"Sierpień w hrabstwie Osage" - recenzja

dramat/komedia
oryginalny tytuł: August: Osage County
rok: 2013
reżyseria: John Wells
scenariusz: Tracy Letts

Pisarz i alkoholik Beverly Weston (Sam Shepard) zatrudnia do opieki nad swoją żoną i zajmowania się domem sympatyczną Indiankę. Niedługo później znika, a do chorej, opuszczonej Violet (Meryl Streep) zjeżdża się cała rodzina by pomóc odnaleźć ojca. Na miejscu muszą zmierzyć się z przeszłością, problemami i przede wszystkim szczerością, której nikt sobie nie szczędzi. "Sierpień w hrabstwie Osage" to prawdziwa i wręcz do bólu życiowa produkcja. Do tego przejmująca i wprowadzająca w takie cudowne momenty wyciszenia, np. gdy matka opowiada pewnego wieczoru córkom o swoim trudnym dzieciństwie. Myślę, że zmusi większość widzów do chociaż sekundy refleksji nad sobą i swoją rodziną, co jest również ogromnym atutem, jednak tym największym jest dla mnie humor. Specyficzny, sarkastyczny, niesamowity humor. Świetne, inteligentne i zabawne kino.

„Świetliki w ogrodzie”, „Rodzinny dom wariatów”, „Wojna domowa” czy trochę mniej, ale też „Pocztówki znad krawędzi” (przypomniało mi się jeszcze - "Margot jedzie na ślub"). Mnóstwo było filmów o kłócącej się rodzinie. Tutaj historia jest cóż, dosyć podobna. Problemy, choroby i tajemnice. Jednak jak już się spodziewacie nie jest to tylko kolejna taka produkcja. Gra jest wyborna, po prostu wyborna. Mimo, że oczywiście była genialna to wcale nie jest to jeden wielki pokaz Meryl Streep. Absolutnie wszyscy dają czadu. Do tego nie ma nudy, jęków i użalania. Dynamicznie, z pazurem, chwilami wręcz zaskakuje – całość palce lizać, wyśmienita. Nie spodziewałam się czegoś aż tak dobrego. Naprawdę szczerze się uśmiałam. Humor oczywiście osobliwy (i bardzo gorzki), ale myślę, że prawie wszyscy przynajmniej kilkukrotnie się uśmiechną pomimo, że jest to niełatwe, a wręcz ciężkie kino. Czasami jest za bardzo, za głośno, za dużo już tych przekleństw, ale ja lubię, oj lubię, delektowałam się tym na całego.

Nie jestem fanką Streep. Nie będę tu rozpisywać się o jej niesamowitej wszechstronności i talencie, ale nigdy nie szalałam za nią. Nie widziałam jeszcze "Wyboru Zofii" ("Sprawa Kramerów" - nie przesada?), ale z tego co miałam przyjemność oglądać później jako te najulubieńsze wymieniałam role w "Pocztówkach znad krawędzi", "Domie dusz" i z nowszych "Diabeł ubiera się u Prady". Rola w "Sierpień w hrabstwie Osage" bez wątpliwości będzie tą wspominaną bardzo długo przeze mnie (i z pewnością przez innych). Obawiam się, że Streep powinna zacząć już układać podziękowania, bo myślę, że statuetka jak za nic innego się należy (chociaż oczywiście żal też Amy Adams, która również bardzo się stara, a nominacji i statuetek ma dokładnie tyle co DiCaprio). Nieczęsto się to zdarza, ale oglądając film myślałam „tak, to jest właśnie rola na Oscara”. Jak jeszcze nigdy poczułam geniusz Meryl Streep. Co do Julii jestem całkowicie nieobiektywna, kocham ją w każdym wydaniu i oczywiście będę kibicować (Lawrence zdąży jeszcze dostać statuetkę z pewnością nie raz). Roberts dała z siebie wszystko, rola na poziomie „Erin Brockovich”. Chris Cooper wspaniały, Martindale idealnie dobrana do roli, zresztą to samo Juliette Lewis, była cudowna. John Wells wycisnął ze wszystkich co się dało.

Nie rozłożył na łopatki tak abym radośnie dała 10/10, chociaż jak pisałam znacznie lepszy niż myślałam, ale rozbawił prawie do łez i na prawdę było się czym delektować - naciągnięte 9/10 za więcej niż standardową historię o problemach rodzinnych z zaskakująco dużą ilością sarkastycznego humoru. No i przypomniałam sobie jak bardzo kocham Julię Roberts ;) A tak w ogóle nawet nie wiecie jak bardzo byłam zdziwiona gdy okazało się, że trwał ponad 2 godziny!! Czułam, że było standardowo, tak około półtorej godziny - nie przesadzam. Szczerze polecam, chociaż jest to oczywiście na tyle osobliwe kino, że nie każdemu przypadnie do gustu.

4 komentarze:

  1. Widziałam dziś ten film w kinie. Zgadzam się, jest rewelacyjny. Poza tym to jeden z tych filmów, który długo nie daje spokoju po seansie. Pewnie za jakiś czas go jeszcze raz obejrzę.
    Co do aktorstwa - uwielbiam Meryl. Jak zwykle była genialna (według niektórych przeszarżowała, nie wiem w sumie dlaczego tak uważają). Nie przepadam natomiast za Julią Roberts, ale tu mnie naprawdę zachwyciła. Dziwi mnie tylko nominacja, za rolę drugoplanową, skoro grała jedną z głównych ról. Mimo to życzę jej wygranej. Jedyną aktorką, która mnie denerwowała była Abigail Breslin. Ale jak ogólnie jej nie lubię, więc stąd ta niechęć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak!! Nie wiem czy słabo zagrała czy nie pasowało, ale coś mi z Abigail nie pasowało.. A do filmu z pewnością wrócę żeby delektować się raz jeszcze tekstami, minami.. ;) Miny Streep w czasie modlitwy ahh ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To była świetna scena :) Mi się jeszcze podobała walka Meryl i Julii - jeszcze nigdy nie widziałam tyle agresji w pani Roberts :)

      Usuń
  3. Oj, ta scena, w której Violet opowiada historię o butach jest niesamowita!

    OdpowiedzUsuń