszy w jego karierze występ. Jego obcesowość dosłownie rozkłada na łopatki. Bale jak zawsze stworzył wokół swojego bohatera osobny świat i kradnie każdy centymetr kwadratowy ekranu, ale to dzięki Carellowi uśmiejecie się po pachy, a zarazem wzruszycie, bo jego bohater nie jest zwykłym krzykaczem.

"Big Short" jednocześnie rozbraja i wprowadza w zadumę na temat moralnej kondycji społeczeństwa. To bezprecedensowa historia, wyśmienity humor, niepowtarzalna forma i rewelacyjne kreacje aktorskie. Kayo antagonizuje świat finansów, a Bale z Carellem dają zupełnie inne, wspaniałe popisy. I nie martwcie się, gdy już złapiecie się na kibicowaniu ludziom, którzy wzbogacą się na tragedii milionów ludzi. Też tak miałam. Jest 6 stycznia, a ja już obejrzałam jeden z kilku najlepszych filmów roku. Oby tak dalej.

1 komentarz:

  1. U mnie niestety tego nie grają, a szkoda, bo na pewno bym się wybrała.

    OdpowiedzUsuń